"Koszmar trudny do opisania"
"Koszmar"; "Trudno to opisać";
"Niewyobrażalna tragedia" - tak, w krótkich słowach, uczestnicy
akcji ratunkowej najczęściej relacjonowali reporterom warunki
panujące w miejscu tragedii w Katowicach.
29.01.2006 | aktual.: 29.01.2006 13:11
Na wieści od ratowników z niepokojem czekali bliscy uwięzionych pod gruzami. O swoich krewnych pytali także tych, którym udało się w ostatniej chwili uciec z miejsca katastrofy.
Krótko po tym, gdy runął dach hali wystawowej centrum targowego, w jej pobliżu można było spotkać zszokowanych rannych, bezładnie chodzących po alejkach na terenie targów.
Początkowo w pobliże hali udało się także przedostać niektórym bliskim ofiar, którzy czekali na wieści. Zdarzało się, że wchodzili na drzewa, chcąc wypatrzyć, czy kolejna wynoszona z gruzowiska osoba to przypadkiem nie ich matka, ojciec czy siostra. W czasie akcji nad halą krążyły białe gołębie, które wcześniej były atrakcjami wystawy.
Młody mężczyzna z Wrocławia czekał na informacje o swoim bracie, który, uwięziony pod zawalonym dachem, zadzwonił do niego. Ma coś z nogą, nie wiem, dlaczego go nie wyciągają. Nie dzwonimy już do siebie, bateria w komórce się wyczerpuje - powiedział dziennikarzowi. Po długim oczekiwaniu dostał informację, że z bratem wszystko będzie dobrze. Uśmiechnięty, wycofał się z tłumu.
W jednym z budynków targowych zorganizowano sztab, do którego spływały informacje ze szpitali. Bliscy ofiar czekali na informacje, wielu z nich płakało.
Byliśmy we trójkę, nie wiemy co z naszym kolegą - mówili dwaj panowie w średnim wieku. Dwie kobiety padają sobie w objęcia. Mężczyzna z Chorzowa płacze, nie może się dodzwonić do bliskich, którzy byli razem z nim w hali. Sam ma poobcierane ręce.
Zbigniew Chmurzyński z Siemianowic Śląskich przyszedł na miejsce katastrofy ze swoim szkolonym labradorem Demonem, żeby pomóc w szukaniu ofiar. Nie zatrzymywany przeszedł przez kordon policjantów i wszedł do hali. Gdzie pies wskazywał, strażacy szukali. Dwie osoby znaleźliśmy, niestety już nie żyły -powiedział.
Do pracy przystąpili też prokuratorzy, którzy będą dociekać, czy i kto ponosi winę za tę tragedię. W niedzielę kilku prokuratorów dokona oględzin miejsca katastrofy. Zwrócono się też do zarządu Targów o dokumentację, w tym budowlaną. Z informacji docierających do prokuratury wynika, że przedstawiciele zarządu Targów są za granicą.
Rzecznik katowickiej prokuratury okręgowej Tomasz Tadla podkreślił w rozmowie z dziennikarzami, że najpierw trzeba się skupić na ratowaniu ludzi, a dopiero potem zabezpieczyć dokumenty i przesłuchać świadków. Za wcześnie jeszcze, by kogokolwiek obarczać winą za tak poważną katastrofę - powiedział Tadla.
Jest tam bardzo dużo śniegu. Między nogami są połamane pręty. Pod zawalonym dachem są kolejne wolne przestrzenie wypełnione konstrukcjami stalowym - relacjonował rzecznik.