"Chcemy pieprzyć w barach mlecznych" - akcja w Krakowie
Z apelem do ministra finansów zwrócili się właściciele barów mlecznych, którzy od stycznia nie mogą do potraw dodawać przypraw, ponieważ mogliby stracić dotację. „Chcemy pieprzyć w barach mlecznych” – te słowa można usłyszeć od klientów i kucharek w całym Krakowie.
Bary mleczne to jedne z najbardziej obleganych jadłodajni w Krakowie. Kolejki ustawiają się od świtu do zmroku, a przy zamknięciu trzeba prosić klientów o wyjście. Bo skoro dwudaniowy obiad z kompotem można zjeść za 10-12 złotych, to trudno się dziwić. Jednak idylla skończyła się, a mieszkańcy są w szoku.
Wszystko przez nowe rozporządzenie Ministra Finansów w sprawie rozliczania dotacji do posiłków sprzedawanych w barach mlecznych. Jest w nim wymieniona lista surowców, z którego mogą zostać sporządzone posiłki.
- Dodanie czegokolwiek spoza ministerialnej listy oznacza, że bar straci dotację. Skrupulatnie sprawdzają to urzędnicy skarbowi. Na liście nie ma jednak przypraw (jest tylko sól i niedostępny w Polsce pieprz). Tak więc, za używanie majeranku, liścia laurowego, czy choćby zwykłego pieprzu bar mleczny traci państwowe dofinansowanie – komentują organizatorzy protestu.
Z tego powodu krakowskie bary mleczne musiały radykalnie podnieść ceny, by nie stracić dotacji.
- My tutaj z mieszkańcami Nowej Huty mamy już taki pomysł, że będziemy przynosić przyprawy i dawać kucharkom. Nie stać nas na tak wysokie ceny, a bez pieprzu czy innych przypraw nie da się jeść - mówi jedna z klientek baru na Placu Centralnym.
Dzisiaj właściciele barów mlecznych spotykają się z Ministrem Finansów, a w krótkim komunikacie przesłanym do dziennikarzy resort informuje, że pracuje nad zmianą przepisów tak, żeby były korzystne dla budżetu i samych barów mlecznych.
- Skoro minister może gadać głupoty, to my chcemy pieprzyć w barach - mówią klienci.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .