Nie rozpoczął się proces 85‑latka oskarżonego przez IPN o zbrodnię nazistowską
Przed Sądem Okręgowym w Krakowie nie doszło do rozpoczęcia procesu 85-letniego mieszkańca Katowic oskarżonego przez IPN o zbrodnię nazistowską. Oskarżony nie stawił się do sądu. Jego obrońca przesłał opinię, że zły stan zdrowia uniemożliwia jego klientowi odpowiadanie przed sądem.
05.01.2006 | aktual.: 05.01.2006 17:51
Krakowski oddział IPN oskarżył 85-letniego obecnie byłego AK-owca Piotra W., pseud. Hanys, o zbrodnię nazistowską i udział w dokonanym przez gestapo w 1944 roku zabójstwie ośmiu osób z oddziału Armii Krajowej w Makowie Podhalańskim. Oskarżonemu zarzucono przestępstwo z rzadko już stosowanego dekretu o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy z 1944 roku, za które grozi mu kara dożywocia.
Jak wynikało z opinii przesłanej przez obrońcę oskarżonego, Piotr W. nie jest w stanie stanąć przed sądem i nie będzie mógł odpowiadać w przyszłości, ponieważ stan jego zdrowia nie polepszy się, a może jedynie pogorszyć. Na wniosek prokurator z IPN, sąd postanowił o skierowaniu oskarżonego na badania przez lekarzy z Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zdaniem IPN, Piotr W., idąc na rękę władzy państwa niemieckiego, brał udział w 1944 roku w zabójstwie ośmiorga członków i współpracowników oddziału AK w Makowie Podhalańskim Wenancjusza Zycha, pseud. Dziadek.
Jak informowała prokurator Izabela Niezgoda z Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu krakowskiego oddziału IPN, sprawa zbrodni była głośna i żywa w Makowie. Świadkowie obciążali nią członka oddziału AK, pochodzącego ze Śląska i dlatego nazywanego "Hanysem", który zdezerterował z Wehrmachtu i dzięki mundurowi oraz znakomitej niemczyźnie brał udział w wielu akcjach oddziału.
Nikt nie znał jednak tożsamości "Hanysa". Odnalezienie podejrzanego i postawienie mu zarzutów było możliwe dzięki poszukiwaniom syna jednej z ofiar, kilkuletniego chłopca w momencie tragedii. Przybyły w czwartek do sądu Jan Sternal będzie oskarżycielem posiłkowym w procesie, podobnie jak córka innej ofiary Anna Karpierz.
Według ustaleń IPN, aresztowany w kwietniu 1944 roku Piotr W. złamał się podczas śledztwa w zakopiańskim Palace, nazywanym katownią Podhala, i podał gestapo nazwiska członków i współpracowników oddziału AK "Dziadka". W lipcu wskazywał ich podczas akcji gestapo, w której zatrzymano kilkadziesiąt osób, on też potem w budynku magistratu dokonywał selekcji zatrzymanych. Osiem z tych osób zostało w sierpniu rozstrzelanych w obozie koncentracyjnym w Krakowie - Płaszowie.
Przesłuchani przez IPN świadkowie rozpoznali po 60 latach "Hanysa" i potwierdzili, iż wskazywał on gestapowcom domy AK-owców i dokonywał selekcji w magistracie. Wśród świadków była też kobieta, z którą "Hanysa" łączyły wtedy bliskie stosunki i która została razem z nim aresztowana, ale nie spotkali się już po wojnie.
Mężczyzna mieszka na Śląsku, przy ulicy nazwanej imieniem jego dwóch braci, żołnierzy AK, bohaterów wojennych, zgilotynowanych w 1944 roku w hitlerowskim więzieniu. Nie przyznał się do winy.
Był członkiem Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej (ŚZŻAK). Jego dane znalazły się w przygotowywanej do publikacji książce o dziejach AK na Śląsku. Swoje informacje na temat "Hanysa" syn ofiary przekazał do rzecznika dyscyplinarnego Światowego Związku Żołnierzy AK i do IPN. Krakowski oddział IPN korzystał w śledztwie z materiałów rzecznika dyscyplinarnego ŚZŻAK.
Nie chodzi mi o zemstę, o karę, ale o prawdę. Ta sprawa musi być wyjaśniona, on powinien być pozbawiony odznaczeń i wysokiej emerytury - mówił Jan Sternal. O potrzebie ustalenia prawdy mówiła też Anna Karpierz, która widziała, jak "Hanys" wskazywał gestapowcom domy współpracowników AK, w tym jej rodziny, i która rozpoznała go potem w trakcie śledztwa IPN. Chciałabym, żeby społeczeństwo makowskie wiedziało, że byli tacy wspaniali ludzie, którzy zginęli za pomoc partyzantom, bo pamięć o tym zanika - powiedziała.