PolskaKraków: ludzkie kłótnie o rekiny, jaszczurkę i skorpiona

Kraków: ludzkie kłótnie o rekiny, jaszczurkę i skorpiona

Akwarium przy ul. Św. Sebastiana już od półtora roku działa na pół gwizdka. Nie ma wyczekiwanych przez krakowian drapieżnych rekinów, nie ma anakond z amazońskiej dżungli. Jest za to walka o przetrwanie. Tylko, że między ludźmi.

Kraków: ludzkie kłótnie o rekiny, jaszczurkę i skorpiona
Źródło zdjęć: © WP.PL

24.07.2010 | aktual.: 26.07.2010 12:02

Rekiny pływające pod Wawelem miały zdeklasować oceanarium w Gdyni. Ba! Kraków uzyskałby wtedy dostęp do morza! Tymczasem ekspozycja od półtora roku ma "kadłubkowy" kształt. Wszystkiemu winne ludzkie spory. Gospodarz budynku przy ul. Św. Sebastiana - Instytut Systematyki i Ewolucji Zwierząt Polskiej Akademii Nauk siłuje się z Nathanem Gendreau, właścicielem Akwarium.

Pretensji jest wiele: zalane piwnice, samowola budowlana, spóźnienia w płatnościach i zwierzęta, w tym jadowite, biegające po budynku. Druga strona odpiera zarzuty i twierdzi, że to instytut wyolbrzymia problemy tylko po
to, aby zniszczyć Akwarium. A miało być tak pięknie. Muzeum przyrodnicze instytutu z nową ekspozycją miała połączyć symbioza. Jak w przyrodzie. Ustalono, że część wystawy będą stanowić eksponaty naukowców - skamieliny, rzadkie minerały oraz wypchane okazy dzikich zwierząt. Akwarium z kolei miało tchnąć życie w mury budynku urządzając w pozostałych salach zbiorniki z rybami oraz terraria z gadami i płazami.

Wszystko wyglądało jak w rajskim ogrodzie. Ale tylko na papierze. Prace ruszyły z początkiem 2008 r. Konflikt wybuchł niczym wulkan, kiedy w głównych salach na parterze trwała już budowa trzech akwariów po 18 tys. litrów pojemności każde. Miały przedstawiać życie w korycie Amazonki, afrykańskim jeziorze Tanganika i na rafie Pacyfiku. Inną salę przygotowano pod zbiornik dla pięciu rekinów o pojemności ok. 35 tys. litrów.

- Nic o tym nie wiedziałem. Dostawaliśmy szczątkowe i nierzetelne informacje od pana Gendreau. Nie bywałem w muzeum codziennie, bo działam naukowo. Gdy zobaczyłem co zostało zrobione włosy stanęły mi dęba - opowiada dyrektor instytutu Zbigniew Bocheński. Wcześniej w budynku działało oceanarium. Miało akwaria o pojemności do 5 tys. litrów. Można było je łatwo zdemontować i usunąć. Władze instytutu myślały, że nowa ekspozycja będzie podobna. Dyrektor uważa, że Akwarium złamało umowę najmu, bo dokonało zmian w budynku bez jego zgody.

Dziwi to właściciela Akwarium. - Wszystko zostało opisane w aneksach do umowy, którą instytut podpisał. Problemem jest to, że zmienił się dyrektor. Nowy jest nam nieprzychylny - twierdzi Gendreau - Faktycznie nie mieliśmy pozwoleń, ale nasi inżynierowie wydali opinię, że nie są one potrzebne.
Budowa akwariów okazała się jednak samowolą. W lecie 2008 roku nadzór budowlany nakazał wstrzymanie prac. Po kontroli uznał jednak, że konstrukcja nie stanowi niebezpieczeństwa. Aby jednak akwaria dokończyć konieczne jest uzyskanie pozwolenia na budowę. Na to nie zgadza się instytut. - To wykracza poza umowę najmu. Boimy się o budynek. Daliśmy palec, a pożarto nam całą rękę - kwituje dyrektor.

Mimo sporu w listopadzie 2008 roku Akwarium zostało otwarte. Choć w ograniczonym zakresie. Na parterze w korytarzach ustawiono mniejsze akwaria z rybami, uruchomiono basen, w którym pływają płaszczki oraz sadzawkę, gdzie grasują piranie. Na piętrze urządzono królestwo gadów i płazów, w tym jadowitych węży. - Zaczęły się przecieki. Woda z sadzawki leje się do piwnic, a ta z basenu wsiąka w ścianę nośną sąsiedniego budynku - żali się dyrektor instytutu. - To jest akwarium i przecieki się zdarzają. Z sadzawki nic już nie cieknie. Sprawę basenu badamy. Ewentualne szkody naprawimy - odpiera Gendreau.

Akwarium po raz kolejny zaskoczyło instytut z początkiem 2009 roku. Okazało się, że bez jego wiedzy uzyskało status prywatnego ogrodu zoologicznego. - A w umowie jasno stoi, że zmiana przeznaczenia pomieszczeń wymaga naszej zgody. Nie ma w niej nic o działaniu zoo - mówi Bocheński - Poza tym ogród zoologiczny w części starej kamienicy w centrum miasta to jakieś nieporozumienie
Dla Gendreau to zwykłe piętrzenie problemów - Przepisy wyraźnie mówią, że dla trzymania i pokazywania zwierząt musimy mieć status zoo - uważa.

Instytut nasłał na Akwarium kontrolę z urzędu ochrony środowiska. Wykazała sporo uchybień, m.in. brak należytej ewidencji okazów i badań naukowych, które mają służyć ochronie zagrożonych gatunków, niesolidnie wykonane terraria i ucieczki zwierząt. Ostatni zarzut najbardziej niepokoi dyrekcję instytutu
- Raz znaleźliśmy jaszczurkę w łazience. Innym razem skorpiona na schodach. A w kanalizacji kilka martwych ryb oraz białych myszy, którymi karmi się węże. Jak można być tak nieodpowiedzialnym? - pyta Bocheński.

Co na tę lawinę zarzutów odpowiada Akwarium? - Mamy dokumenty na każde zwierzę. Terraria z jadowitymi okazami są dobrze zabezpieczone. Dostępu do nich broni zamek na linie papilarne. Choć nie wymagają tego przepisy mamy też bazę surowicy przeciwko jadowi każdego z naszych zwierząt. Daliśmy na to dowody kontrolerom - odpiera Gendreau. Najbardziej tajemnicza jest sprawa wałęsających się zwierząt. - Skorpion był martwy i nie należał do nas. Jaszczurkę specjalnie zamknęliśmy w łazience na czas porządkowania jej terrarium. Było to przed otwarciem ekspozycji dla zwiedzających - zapewnia właściciel Akwarium.

Pracownicy instytutu twierdzą jednak, że skorpion, gdy go znaleźli, wspinał się po schodach. Miał nawet ukłuć jednego z nich w but. Z kolei jaszczurka, według nich, przechadzała się po budynku. W lutym 2009 roku instytut wypowiedział umowę Akwarium. Teraz walczy w sądzie o eksmisję. - Miarka się przebrała. Problem z panem Gendreau jest taki, że wszystko robił za naszymi plecami, później przedstawiając nam fakty dokonane. To się musi skończyć. Nie będę czekał, aż budynek się zawali lub ktoś zostanie śmiertelnie ukąszony - mówi dyrektor Bocheński.

- Instytut pokazuje jak ciężko zrobić coś dobrego w Polsce. Te miliony mogłem zainwestować w restaurację, ale postanowiłem zrobić coś z korzyścią dla Krakowa. Zaprzepaściła to chora zawiść - odpowiada Gendreau. Proces potrwa długie lata. Umowa wygasa w 2015 roku.Instytut liczy, że do tej pory pozbędzie się Amerykanina. Ten liczy na zmianę władz instytutu. Miasto nie raczyło zainteresować się problemem. Frajdę mają tylko zwierzęta. Zza swoich szklanych ekranów oglądają ten brazylijski serial.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)