Kraje bałtyckie i Malta też obrażone na UE
Trzy państwa bałtyckie i Malta, podobnie jak Polska, zdecydowały się wysłać na wtorkowe spotkanie z przedstawicielami Unii Europejskiej najwyższego szczebla ministrów spraw zagranicznych zamiast szefów rządu lub państwa. Oficjalne powody są różne, nieoficjalnie wiadomo zaś, że kraje te są niezadowolone, że nie zaproszono ich na unijny szczyt.
Przywódcy Litwy, Łotwy, Estonii i Malty podali rozmaite "obiektywne" powody, dla których nie przyjadą do Brukseli. Ale unijni dyplomaci nie mają wątpliwości, że - podobnie jak w przypadku Polski - jest to dyplomatyczny sposób okazania, że kandydaci są niezadowoleni, bo nie zaproszono ich na właściwy szczyt UE. Spotkanie z 13 kandydatami zwołał na godzinę 12.00 wtorek premier przewodniczącej UE w tym półroczu Grecji Kostas Simitis, żeby poinformować ich o wynikach nadzwyczajnego poniedziałkowego szczytu Piętnastki w sprawie Iraku.
Grecja nie zaprosiła przywódców krajów kandydujących na właściwy szczyt, mimo że takie życzenie wyrażała Wielka Brytania, poparta przez Hiszpanię, Portugalię i Danię. O zaproszenie zabiegały też, według unijnych dyplomatów, rządy krajów kandydujących, w tym Polski. Ateny skorzystały z pretekstu, że Unia nie ma obowiązku zapraszać kandydata, dopóki nie podpisze on Traktatu Akcesyjnego.
Decyzję Aten poparły Francja, Niemcy i Belgia. Kraje te obawiały się, że znajdą się w mniejszości, gdyż wszystkie kraje kandydujące z Europy Środkowej i Wschodniej z Polską na czele nie kryją solidarności ze Stanami Zjednoczonymi.
W odpowiedzi na grecką decyzję Polska już w piątek poinformowała, że premier Leszek Miller nie może skrócić wizyty w Indiach i że przyśle w zastępstwie szefa dyplomacji Włodzimierza Cimoszewicza.(ck)