Jarosław Gowin odniósł się do informacji o przebitej oponie
- Nie było żadnego zagrożenia. Przejechaliśmy do najbliższej stacji, tam poczekaliśmy na następny samochód. Nieprawda, że jechaliśmy tak długo, jak informuje "Rzeczpospolita". Gumę złapaliśmy za Krakowem, do najbliższej stacji benzynowej było jakieś 20 kilometrów - powiedział Jarosław Gowin w programie "Jeden na jeden" TVN24. Odniósł się w ten sposób do opisanego przez gazetę incydentu w czasie powrotu z Zakopanego.
30.01.2017 | aktual.: 30.01.2017 08:16
W weekend, gdy wicepremier wracał ze skoków narciarskich w jego samochodzie pękła opona. Jak poinformowała "Rzeczpospolita", kierowca się nie zatrzymał. Dojechał do Krakowa. To znaczy, że miał przejechać ok. 100 kilometrów. Dopiero tam wicepremier przesiadł się do innej limuzyny z kolumny prezydenta i już nim dojechał do Warszawy.
Jak informuje "Rzeczpospolita", jeden z funkcjonariuszy BOR twierdzi, że w tej sytuacji podróż powinna być przerwana natychmiast. - W zależności od sytuacji VIP przesiadał się do innego auta, nawet policyjnego, który pilotował kolumnę pojazdów uprzywilejowanych. Tutaj też tak należało zrobić. W aucie z oponą "na flaku" zostaje kierowca i czeka na lawetę - mówi rozmówca.
Według informacji gazety, na tych oponach można było jechać dalej, ale z prędkością maksymalną 80km/h i nie dalej niż 80 kilometrów.
Gowin tłumaczył w porannym programie, że informacje gazety są nieprawdziwe. - Kierowca natychmiast skontaktował się ze swoim przełożonym, który polecił mu pojechać do najbliższej stacji benzynowej - mówił.
Zapewnił też, że tak właśnie się stało. Zwrócił również uwagę, że kolumna jechała autostradą i gdyby tam się zatrzymali, byłoby to dużo bardziej niebezpieczne.
- To była błaha rzecz. Funkcjonariusze zachowali się w pełni profesjonalnie - dodał.