Koziński: Zbigniew Ziobro robi przeciąg. A przy okazji wypłukuje się sam z siebie [OPINIA]
Zbigniew Ziobro chciał grać o pełną pulę, ale wyraźnie przelicytował. Chce być za i przeciw jednocześnie. Tyle że w polityce w takim szpagacie nikt zbyt długo nie wytrzymuje.
To mógł być na prawicy rok Zbigniewa Ziobry. Nie był obciążony koniecznością walki z pandemią. Mógł ten kryzys potraktować jako formę resetu i wzmocnienia swojej pozycji kosztem polityków obciążonych problemami covidowymi. Przede wszystkim kosztem Mateusza Morawieckiego, w końcu premier brał na siebie odpowiedzialność za wszelkie problemy z pandemią i służbą zdrowia.
Ale nic z tego. Rok 2020 dobiega końca - i wygląda na to, że na jego finiszu minister sprawiedliwości znajdzie się w czołówce rankingów najbardziej przegranych polityków roku. Zwłaszcza sposób, w jaki rozegrał kwestię szczytu europejskiego zepchnął go do głębokiej defensywy.
Oczywiście, to nie koniec jego kariery. Ziobro wielokrotnie pokazał, że ma umiejętność przetrwania najpotężniejszych nawet kryzysów. Ale dziś jego kariera znalazła się w impasie. I szybko z tego impasu wyrwać się nie zdoła.
Szczyt UE. Radosław Sikorski ostro: "Mateuszowi Morawieckiemu dano dup*** przed Jarosławem Kaczyńskim i ziobrystami"
Zbigniew Ziobro. Zmarnowany rok koalicjanta
Kim w polskiej polityce jest Zbigniew Ziobro? Każdy ma swoją opinię na jego temat. Dla jednych jest "zerem", "miękiszonem", dla innych "patriotą", czy "szeryfem". Ale faktem jest, że praktycznie każdy ma opinię na jego temat. Bo Ziobro należy do elitarnego klubu "90 proc. plus" - czyli polityków z rozpoznawalnością powyżej 90 proc.
Spójrzmy na ostatni sondaż CBOS, w którym ankieterzy sprawdzali - jak co miesiąc - stosunek Polaków do polityków. Kwestionariusz zawierał 18 nazwisk najważniejszych polityków obozu władzy i opozycji. Wśród nich tylko pięciu miało rozpoznawalność powyżej 90 proc. Są to: Andrzej Duda, Rafał Trzaskowski, Mateusz Morawiecki, Zbigniew Ziobro i Jarosław Kaczyński.
Na drugim końcu rankingu są choćby Włodzimierz Czarzasty (nie zna go lub nie ma o nim nic do powiedzenia 33 proc. ankietowanych), Piotr Gliński (37 proc.). Nawet cieszącego się bardzo wysokim zaufaniem (listopadowego lidera tego zestawienia) Szymona Hołowni nie kojarzy 11 proc. Polaków. Władysława Kosiniaka-Kamysza – 17 proc. Tylu samo weterana politycznego Jarosława Gowina.
Widać wyraźnie, jak potężny kapitał Ziobro zebrał. W tym roku skończył 50 lat, przed sobą ma jeszcze co najmniej kilkanaście lat kariery politycznej - a już zgromadził w ręku potężny kapitał, jakim jest pełna rozpoznawalność. Tyle że póki co w żaden sposób ten kapitał mu nie procentuje. Więcej, Ziobro zaczął zachowywać się jak utracjusz, który imprezuje za pieniądze, które miały mu posłużyć do przeprowadzenia interesu życia.
Spójrzmy jeszcze raz na ranking CBOSu. Jeszcze w styczniu wskazywał on, że ufa mu 46 proc. Polaków (nieufność wzbudza on u 35 proc.). Pod względem poziomu zaufania zajmował on wtedy trzecie miejsce. A jak to wygląda w listopadzie? Zaufanie do niego deklaruje 31 proc. Polaków, spadł pod tym względem na szóste miejsce. Z kolei brak zaufania wobec niego żywi 49 proc. ankietowanych.
To najlepiej pokazuje ewolucję, jaką Ziobro przeszedł w tym roku. Przyglądając się sposobowi, w jakim funkcjonował on w tym roku w ramach Zjednoczonej Prawicy, właściwie trudno powiedzieć, o co właściwie mu chodzi. Stanął w drzwiach, jedną nogą dalej w rządzie, drugą w opozycji. Ale z tego jego usytuowania nic nie wynika – poza przeciągiem. A w polityce przeciąg zawsze kogoś wywiewa. Kto to będzie?
Zjednoczona Prawica może złapać destrukcyjny katar
Oczywiście, rankingami zaufania należy się kierować tylko w umiarkowanym stopniu. Kaczyńskiemu nie ufa 62 proc. Polaków (ufa tylko 27 proc.), a przecież nikt nie ma wątpliwości, że lider PiS będzie w najbliższych wyborach walczył o zwycięstwo, a jeśli przegra to nie z powodu niskiego poziomu zaufania.
Bo Kaczyński ma inny atut: zachował powagę oraz jest konsekwentny. To też zawsze były atuty Ziobry. To one pozwoliły mu przejść okres smuty, gdy jego Solidarna Polska znalazła się na politycznej bocznicy po przegranej w wyborach do europarlamentu w 2014 r. On konsekwentnie grał swoje – i w ten sposób w 2015 r. odzyskał fotel ministra sprawiedliwości.
Ale teraz na własne życzenie swoją wiarygodność obniża. Wypłukuje ją z siebie. Sam. Bo przecież nie musiał nic mówić o "miękiszonach" - ale powiedział, a potem na konferencji prasowej pozostawało mu tylko odwracanie kota ogonem, że tak naprawdę to dotyczy opozycji. Tyle że to było robienie dobrej miny do złej gry. Tak samo jak jego zapewnienia, że Solidarna Polska zostaje w rządzie, ale jest dalej tak samo pryncypialna jak wcześniej. Tyle że wcześniej pryncypialnie powtarzała "weto albo śmierć". A weta nie było.
Właśnie w ten sposób gubi się własną polityczną tożsamość. Stanie w drzwiach zawsze w polityce wygląda efektownie - ale na końcu trzeba się jasno określić, po której stronie progu chce się być. Im bardziej Ziobro pozwala na przeciąg, tym jego pozycja w Zjednoczonej Prawicy słabnie. Z kolei po stronie opozycji też nie za bardzo ma czego szukać. To nie jest "wygodna pozycja" dla niego - jak mówił w sobotę na konferencji. Tam nikt na niego nie czeka. Elektorat, do którego mógłby się odwołać mały i zajęty przez Konfederację. Wyszarpanie czegokolwiek po prawej stronie to praca cięższa niż przeoranie tępym pługiem kamienistego pola. Nawet z kapitałem, który Ziobro zgromadził, to może być ponad jego siły.
Oczywiście, Ziobro dalej pozostanie w grze. Cały czas jest potrzebny Kaczyńskiemu - bo obaj podobnie myślą o tym, co należy zrobić wymiarze sprawiedliwości, bo wreszcie prezes potrzebuje kogoś, kto będzie równoważył pozycję Morawieckiego.
Tak jest teraz. Jak długo to potrwa? Nie wiadomo. Ale jeśli Ziobro ten przeciąg będzie robić zbyt długo, to wtedy cała Zjednoczona Prawica złapie katar, którego skutki będą bardzo poważne, zwłaszcza jeśli wystąpią inne choroby współistniejące (na przykład wywołane załamaniem gospodarczym po pandemii).
Konflikt między Ziobro i Morawieckim jest destrukcyjny dla całej Zjednoczonej Prawicy. Jeśli ona szybko go nie rozwiąże, szanse na skuteczne rządzenie i walka o kolejną wygraną wyborczą staną się iluzoryczne.