Koziej o Iraku: to może być początek wojny partyzanckiej
Ostatnie ataki na żołnierzy koalicji w Iraku
mogą świadczyć o początku wojny partyzanckiej - uważa strateg,
gen. broni. w st. spocz. prof. Stanisław Koziej.
29.06.2003 | aktual.: 29.06.2003 16:40
Według niego, potrzebne jest zaangażowanie społeczności międzynarodowej. Jeśli partyzantki nie uda się rozbić w pierwszych miesiącach, działania nieregularne będą trwały latami.
Koziej podziela ocenę analityków amerykańskiego ośrodka Stratfor, których zdaniem - wbrew wypowiedziom sekretarza obrony Donalda Rumsfelda - w Iraku zaczęła się wojna partyzancka.
Emerytowany generał, obecnie wykładowca, przed kilkoma miesiącami przewidywał, że nietrudno będzie koalicji rozbić iracką armię regularną, znacznie trudniejszy będzie okres po kampanii militarnej.
"Po dwóch miesiącach od zakończenia kampanii wojskowej mamy coraz więcej przykładów działań zorganizowanych przeciw siłom stabilizacyjnym. Wydaje się, że to, co obserwujemy, to działalność po części przestępcza, ale wiele wskazuje na to, że to działalność zorganizowana byłych struktur bezpieczeństwa, sił specjalnych, że powoli organizuje się ruch oporu przeciw wojskom międzynarodowym" - powiedział Koziej.
"Nie jest to jeszcze scentralizowane, zorganizowane działanie; tego typu działania z reguły rozpoczynają się lokalnie dopiero po jakimś czasie tworząc skoordynowany system. Pełnej koordynacji jeszcze nie ma, ale jeśli się tego nie zwalczy na początku, jest bardzo prawdopodobne, że przyjmie to charakter systemowo zorganizowanych nieregularnych działań zbrojnych przeciwko wojskom stabilizacyjnym"- ocenił strateg.
Według niego, ugrupowania partyzanckie nie będą miały kłopotu z rekrutacją. "Irackie struktury bezpieczeństwa wewnętrznego były przed wojną bardzo rozbudowane. Ci ludzie tak czy inaczej w swojej społeczności są spaleni
, raczej nie mają szans, by funkcjonować w strukturach nowej władzy, są to więc potencjalni kandydaci. Można zresztą przyjąć, że duża część struktur bezpieczeństwa była przygotowywana do tego typu działań, być może ta koncepcja zaczyna być realizowana. Zauważmy, że największa aktywność jest na obszarach, których nie objęły działania wojenne - na północ od Bagdadu, gdzie na większą skalę nie przetoczyły się wojska alianckie" - dodał.
"Można oczekiwać, że tego typu działania będą się pojawiały także w części południowej i środkowej, gdzie my jesteśmy. Być może jedynie część kurdyjska może być bezpieczna pod tym względem, jako że Kurdowie mają zorganizowaną strukturę i sami się rządzą. Natomiast w centralnej i południowej części nie ma jeszcze struktur irackich, a sojusznicze są za słabe, by sprawować pełną kontrolę. To dodatkowa pożywka dla grup przestępczych. Pamiętajmy, że zwłaszcza w naszej strefie musi być bardzo dużo porzuconej broni, która znalazła się w rękach ludności cywilnej. Można podejrzewać, że tam nie ma gospodarstwa, w którym nie byłoby karabinu. Możemy mieć duży problem, jak tę broń od ludności cywilnej zebrać"- przewiduje generał.
Według Kozieja, pojmanie Saddama Husajna byłoby ciosem, który osłabiłby działania przeciw koalicji, ale nie wyeliminowałby ich zupełnie: "Jeśli w tej fazie początkowej, w ciągu dwóch-trzech tygodni czy miesiąca nie uda się tego zlikwidować, będzie to już żyło swoim życiem, jak ruch oporu w Europie pod okupacją niemiecką. Na bazie antyamerykanizmu mogą powstawać organizacje nawet nie związane z Saddamem, mogą tam ściągać siatki terrorystyczne, nie tylko Irakijczycy, ale różne organizacje, które mają porachunki z Amerykanami" - powiedział.
"Można oczekiwać trudnej sytuacji. Jedyną szansą na poradzenie sobie w Iraku jest jak najszersze zaangażowanie społeczności międzynarodowej - ONZ, Unii Europejskiej, NATO. Gdyby świat zaangażował się w stabilizowanie sytuacji w Iraku, byłaby szansa na stosunkowo szybkie - mierzone perspektywą dwóch czy trzech lat - uspokojenie. W przeciwnym razie, może to być kilkanaście lat" - przewiduje ekspert.