Dostała zawału na ulicy. Dyspozytorka kazała jej iść do szpitala
Pani Magdalena spacerowała z córką po Krakowie, kiedy dostała zawału serca. Wezwano karetkę, ale zdaniem dyspozytorki ta była niepotrzebna. Mało tego, przekonywała, że do szpitala chora może dotrzeć sama - pieszo. Prokuratura postawiła zarzuty trzem osobom.
W biały dzień ratownicy odmówili pomocy młodej kobiecie, matce 12-letniej dziewczynki. Po półtorej godziny przepychanek udało się jej trafić do szpitala. Lekarze trzy dni walczyli o jej życie. Zdaniem specjalistów, którzy sześciokrotnie ją reanimowali, to był cud.
Na cud niewiele jednak wskazywało, kiedy dyspozytorka kompletnie zlekceważyła wezwanie. Pacjentka miała zdażyć powiedzieć, że cierpi na rzadką chorobę i osunęła się na ziemię. Karetka wreszcie przyjechała, ale ratownicy nie stanęli na wysokości zadania. Jak podaje krakow.onet.pl, najpierw uznali, że chora ma nerwicę, potem nie przeprowadzili badania EKG. W karcie wpisali, że z krążeniem i oddychaniem pani Magdy jest wszystko w porządku. A po tym, jak pojawił się jej mąż, mieli odradzić jeszcze wizytę w szpitalu.
Zanim kobietą zajęli się lekarze, musiała zgłosić się na SOR i ustawić w kolejce z innymi pacjentami. Sytuacja mogłaby zakończyć się tragicznie, bo w pewnym momencie kobieta przestała oddychać. Pani Magda była sześciokrotnie reanimowana. W połowie listopada, 3 lata po zdarzeniu, ruszy proces o nieumyślne narażenie pacjentki na utratę życia. Przed sądem odpowiedzą trzy osoby.