PolskaKowalczyk: nic nie mówiłem, Sobotka: nic nie wiedziałem

Kowalczyk: nic nie mówiłem, Sobotka: nic nie wiedziałem

Generał Antoni Kowalczyk, komendant główny policji, zdementował informacje, które pojawiły się w sobotniej prasie, sugerujące, że nielegalnie przekazywał poufne informacje dotyczące afery starachowickiej. Z kolei Zbigniew Sobotko zaznaczył, że generał Kowalczyk nie informował go o planach aresztowania starachowickich samorządowców.

11.10.2003 | aktual.: 11.10.2003 18:16

W sobotę "Rzeczpospolita" i "Super Express" podały informacje dotyczące akt śledztwa, które kielecka prokuratura przekazała do Sejmu wraz z wnioskiem o uchylenie immunitetu poselskiego Sobotce. Jak wynika z nich, generał Kowalczyk zmienił swoje wcześniejsze zeznania i przyznał, iż poinformował Sobotkę o planowanej akcji CBŚ.

Prokuratura Okręgowa w Kielcach chce przedstawić Sobotce zarzuty związane z ujawnieniem informacji o akcji Centralnego Biura Śledczego przeciwko starachowickim samorządowcom. I dlatego wystąpiła o uchylenie mu immunitetu. Pod zarzutem przekazania takiej wiadomości stoją już posłowie Andrzej Jagiełło i Henryk Długosz (Jagiełło wystąpił z klubu SLD, a Długosz zawiesił swe członkostwo w klubie tej partii).

Co mówią Kowalczyk i Sobotko

W oświadczeniu Kowalczyk nazwał "celowym wykorzystywaniem sytuacji, w której nie ma możliwości obrony" sugerowanie niespójności jego zeznań w prokuraturze. "Na temat moich zeznań złożonych prokuratorowi, nawet gdybym chciał, nie mam prawa nic powiedzieć. Jestem przecież świadkiem w prowadzonym przez prokuraturę śledztwie" - napisał.

Natomiast były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Zbigniew Sobotka powtórzył, że generał Kowalczyk nie przekazał mu żadnych informacji o planowanej akcji CBŚ w Starachowicach. "Pierwszy raz dowiedziałem się o niej dopiero 27 marca (następnego dnia po zatrzymaniu samorządowców)" - powiedział.

"Generał Kowalczyk jest poważnym człowiekiem i nie sądzę, żeby cokolwiek kręcił w tej sprawie" - podkreślił Sobotka.

Co na to SLD?

"Z ogromnym dystansem" do doniesień prasowych na temat Kowalczyka odnieśli się politycy SLD. "Nie wierzę jednak w to, że były jakiekolwiek nadużycia w przekazywaniu informacji w relacji Sobotka - któryś z parlamentarzystów. Nie dopuszczam takiej myśli" - powiedział sekretarz generalny SLD Marek Dyduch.

Wątpliwości, czy rzeczywiście jest tak, jak podaje "Rzeczpospolita" ma Jerzy Dziewulski (SLD), członek sejmowej komisji spraw wewnętrznych i administracji.

"Jeżeli jest to prawda, to stała się rzecz straszna" - ocenił informacje "Rz" Bronisław Komorowski (PO). "Byłaby to nie tylko głęboka nielojalność, ale powiedziałbym wprost - to kwalifikowałoby się do zdrady. To jest mniej więcej tak, jakby minister obrony narodowej okazał się szpiegiem" - uważa Komorowski.

"Do skandali zaliczyć należy ujawniony fakt, że komendant Kowalczyk z materiałami, z których wynikało, że nastąpił przeciek poszedł w pierwszym rzędzie nie do kogo innego, ale do tego, którego ten materiał mógł obciążać" - powiedział z kolei pos. Zbigniew Wassermann (PiS).

"Poufne" zeznania"

Zastępca prokuratora okręgowego w Kielcach, Janusz Bors powiedział w sobotę, że zeznania komendanta głównego policji generała Antoniego Kowalczyka są objęte tajemnicą służbową i stanowią fragment materiału z klauzulą "poufne".

W ten sposób odniósł się on do informacji sobotniej "Rzeczpospolitej" i "Superexpressu", które podały, że Kowalczyk zmienił swoje zeznania, składane w śledztwie w sprawie przecieku.

"Ta informacja nie została przekazana przez Prokuraturę Okręgową w Kielcach. Nie wolno rozpowszechniać wiadomości z toczącego się postępowania, w szczególności składanych zeznań. My się tej zasady trzymamy" - podkreślił Bors.

Rzeczniczka MSWiA Alicja Hytrek poinformowała, że minister Janik jest na urlopie, wróci w przyszłym tygodniu i wtedy odpowie na pytania dziennikarzy.

Resort od początku, czyli od ujawnienia przez media przecieku w sprawie starachowickiej, podkreślał, że "kierownictwo MSWiA nie znało - podobnie jak w wielu innych sprawach, szczegółów działań CBŚ w Kielcach i Starachowicach".

Przedstawiając w Sejmie informacje rządu w sprawie tzw. afery starachowickiej, minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik powiedział, że ani on, ani Sobotka nie wiedzieli o przygotowaniu operacji policji i planach zatrzymania gangu w Starachowicach aż do czasu ich realizacji.

Natomiast sobotnia "Rzeczpospolita" poinformowała także, że jedną z poszlak obciążających Sobotkę i dowodem, że przeciek do posła Andrzeja Jagiełły wyszedł z Warszawy, jest błąd w liczbie osób, które zamierzała policja zatrzymać. Z Kielc omyłkowo podano do centrali, że ma być zatrzymanych 28 osób (w rzeczywistości miało ich być 27). Liczbę 28 podał w swojej informacji dla Kowalczyka Kazimierz Szwajcowski, szef CBŚ. Taką samą liczbę miał przekazać Sobotce Kowalczyk. I tę właśnie liczbę wymienił później w telefonie do starosty starachowickiego Andrzej Jagiełło.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)