To w jego auto uderzył samochód wiceministra Osucha. "Mam żal. Nie było żadnej reakcji"
We wtorek na drodze nr 783 między Wolbromiem i Miechowem czarny mercedes, którym podróżował wiceminister sportu i turystyki Jacek Osuch, zderzył się z jadącą z naprzeciwka skodą. Kierowca skody ma żal do ministra i jego kierowcy.
31.08.2022 | aktual.: 01.09.2022 08:10
Do wypadku doszło we wtorek około godz. 15 na drodze wojewódzkiej numer 783. Według doniesień, po czołowym zderzeniu jeden z pojazdów zatrzymał się na poboczu. Drugi wypadł z drogi i zatrzymał się dopiero na przydrożnym nasypie.
Do informacji o wypadku, jeszcze tego samego dnia, odniósł się sam wiceminister. "Na szczęście żadnemu z pozostałych kierowców i pasażerów - takie mam informacje - nic poważnego się nie stało. Kierowca samochodu dostawczego, skręcając w lewo, wymusił pierwszeństwo i zajechał nam drogę. Kierowca, z którym podróżowałem, chcąc uniknąć zderzenia, próbował hamować, aby ominąć pojazd. Niestety, z naprzeciwka jechał kolejny samochód i doszło do zderzenia" - napisał na Facebooku.
Po pracy chciał spotkać się z kolegą
Serwisowi "Faktu" udało się dotrzeć do kierowcy skody, w którą uderzyło auto wiceministra. To pan Marcin, mieszkaniec małej wioski – liczącego zaledwie 160 mieszkańców Orłowa pod Słomnikami. Tego dnia, po zakończeniu pracy, postanowił odwiedzić swojego kolegę. Nagle, między Wolbromiem i Miechowem, uderzył w jego auto czarny mercedes.
- Uderzyłem klatką piersiową o kierownicę, wybiły poduszki powietrzne. Poczułem, jak auto ucieka do tyłu. Wpadłem do głębokiego rowu, który był obok. Po chwili odpiąłem pasy, bo mnie bolało. Plułem krwią. Wysiadłem z tego samochodu i położyłem się na skarpie. Nie mogłem oddychać. Było mi strasznie ciężko. Czułem, jakbym miał zaraz umrzeć - opowiada "Faktowi" pan Marcin.
Mężczyzna twierdzi, że natychmiast podbiegli do niego świadkowie wypadku - kierowcy z innych aut. Starali się udzielić mu pomocy.
Pan Marcin trafił do karetki razem z pasażerem czarnego mercedesa. Twierdzi, że miał obrażenia nogi, założono mu szynę.
"Mówił w karetce, że jest ministrem"
- W karetce mówił do pielęgniarzy, że jest ministrem. Nie wiem, dlaczego, może, żeby mieć lepszą opiekę? Żeby szybciej się nim zajęli? – zastanawia się pan Marcin w rozmowie z serwisem. - Dzwonił też do kogoś, chyba do kogoś z policji, może do komendanta? - dodaje.
Pan Marcin twierdzi, że ma żal do kierowcy i do pasażera pojazdu, który w niego uderzył. - Mogli przyjść i zapytać, co się stało, czy potrzebuję pomocy, a tu nie było żadnej reakcji. Minister nic nie mówił do mnie w karetce. Ja pytałem, co by się stało, gdyby w samochodzie były dzieci. Uważam, że kierowca zachował się nierozważnie. Dlaczego wykręcił prosto na czołówkę? Mógł przecież skręcić w prawo - mówi mężczyzna serwisowi "Faktu".
Zobacz też: Patriotyczne ławeczki. Posłanka nie wytrzymała: Bzdurne rzeczy
"Ważne, by ustalić, kto był winny"
Rzecznik małopolskiej policji Sebastian Gleń poinformował serwis, że mundurowi badają okoliczności zdarzenia i przesłuchują świadków. Wiadomo już, że auto, którym podróżował minister, prowadził zatrudniony w resorcie 61-letni kierowca. - Mercedes jechał w kierunku Miechowa. Z naprzeciwka jechał renault master i nagle skręcił w lewo przed nimi. Kierowca mercedesa, by uniknąć zderzenia, próbował uciec i zjechał na lewy pas przeciwległy. Tam niestety jechała skoda i doszło do czołowego zderzenia, ze skodą – mówi o ustaleniach śledczych Sebastian Gleń.
- Nieważne, kto był za kierownicą, kto był pasażerem i czy był to polityk. Ważne jest, żeby ustalić, kto był winny - mówi serwisowi "Faktu" pan Marcin. Mężczyzna uważa, że policjanci powinni sprawdzić, czy na wypadek mogła mieć wpływ prędkość mercedesa, którym jechał wiceminister Osucha.
Źródło: "Fakt"
Czytaj też: Rosjanie zwołują "masówkę". Wywiad ujawnia