Koszmar seniorów z domu opieki w Poznaniu
Prezydent Poznania był w ostatnich latach co najmniej trzykrotnie informowany o problemach seniorów z Domu Pomocy Społecznej przy ul. Ugory, ale wprowadzano go w błąd na temat sytuacji w placówce. O nieprawidłowościach informowała m.in. jedna z lekarek, a ostatnio zastępca dyrektora, Irena Błońska. Szef DPS-u lekceważył skargi personelu i rodzin. Lekarce, która starała się o poprawę sytuacji seniorów, przebijano opony w samochodzie.
"Nie są realizowane nawet tak podstawowe potrzeby jak utrzymanie higieny osobistej, troska o stan psychiczny, wysadzania na fotel (...). Problem braku wystarczającej opieki wynika nie tylko z małej liczby osób zatrudnionych w DPS-ie, ale też ze złej organizacji ich pracy i niehumanitarnego podejścia osób odpowiedzialnych za organizację opieki (...). Zwracam się do pana prezydenta z prośbą o interwencję. Sprawa dotyczy ludzi najczęściej bezbronnych, zastraszonych, zdanych wyłącznie na łaskę i niełaskę opiekunów" - pisała w lipcu 2004 roku do Ryszarda Grobelnego poznańska lekarka Zofia K., pracująca wówczas na Ugorach. Wcześniej wielokrotnie interweniowała u dyrektora DPS-u. Bez skutku.
- Po wysłaniu listu osobiście spotkałam się z prezydentem. W rozmowie szerzej przedstawiłam problemy występujące na Ugorach. Łudziłam się, że poprawi to sytuację mieszkańców domu - mówi kobieta.
Lekarka nie była jedyną osobą, która interweniowała u prezydenta. Z dokumentacji udostępnionej nam w Urzędzie Miasta wynika, że w 2004 i 2005 roku rodziny mieszkańców DPS-u zgłaszały m.in., że niektórzy seniorzy są na noc krępowani i bici, w placówce od lat występują nieprawidłowości dotyczące opieki, a dyrektor lekceważy pisma ze zgłoszeniami patologicznych sytuacji.
- Na wszystkie skargi zostały udzielone odpowiedzi, które w swej treści wykazywały bezzasadność interwencji, wskazując na brak podstaw do niej - informuje Rafał Łopka z biura prasowego Urzędu Miasta Poznania.
Z listu prezydenta, który otrzymała lekarka, wynika, że uznając, iż nie ma podstaw do interwencji, Ryszard Grobelny opierał się na informacjach uzyskanych od... dyrektora DPS-u odpowiedzialnego za sytuację w placówce i od ówczesnego kierownictwa Wydziału Zdrowia, któremu dom podlega. Podobnie było z innymi interwencjami.
- Może prezydenta wprowadzono w błąd. Nie wierzę, aby był obojętny na los seniorów - uważa lekarka, która do dzisiaj ma kontakty z mieszkańcami DPS-u. Jej zdaniem ich sytuacja nie uległa poprawie.
W magistracie dowiedzieliśmy się, że o nieprawidłowościach informowała także Irena Błońska, która od roku jest zastępcą dyrektora DPS-u na Ugorach. W latach ubiegłych wyprowadziła ona z katastrofalnej sytuacji placówkę dla seniorów przy ul. Mogileńskiej, a potem kierowała wielkopolskim oddziałem NFZ. Zatrudniając Błońską na Ugorach, liczono w magistracie na to, że może ona wpłynąć na poprawę sytuacji w tym domu, odstającym na niekorzyść pod względem warunków od innych tego rodzaju placówek samorządowych. Po jej interwencji na przełomie czerwca i lipca br. z polecenia wiceprezydenta Jerzego Stępnia Wydział Zdrowia i Spraw Społecznych przeprowadził kontrolę w placówce.
- Przedstawione przez panią Błońską zarzuty nie potwierdziły się - mówi Anna Szpytko, rzecznik magistratu.
Udostępniony gazecie "Głos Wielkopolski" protokół tej kontroli wskazuje, że jej zakres ograniczono w stosunku do zgłaszanych przez Błońską problemów. Na przykład sprawdzono czystość tylko kilku (spośród kilkudziesięciu) pokoi, mimo iż stwierdzono, że w budynku "wyczuwalny był nieprzyjemny zapach". Wbrew przekazanym z WZiSS do biura prasowego UMP informacjom, podczas kontroli stwierdzono w DPS-ie uchybienia. Dotyczyły one m.in. depozytów rzeczowych seniorów oraz zarządzania placówką. Kontrola wykazała, że dyrektor drastycznie ograniczył kompetencje swojej zastępczyni, co jest sprzeczne z przepisami. Mająca ekonomiczne wykształcenie Błońska może zajmować się wyłącznie nadzorem nad spółką, która ma kontrakt z NFZ na usługi pielęgniarskie dla seniorów. Nie ma wglądu w dokumentację finansową ani kontroli nad pracą etatowego personelu.
- Nie mogę wypowiadać się na temat sytuacji w DPS-ie - powiedziała Irena Błońska. Potwierdziła jednak, że zgłaszała nieprawidłowości w Wydziale Zdrowia i że nie ma wpływu na opiekę nad seniorami i zarządzanie placówką.
Okazuje się, że zakres wszczętej po naszej publikacji kontroli także został ograniczony. Prezydent polecił, by miała ona charakter kompleksowy, ale Wydział Zdrowia ograniczył ją do kwestii opieki i wyżywienia oraz wykorzystania samochodu służbowego. Kontrola miała zakończyć się 18 września, ale ją przedłużono. Okazało się, że nie można ustalić, do czego wykorzystywana była furgonetka zaopatrzeniowa, chociaż pojazd ma duże dzienne przebiegi kilometrowe, a nie jest wykorzystywany do celów zaopatrzeniowych. Dyrektor dostał czas na wyjaśnienie tej sytuacji. Seniorzy zastraszeni
Tymczasem mieszkańcy domu są zastraszani. Opiekunki mówią im, że z powodu naszego artykułu DPS może zostać zamknięty. Wypytują też, kto rozmawiał z dziennikarzami, twierdząc, że to karygodne. Starsi ludzie boją się rozmawiać.
- Wy zajmiecie się wkrótce inną sprawą, a ja będę tutaj do końca życia. Nie chce mieć gorzej niż już mam - tłumaczy swoje obawy jeden z seniorów.
- Nie można im się dziwić, że się boją. To starsi, schorowani ludzie. Są w większości zależni od personelu, obawiają się pogorszenia swojej sytuacji i nie widzą nadziei na jej poprawę - wyjaśnia była lekarka z Ugorów. Sama obawia się opublikowania jej nazwiska. W czasie, gdy interweniowała w sprawie DPS-u, przebijano opony w jej aucie.