Kosztowne śledztwo ws. zbrodni, której nie było
Kompromitacja policji w South Yorkshire, która wydała mnóstwo pieniędzy i pracy na śledztwo w sprawie rzekomego morderstwa Polaka. Okazało się, że 36-letni Krzysztof S. zmarł pijany po pechowym upadku na ulicy.
Polak doznał poważnych obrażeń głowy, które były bezpośrednią przyczyną śmierci. Zdaniem koronera Christophera Dorriesa, śmierć Polaka to po prostu wypadek – mężczyzna był mocno pijany i po prostu przewrócił się na chodniku. Do zdarzenia doszło w listopadzie 2006 roku w miejscowości Barnsley. Krzysztof S. pracował na Wyspach od 18 miesięcy w miejscowej fabryce opakowań.
Policjanci ustalili, że 36-letni Polak tego dnia pił alkohol ze znajomymi. Około godz. 23 pojechał ze znajomą do centrum miasta. Tam spotkał dwóch innych znajomych Polaków. Potem wszyscy wrócili do jego domu, gdzie dalej pili alkohol. Zwłoki znaleziono nad ranem w pobliżu tego budynku – podaje serwis thestar.co.uk.
Wtedy zaczęło się długie policyjne śledztwo pod kątem morderstwa Polaka. Hipoteza mówiła o tym, że na Polaka napadnięto, kiedy wyszedł pijany przewietrzyć się przed dom. Co prawda nie było wyraźnego motywu, ale policjanci byli pewni, że obrażenia głowy Polaka wzięły się od ciosów napastnika. Nawet świadek – sąsiad ofiary – zeznał, że nie słyszał żadnych podejrzanych odgłosów oprócz samego odgłosu upadku ciała na ziemię.
Tymczasem policji z South Yorkshire trzy lata zajęło ustalenie, że Polak jednak nie został zamordowany, ale po prostu upadł i się zabił. Policjanci przez ten czas zgromadzili grube akta sprawy, aresztowali siedem podejrzanych osób, a nawet pojechali do Polski, aby przesłuchać rodzinę 36-latka. Co więcej, detektywi polecieli nawet do Korei Południowej, aby odzyskać zdjęcia z telefonu komórkowego Polaka... Posiadał on taki model "komórki", że do tego zadania potrzebna była wizyta w koreańskiej fabryce telefonów...
Źródło "Moja Wyspa", Małgorzata Jarek