PublicystykaKoziński: PiS przez Daniela Obajtka wyborów nie przegra. Ale wcale nie może czuć się bezpiecznie [OPINIA]

Koziński: PiS przez Daniela Obajtka wyborów nie przegra. Ale wcale nie może czuć się bezpiecznie [OPINIA]

Jeśli PiS zlekceważy sprawę Daniela Obajtka, to wejdzie na drogę, którą szły SLD w 2003 r. i Platforma Obywatelska w roku 2014. A z tej drogi zawrócić szalenie ciężko.

Koziński: PiS przez Daniela Obajtka wyborów nie przegra. Ale wcale nie może czuć się bezpiecznie
Koziński: PiS przez Daniela Obajtka wyborów nie przegra. Ale wcale nie może czuć się bezpiecznie
Źródło zdjęć: © East News | KAROLINA MISZTAL
Agaton Koziński

Czy przez nieruchomości Daniela Obajtka PiS może przegrać kolejne wybory? Nie, to nierealne. Ale wcale to nie znaczy, że w tej sprawie obóz władzy może przyjąć strategię: hulaj duszo, piekła nie ma. Bo piekło jest. I zamiatając tego typu sprawy pod dywan, PiS przyjrzy mu się z bliska szybciej, niż przypuszcza.

Światy równoległe

Póki co w sondażach doniesień o prezesie Orlenu nie widać. Pewnie jakoś ta sprawa na notowania PiS się przełoży, ale też pewnie trudno będzie jednoznacznie ocenić, jak bardzo. Bo konkurencja ostra. Przede wszystkim z powodu koronawirusa - trzeciej fali Covidu, problemów ze szczepieniami, wywołanej niekończącą się pandemią stagnacji, irytacji, zniechęcenia. Na to się nakładają napięcia wewnątrz Zjednoczonej Prawicy, te ciągły wojny podjazdowe między Morawieckim i Ziobrą, między Kaczyńskim i Gowinem. Trudno ocenić, co tak naprawdę jest najbardziej istotne w oczach Polaków.

Ale nawet jeśli przyjąć, że za ostatnie spadki sondażowe odpowiedzialny jest tylko serial z Danielem Obajtkiem i jego majątkiem, to i tak opozycja nie powinna się łudzić, że ta burza sprawi, że PiS straci całą swoją przewagę. Że ObajtekGate przyniesie ten sam efekt, co taśmy i ośmiorniczki w przypadku Platformy. Tego typu analogie w żaden sposób nie występują. To tak nie działa.

Dlaczego? Bo dziś polityka jest całkowicie inna niż w 2015 r. Przede wszystkim w wyborach sześć lat temu możliwe były przepływy między elektoratami. PiS wtedy wygrał, bo 7 proc. wyborców PO z 2011 r. zagłosowało na partię Kaczyńskiego. Dziś taka sytuacja jest właściwie nie do wyobrażenia. Obecnie wybory wygrywa się przede wszystkim zdolnościami mobilizacji własnego elektoratu. Już nikt nie stara się przejąć tzw. wyborców niezdecydowanych. Ich zostało tak mało, że stali się wyborczo nieistotni. Polaryzacja zrobiła swoje.

A konsekwencją istnienia polaryzacji jest to, że powstały w Polsce dwie bańki. Dwa systemy polityczne o obiegu zamkniętym. W liberalno-lewicowej bańce opozycji skandal z Danielem Obajtkiem to wydarzenie roku, albo i kadencji. Dla osób w tym balonie zamkniętych ostateczne potwierdzenie patologii, jaką są rządy PiS-u. Oni od 2015 r. uważają, że dojście partii Kaczyńskiego do władzy to degeneracja – a teraz, gdy obserwują serial z prezesem Orlenu w roli głównej, zdobyli ostateczne, terminalne właściwie tego potwierdzenie.

Ale obok tej bańki mamy bańkę drugą, narodowo-konserwatywną. W niej sprawa Daniela Obajtka funkcjonuje gdzieś na boku głównego nurtu wydarzeń. W dodatku istnieje tylko jako potwierdzenie, że prezes Orlenu wykonuje dobrą robotę – bo przecież gdyby robił coś źle, albo gdyby nic nie robił, to by go nie atakowano. A teraz znalazł się pod ostrzałem, bo próbuje doprowadzić do fuzji Orlenu z Lotosem, a także stara się wzmocnić pozycję polskiej gospodarki w regionie. Wniosek oczywisty: przeciwnicy takiej polityki próbują go zniszczyć wszelkimi sposobami.

Dziś te bańki to światy właściwie równoległe. Jak w matematyce: mamy dwa zbiory, które właściwie nie mają punktów wspólnych. Funkcjonują obok siebie – a spotykają się tylko wtedy, gdy gra piłkarska reprezentacja Polska albo skacze Kamil Stoch. I to właśnie powoduje, że sprawa Daniela Obajtka – choć politycznie bardzo gorąca – efektu politycznego nie przyniesie. W bańce wyborców PiS ona właściwie nie zaistnieje.

Z kolei w bańce wyborców opozycji jest o niej aż za dużo. Za chwilę nastąpi przegrzanie tematu i on umrze śmiercią naturalną. Tak samo jak umarł temat "dwóch wież", rozmów właściciela banku z szefem KNF-u czy kwestia "kamienicy Banasia". Każda z nich miała być symboliczną ostatnią aferą PiS, po której nastąpi zmiana władzy. Żadna z nich dziś nie istnieje w przestrzeni publicznej. Ich waga polityczna jest właściwie żadna.

Ostatni sygnał

Zjawisko dwóch światów skutecznie impregnuje obóz władzy na negatywne konsekwencje takich kontrowersji jak sprawa Daniela Obajtka. Spadki sondażowe z tego powodu pewnie będą - ale i tak bardziej PiS ciąży pandemia, poza tym to wszystko cały czas przed wyborami jest do odrobienia. Wystarczy skutecznie zwodować "Nowy Ład", pozwolić podziałać gospodarce i po tych sondażowych problemów śladu nie będzie.

Ale nawet jeśli sondaże PiS-owi uda się odbudować, to już śladów po sprawie Obajtka tak łatwo nie zatrze. Bo inne to ślady niż te, które imputuje opozycja. Nawet przyjmując za dobrą monetę tłumaczenia prezesa Orlenu. Dla czystości wywodu uznajmy, że wszystko odbyło się lege artis, wszelkie zarzutu stawiane mu są kulą w płot.

W sprawie Daniela Obajtka, wszystkiego, czego się o nim dowiedzieliśmy jest drugie dno. Widać wyraźnie na jego przykładzie jak jego obóz obrasta tłuszczykiem. W 2015 r. to była grupa potwornie wygłodzonych, zdeterminowanych kocurów gotowych walczyć do końca z Platformą. Dziś tej determinacji widać coraz mniej. Wola walki niknie, w miarę jak upływają kolejne lata u władzy.

Póki co PiS może się czuć bezpiecznie - bo Platforma nie zachowuje się jak partia głodna władzy. Dwie kadencje rządów tak ją nasyciły, że do dziś nie poczuła ona zewu krwi. To skutecznie konserwuje obecny układ polityczny. Cały czas to PiS-owi bardziej się chce niż opozycji - i to dlatego PiS rządzi, a reszta jest w ławach opozycji.

Ale o ile w 2015 r. różnica w poziomie determinacji między PiS i resztą była ogromna, to teraz jest co najwyżej niewielka. Obóz władzy coraz bardziej działa w sposób rutynowy, przewidywalny. Trzyma się sprawdzonych schematów - skoro istnieją dwie bańki, dwa światy równoległe, to wystarczy to wykorzystać, nie wpuścić sprawy Obajtka do swojej bańki i problem minie.

Tyle że to tak nie działa. Ich wyborcy słyszą również o takich rzeczach. Mogą je teraz puszczać mimo uszu, ale z tyłu głowy im one zostają. I w pewnym momencie wypłyną na wierzch.

W polityce cały czas trzeba się wymyślać na nowo. Utracenie zdolności samoodnowy to polityczna śmierć. A PiS nie pokazał, że zdolność odświeżania siebie cały czas posiada. W tym sensie sprawa Daniela Obajtka jest bardzo ważna. Jeśli Nowogrodzka ją przegapi, to otrzymamy wyraźny sygnał, że obóz rządzący wszedł na równię pochyłą. A z niej się cofnąć jest już szalenie trudno.

Agaton Koziński dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)