Strażnicy miejscy masowo zwalniają się z pracy
Krakowska Straż Miejska od początku tego roku straciła jedną siódmą funkcjonariuszy. Część strażników przyznaje, że powodem - oprócz pieniędzy - jest zła atmosfera wprowadzona przez komendanta Janusza Wiaterka. Mają dość niejasnych reguł, "papierkowej roboty" i braku wsparcia swojego szefa.
13.06.2007 08:44
Starzy na wylocie
Fala niezadowolenia narasta - w ubiegłym roku zwolniło się 70 na około 400 osób. W tym roku - 51, a kolejnych 60 pozytywnie przeszło weryfikację do krakowskiej policji. Największą stratą są doświadczeni pracownicy - obecnie ponad połowa funkcjonariuszy nie przepracowała w straży pięciu lat.
Dlaczego stara kadra odchodzi? Ciągłe kontrole, odprawy, tłumaczenia. Często strażnicy, zamiast wyjść na ulice, muszą pisać wyjaśnienia dlaczego np. nie dali komuś mandatu, a tylko zastosowali pouczenie - wyjaśnia jeden z pracowników Straży Miejskiej.
Z braku wyszkolonych ludzi nie ruszyła, szumnie zapowiadana na początek czerwca, grupa interwencyjna, "komandosi". Komendant Wiaterek jest jednak optymistą. Grupa powstanie w tym roku -zapewnia. Jest oburzony zarzutami o tworzenie złej atmosfery. Strażnik jest urzędnikiem i ze swoich decyzji musi się rozliczać pisemnie - mówi. Wtóruje mu Daniel Pokuta, szef NSZZ "S" w krakowskiej straży, od niedawna kierownik referatu. Niektórym nie podoba się, że mają więcej papierkowej roboty, ale takie są wymogi - podkreśla. Dodaje, że żadne oficjalne skargi do niego nie dotarły.
Dotarły natomiast do drugiego związku, kierowanego przez Marcina Sobolewskiego. Nie chodzi o wymogi, tylko o obietnice bez pokrycia, chaos, nieprzestrzeganie własnych regulaminów. Kiedyś byliśmy wzorem, teraz się z nas śmieją - mówi.
Strażnik też urzędnik
To jednak nie koniec listy skarg. Według strażników, ich działanie jest obecnie nastawione na zadowolenie mediów. Po artykule o handlarce z przejścia podziemnego, komendant nakazał postawić tam 24-godzinny patrol strażników. Mieli pilnować, żeby kobieta nie wróciła. Sześciu ludzi stało tam bez sensu, a wiadomo, że była w szpitalu - mówi jeden ze strażników.
Zarzucają też komendantowi, że nie zjawił się podczas zabezpieczania wieczornych uroczystości lokacyjnych. Wszystko zorganizowałem, nie było potrzeby, bym był tam osobiście. Zresztą przecież nie doszło do żadnych ekscesów - oburza się.
Pierwszym wyraźnym sygnałem, że w straży źle się dzieje, było m.in. skierowanie sprawy do sądu pracy przez jednego z pracowników. Sąd pierwszej instancji uznał jego racje. Prokuratura nie doszukała się natomiast znamion przestępstwa w działaniu komendanta (zawiadomienie w tej sprawie wniosło dwóch pracowników Straży Miejskiej).
Jest grupa osób, którym się nie podobają moje rządy. Albo się dostosują, albo będą musieli odejść - mówi Wiaterek. Wyjdzie na to, że wszyscy odejdą - kwitują strażnicy.
Czy do 2010 roku uda się zgromadzić 600 etatów, jak zaplanowano? Uda się. Wystąpiłem już do prezydenta o podwyżki - zapewnia komendant. Innego zdania są niektórzy strażnicy. Jak będzie tak dalej, to nawet pieniądze nie pomogą - zastrzegają.
Marta Paluch