RegionalneKrakówDoniósł o oszustwach przy autostradach. Grozi mu 10 lat wiezienia

Doniósł o oszustwach przy autostradach. Grozi mu 10 lat wiezienia

Przedsiębiorca, który od niemal roku próbuje zainteresować różne prokuratury nieprawidłowościami przy budowie autostrad, może zostać skazany na 10 lat więzienia za prowadzenie pojazdu pod wpływem alkoholu i próbę przekupstwa policjantów na służbie. Miał próbować wręczyć 300 zł łapówki. Na nagraniu z kamery przemysłowej, które ujawniamy, widać jednak, że Jacek S., w ogóle nie siedział za kierownicą.

Doniósł o oszustwach przy autostradach. Grozi mu 10 lat wiezienia
Źródło zdjęć: © WP.PL | Paweł Kozioł
Marcin Bartnicki

07.06.2012 | aktual.: 21.06.2012 13:32

Przeczytaj więcej o aferze autostradowej: Grożą oszukanym przy budowie autostrad przedsiębiorcom, że zaleją ich betonem PiS: polskie autostrady buduje się z gliny

16 maja Jacek S. skończył pracę wcześniej, spotkał się ze znajomymi, którzy pracują z nim przy budowie dróg. W Olkuszu, w domu należącym do jednego z nich, mężczyźni rozpoczęli zakrapiane alkoholem spotkanie. Pili sporo, późniejsze badania alkomatem Jacka S. wskazały, że zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu wynosiła u niego 1,47 i 1,54 mg/l. Według relacji policji, przestępstwo popełnione przez Jacka S. polegało nie tylko na tym, że wsiadł za kierownicę, ale także, jak wynika z relacji policjantów, próbował wręczyć im łapówkę. Został zatrzymany o 15.00, ok. 15.30 podejrzanemu odebrano prawo jazdy, następne 48 godzin spędził w areszcie. Zarzuty postawione mu przez prokuratora pozwalają skazać go na karę pozbawienia wolności od jednego roku nawet do 10 lat. Biorąc pod uwagę, że w sądzie słowa kierowcy prowadzącego po tak dużej ilości alkoholu, próbującego przekupić policjantów na służbie, mają mniejszą moc niż zeznania policjantów, którzy dokonali zatrzymania, można by przypuszczać, że Jacek S. zostanie
uznany za winnego.

Byłaby to jedna z wielu podobnych spraw, jakich co roku w Polsce są tysiące, gdyby nie nagranie z kamery przemysłowej, na podstawie którego można założyć, że w zaparkowanym na podjeździe prywatnej posesji samochodzie, który miał prowadzić Jacek S., nikt nie siedział za kierownicą. Według Jacka S., silnik mercedesa sprintera był zgaszony i zdążył już ostygnąć po tym, jak przyjechał na miejsce w towarzystwie kolegów. Na nagraniu wyraźnie widać, że patrol prewencji, który dokonał zatrzymania, podchodzi do mężczyzn stojących przy samochodzie i jednego siedzącego na miejscu pasażera, a nie do miejsca kierowcy (na filmie godz. 14.27.24).

Jacek S. twierdzi, że 16 maja, czekał wspólnie z kolegami na kierowcę. W międzyczasie przed podjazdem kilkakrotnie przejechał radiowóz (co uchwyciła kamera, na filmie godz. 14.24.05). Zachowanie mężczyzn nie zwróciło uwagi policjantów na tyle, aby interweniowali wcześniej. Fakt, że Jacek S. nie prowadził samochodu, ma według oskarżonego potwierdzić trzech świadków, którzy byli wtedy na miejscu. W odpowiedzi na nasze pytania, prowadząca postępowanie w tej sprawie Prokuratura Rejonowa w Olkuszu poinformowała nas, że w pojeździe, którym kierował oskarżony, było dwóch pasażerów.

Jak powiedział nam Jacek S., nie prowadził samochodu również przed przyjazdem na posesję znajomego, mają to potwierdzić nagrania z kamer na stacji benzynowej, na której zatrzymali się po drodze. Mężczyzna twierdzi również, że zaraz po przewiezieniu na komendę policji, funkcjonariusze, którzy dokonali zatrzymania, nakłaniali go do podpisania przyznania się do winy. Mieli robić to już po badaniu alkomatem, które wykazało, że Jacek S. jest pod silnym wpływem alkoholu. Jak twierdzi oskarżony, policjanci grozili mu trzema miesiącami aresztu. Gdy okazało się, że Jacek S. nie chce przyznać się do winy, według jego wersji policjanci, aby "nakłonić go" do zmiany decyzji, dodali do zarzutów próbę wręczenia korzyści majątkowej. Jedynymi świadkami tego zdarzenia są sami policjanci i Jacek S.

To właśnie wręczenie łapówki zgodnie z art. 229 par. 3 Kodeksu karnego, jest zagrożone karą pozbawienia wolności od roku do 10 lat. Jak poinformowała nas prowadząca śledztwo prokuratura, oskarżony o jazdę pod wpływem alkoholu przedsiębiorca miał próbować przekonać funkcjonariuszy policji do odstąpienia od czynności służbowych w zamian za kwotę 300 zł. Dlaczego właściciel firmy budującej drogi, który codziennie musi nadzorować budowę kilometrów dróg, miałby oferować 300 zł, gdy było pewne, że utraci prawo jazdy, co znacznie utrudni mu pracę, a dodatkowo jest zagrożony karą pozbawienia wolności do dwóch lat? Czy przedsiębiorca naprawdę mógł sądzić, że 300 zł przekona policjantów, czy tak nisko cenił prawo jazdy i własną wolność?

Zagłębianie się w sprawę rodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Zatrzymania dokonał nie patrol drogówki, ale prewencji. Stało się tak dlatego, że policjanci przyjechali w odpowiedzi na anonimowe zgłoszenie, które pochodziło prawdopodobnie z lokalnego pubu. Autor zgłoszenia nie został ustalony, są jednak pewne przypuszczenia, co do jego tożsamości. Klientami pubu są zwykle te same osoby, pracujące na pobliskiej budowie, dlatego człowiek z zewnątrz zwracał na siebie uwagę. Był to mężczyzna, który przyjechał samochodem z warszawską rejestracją. Informację o anonimowym doniesieniu z tego lokalu potwierdza obsługa. Jacek S. zaznacza, że tego dnia nie był w pubie, dlatego doniesienie tajemniczego mężczyzny wydaje się wyjątkowo dziwne. Policja i prokuratura nie udzieliły odpowiedzi na te z naszych pytań, które dotyczyły wątku zgłoszenia przestępstwa przez anonimowego informatora. Świadek "pękających autostrad"

Sprawa ta jest o tyle wyjątkowa, że Jacek S. nie jest osobą zupełnie przypadkową. 30 maja miał zeznawać w sprawie nieprawidłowości przy budowie odcinka autostrady A4 w rejonie Ropczyc. Jest kluczowym świadkiem w toczącej się od roku sprawie. Nieprawidłowości dotyczą zbudowania autostrady na gliniastym gruncie, bez odpowiedniego przygotowania podłoża, za to z domniemanym sfałszowaniem dokumentacji dotyczącej tego gruntu. W konsekwencji nowe autostrady zapadają się i pękają, jeszcze przed oddaniem do użytku. Świadkowie zrobili zdjęcia zarywającej się drogi, jak zaznaczają, pękała jeszcze przed większymi deszczami. Aby naprawić uszkodzenia, autostradę należałoby właściwie rozebrać i zbudować zupełnie od nowa.

Jacek S. osobiście zgłaszał problem pękających autostrad w różnych prokuraturach, jak twierdzi, żadna z nich nie chciała przyjąć zawiadomienia. Do tej pory składał zeznania dwukrotnie, ale tylko na policji. Prokurator, który miał przesłuchać go 8 maja, zadzwonił osobiście, żeby poinformować go o odwołaniu spotkania. Mimo, że od zgłoszenia domniemanego przestępstwa organom ścigania minął niemal rok, sprawa znów wróciła z prokuratury do policji.

Zdaniem Kazimierza Turalińskiego, specjalisty ds. bezpieczeństwa gospodarczego, który zaangażował się w wyjaśnienie nieprawidłowości przy budowie autostrady, stawka jest na tyle wysoka, że komuś może zależeć na zdyskredytowaniu świadka i ukazaniu go jako osoby niewiarygodnej. - Władze nie zapobiegły przeprowadzeniu serii oszustw na szkodę drogowców, na czym uczciwi przedsiębiorcy stracili kilkaset milionów złotych, a Skarb Państwa w konsekwencji ignorowania oszczędności na materiałach, na czym zarabiały te same podmioty, musi liczyć się ze stratami sięgającymi miliardów złotych. Takie będą koszty naprawy dopiero wybudowanych dróg. Ale zamiast tym, służby państwowe zajęły się osobami, które nagłaśniały nieprawidłowości - twierdzi Turaliński.

Te dwa fakty - składanie zeznań w sprawie autostrad i zatrzymanie za prowadzenie pod wpływem alkoholu, nie muszą być zbieżne. Zatrzymanie może wynikać wyłącznie z nierozsądnego zachowania Jacka S. Jednak po odniesieniu tych faktów do szerszego kontekstu, można nabrać przypuszczeń, że zbieżność jest nieprzypadkowa. - Już wcześniej doszło do bezpodstawnego i brutalnego zatrzymania jednego z drogowców pod zarzutem kradzieży ciężarówki kruszywa. Kruszywo wysypano, czym faktycznie je zniszczono, a jak się później okazało, nie zostało ono skradzione, tylko należało do bezpodstawnie zatrzymanego. W ciągu miesiąca firma zatrzymanego nawiedzona została przez wszystkie możliwe kontrole, od skarbówki i ZUS po nawet Straż Graniczną - mówi Kazimierz Turaliński.

O tym mówić nie wolno

Podobna zbieżność między ujawnianiem informacji, a wyjątkową aktywnością kontrolną instytucji państwowych pojawiła się również w przypadku przedsiębiorców oszukanych przy budowie odcinka C autostrady A2. Co więcej, jeden z właścicieli firm usłyszał od nieznajomego mężczyzny, że "zaleją go betonem" po tym, jak opowiedział Wirtualnej Polsce o nieprawidłowościach przy budowie autostrady A2. - Złożyłem do prokuratury dwa zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, ponieważ dwukrotnie ktoś do mnie dzwonił i dwukrotnie ktoś mi groził śmiercią. Powiedział, żebym siedział cicho i się nie wychylał. W piśmie do prokuratury podałem numer, z którego dzwonił. Bez problemu mogli ten numer namierzyć. Od pierwszej groźby minęło półtora miesiąca, od drugiej miesiąc, a prokuratura nawet do mnie się nie odezwała - mówił w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Marek Szymczak (zobacz artykuł o zastraszeniach).

Niezależnie od tego, czy zbieżności te są przypadkowe czy nie, u wielu przedsiębiorców z branży budzą obawy przed ujawnianiem kolejnych oszustw i nieprawidłowości. Właściciele firm czują się zastraszeni, obawiają się już nie tylko gróźb, ale też nękania przez instytucje państwowe. Po kolejnych publikacjach na temat nieprawidłowości przy budowie autostrad, zgłasza się do nas coraz więcej przedsiębiorców, którzy chcą opowiadać o tym, jak zostali oszukani i jakich nieuczciwych praktyk byli świadkami. Chętnie o tym rozmawiają, jednak ze względu na coraz bardziej napiętą sytuację, nie chcą, abyśmy publikowali ich nazwiska, odsyłają nas do swoich pełnomocników, m.in. do Kazimierza Turalińskiego. - Zwykle odmawiamy rozmów z mediami, bo wiemy, jakie konsekwencje spotkały chłopaków z A2, lepiej unikać takich rzeczy - mówi nam jeden z przedsiębiorców, prosząc o niepublikowanie informacji, które mogłyby wskazywać, kim jest.

- Nie jest to jedyny przykład nacisków na świadków procederu. Ktoś dotarł do treści dawnej, pochodzącej sprzed kilkunastu lat, kartoteki kryminalnej jednego z pokrzywdzonych drogowców. Od ponad dekady nie łamie on prawa, jest uczciwym przedsiębiorcą. Jednak, również w celu zniszczenia jego wiarygodności, nieznane osoby uzyskały informacje z objętych ochroną zbiorów i rozesłały je m.in. do zaangażowanych w sprawę posłów. Nie trudno zgadnąć, kto miał dostęp do policyjnych kartotek - mówi Turaliński, zaznacza, że dziwne, nieszczęśliwe dla poszkodowanych zbiegi okoliczności nie są pojedynczymi przypadkami. - Od kilku tygodni zarówno ja, jak i inne osoby zaangażowane w wyjaśnienie nieprawidłowości związanych z budową autostrad, otrzymujemy dziwne propozycje zleceń. Są to mniej lub bardziej jawne propozycje dokonania za sowitym wynagrodzeniem czynów zabronionych. Nie mamy wątpliwości, że są to prowokacje. Dochodzi do sytuacji, w której obawiamy się o własne bezpieczeństwo i to ze strony funkcjonariuszy instytucji,
które powinny stać na straży prawa. Realnie obawiamy się sytuacji, w której np. zostaniemy zatrzymani do rutynowej kontroli drogowej, a w jej trakcie okaże się, że w naszej apteczce podróżuje np. kilogram amfetaminy. Niczym innym nie było bezpodstawne zatrzymanie Jacka S. i zarzucenie mu przez policjantów popełnienia dwóch poważnych przestępstw: prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu i korupcji. Trudno uwierzyć, że opisane powyżej wydarzenia nie są ze sobą połączone - zauważa Kazimierz Turaliński.

Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2034)