Kosmitka
Wyobraź to sobie: krążysz 400 kilometrów nad Ziemią z prędkością około 28 tysięcy km/h w najbardziej niesamowitym wehikule zbudowanym przez człowieka i wyjaśniasz dziecku jak się mnoży przez trzy. Dla Nicole Stott to tylko jedna z rzeczy, które zrobiła, choć inni uznaliby je za niemożliwe.
Ponoć wszystko, czego dokonałaś w życiu, zrobiłaś dlatego, że nikt nigdy nie powiedział ci, że nie możesz.
- Dokładnie tak. Nikt nie mówił mi, że nie mogę pilotować samolotów, zajmować się inżynierią, pracować dla NASA przy promach kosmicznych, wreszcie polecieć w kosmos. Miałam to ogromne szczęście, że wychowali mnie rodzice pełni pasji.
Mama wniosła w życie moje i moich sióstr kreatywność, żywiołowość, tata - zamiłowanie do latania i potrzebę podążania za marzeniami. Konstruował na naszym podwórku własne samoloty, niemal każdą wolną chwilę spędzał na lotnisku, a my razem z nim. Wychowałam się wśród ludzi z ogromną potrzebą realizowania swojej pasji i myślę, że to jest najlepsze, co można przekazać dziecku.
To szczególnie ważne we współczesnych, bardzo dynamicznych czasach. Przecież nie wiemy, czym w przyszłości będą zajmowały się nasze dzieci, jak będą zarabiać na życie, jak będzie wyglądał ich świat.. Ale jeśli podążą za swoją pasją, za marzeniem, to poradzą sobie. Głęboko w to wierzę. Z mężem staramy się wychować syna pokazując mu to, kim jesteśmy, co nas cieszy, co fascynuje - i pozwalając mu w tym uczestniczyć.
Spędziłaś trzy miesiące na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) jako inżynier pokładowy, odbyłaś kilkugodzinny spacer w kosmosie, a tym, co najczęściej podkreślano w mediach po twoim powrocie był fakt, że jesteś matką.
- Kompletnie nie mogłam tego zrozumieć. Oczywiście, że jestem matką, ale moi koledzy z zespołu są ojcami. Przeżywaliśmy rozłąkę z najbliższymi w podobny sposób. Każdy z nas codziennie dzwonił do domu i nie raz zdarzało się, że odrabialiśmy z dziećmi prace domowe przez telefon. Wyobraź to sobie: właśnie krążysz 400 kilometrów nad Ziemią z prędkością około 28 tysięcy kilometrów na godzinę, w najbardziej niewyobrażalnym wehikule zbudowanym przez człowieka i ... wyjaśniasz swojemu dziecku jak się mnoży przez trzy, albo co to jest fotosynteza.
Wierz mi, traktowaliśmy to kompletnie naturalnie. Przecież nie przestawaliśmy być rodzicami, małżonkami, dziećmi czy przyjaciółmi tylko dlatego, że założyliśmy stroje astronautów i przelecieliśmy przez granicę atmosfery i kosmosu.
Nie zrozum mnie źle, bardzo tęskniłam za synem. Miał siedem lat, gdy pracowałam na ISS. Ale tak samo tęsknili moi koledzy za swoimi dziećmi. I gdy w media ciągle podnosiły, że jestem pierwszą matką, która przebywała na ISS, to oni bardzo mnie wspierali.
Wielokrotnie również podkreślano, że jesteś kobietą, która odniosła sukces w męskim świecie: byłaś jedyną dziewczyną w klasie o profilu technicznym, ukończyłaś studia z zakresu inżynierii lotniczej i kosmicznej, wreszcie przebywałaś na ISS wśród samych mężczyzn.
- Dotarło to do mnie dopiero po latach, gdy spojrzałam na zdjęcie klasowe z liceum. Niebywałe. Jednak wówczas tego nie dostrzegałam. Otaczali mnie ludzie, z którymi dzieliłam pasję, a nie tacy o chromosomach XX czy XY.
To my sami tworzymy podziały. Nie wiem, dlaczego tak kurczowo się ich trzymamy. Rakiecie zdolnej wynieść człowieka na orbitę jest obojętne, czy wynosi kobietę, czy mężczyznę. Samolotowi jest obojętne, kto go pilotuje. Zadanie matematyczne ma być rozwiązane poprawnie, a nie rozwiązane przez kobietę czy przez mężczyznę. I myślę, że faktycznie miałam szczęście, że nikt mi nigdy nie powiedział: hej, po co babrzesz się w tych silnikach, to nie jest hobby dla kobiet, porzuć marzenia o lotach kosmicznych, jesteś słabą kobietą, nie dasz sobie rady! Bo wiem, że wiele dziewcząt, młodych kobiet właśnie taki przekaz dostaje. I dlatego sądzę, że tak ważne jest dawanie przykładu.
Opowiadając o swojej pracy w szkołach zauważyłam, że chłopcom obojętne jest, kto wykonuje jakiś zawód, byle ten zawód był interesujący. Za to dziewczynki identyfikują się z płcią. I widząc kobietę naprawiającą samochody, operującą mózgi, czy właśnie astronautkę, myślą: skoro ona jest kobietą i może to robić, to ja również mogę.
To właśnie od nas, od kobiet idących za swoim powołaniem, w ogromnym stopniu zależy przyszłość tych dziewcząt. Bo zawsze znajdzie się ktoś, kto im powie, że czegoś nie mogą, coś im się nie uda, a czegoś w ogóle nie powinny nawet próbować ze względu na płeć. Ale jeśli będą widziały wokół siebie kobiety realizujące swoje marzenia, nie uciekające przed wyzwaniami, to będzie im łatwiej pokonywać przeciwności i realizować własne pasje.
Przygotowując się do misji kosmicznej przeszłaś bardzo wymagający trening, co było najtrudniejsze?
- Nauka rosyjskiego. Naprawdę nie wyobrażałam sobie, jakie to będzie ciężkie. Wiesz, że przez całą swoją edukację nie musiałam uczyć się obcego języka? Tak wiem, jako osoba anglojęzyczna jestem w uprzywilejowanej sytuacji, ale w tym wypadku było to dla mnie przekleństwo. Raptem musiałam zmierzyć się z językiem nie mającym praktycznie żadnych zbieżnych z moim językiem ojczystym. W dodatku językiem zapisywanym alfabetem innym niż łaciński.
W porównaniu z tym wymagający trening fizyczny, test umiejętności przeżycia w warunkach ekstremalnych czy nurkowanie na dużych głębokościach, były naprawdę całkiem proste. Zresztą powiem ci, że nic tak dobrze nie przygotowało mnie do misji na ISS, jak trening podwodny.
Przez 18 dni żyłam w Aquariusie, ulokowanym 19 metrów pod powierzchnią podwodnym habitacie-laboratorium. Musiałam nauczyć się nurkować, ale tak profesjonalnie. Wychowałam się i wciąż mieszkam na Florydzie, więc z nurkowaniem miałam do czynienia odkąd pamiętam, ale to były raczej radosne zabawy w wodzie, niż nurkowanie. Poza tym życie w Aquariusie uświadomiło mi położenie człowieka na ISS. W końcu tam również nie możesz tak po prostu otworzyć okna, czy drzwi, wyjść poza habitat bez skafandra i aparatu tlenowego, a każdy błąd może zakończyć się katastrofą, śmiercią twoją lub twojej ekipy.
Astronauci objęci są również treningiem psychologicznym.
- Kiedyś wydawało mi się, że trening psychologiczny jest zbędny. W końcu mamy po prostu wykonać coś, co leży w zakresie naszych kompetencji, więc po co to dodatkowo łączyć z psychologią. Jak bardzo się myliłam!
Trening psychologiczny jest kluczowy. Przede wszystkim pomaga odkryć swoje silne i słabe strony oraz zrozumieć, na czym polega współpraca w grupie. Wyobraź sobie: masz zespół szczęściarzy, których aplikacje zostały przyjęte i wszystko wskazuje na to, że odbędą podróż życia. Czują się silni, niemal niepokonani. Ciężko przyznać nawet przed sobą, że czegoś się nie potrafi. A przecież od tego może zależeć misja! Jeśli inny załogant radzi sobie z problemem lepiej - świetnie, niech się nim zajmie. To niby banał, ale zobacz, jak wielu jest ludzi robiących z uporem rzeczy, do których się nie nadają. I pewnie robią je dlatego, że nikt nigdy nie nauczył ich pokory wobec rzeczywistości. Ja szczęśliwie się jej nauczyłam.
Zdaje się, że nauczyłaś się również pokory wobec grawitacji. W wolnym czasie na ISS malowałaś akwarele i okazało się, że w warunkach mikrograwitacji jest to niemal niewykonalne.
- Oj tak, grawitacja to potężna siła! Nigdy się nad nią nie zastanawiałam tutaj na Ziemi, ale pobyt na ISS i powrót na Ziemię bardzo silnie mi to uświadomiły. Wracasz z orbity i raptem jesteś ciężka. Strasznie ciężka. Tak bardzo, że każde podniesienie się z kanapy jest wysiłkiem. Nie zdajemy sobie sprawy, jak olbrzymi wysiłek wykonuje nasze ciało każdego dnia. Nie myślimy również o tym, że grawitacja jest niezbędna przy wszystkim, co robimy. Wiesz, jak wziąć prysznic w warunkach mikrograwitacji? Trzeba wycisnąć z worka kulę wody i włożyć w nią rękę. Woda otacza rękę jak rękawiczka.
Brałabym taki mikrograwitacyjny prysznic godzinami, tylko po to, by patrzeć, jak woda otacza ciało i nie spada.
- Moje pierwsze prysznice właśnie tyle trwały. Nie mogłam oderwać oczu od wodnej rękawiczki na mojej ręce. To teraz powiem ci, jak maluje się akwarele w mikrograwitacji. Przede wszystkim nie masz oczywiście kubka z wodą, tylko wyciskasz małą kroplę wody z worka, ta otacza pędzel, nie wsiąka w niego. Akwarela to technika malowania barwnymi plamami, ale nie zrobi się plamy w warunkach mikrograwitacji, więc raczej rozciągasz pigment z wodą po papierze. Poza tym nie możesz malować tego, co widzisz przez okno, bo obraz zmienia się tak szybko, że zanim przyłożysz pędzel do papieru, widok już zniknął i masz przed oczami coś zupełnie innego. Więc to, co malowałam, to raczej pewna impresja, niż faktyczny krajobraz.
Ale wiesz, piękna jest Ziemia! Byłam od naszej planety tak daleko, jak daleko może w naszych czasach znajdować się człowiek. Dopiero z tej odległości poczułam, jak silnie jestem z nią związana. Jak wyjątkowy jest ten kosmiczny habitat: podtrzymuje życie, chroni je warstwą atmosfery i jest naszym domem. Domem, o który musimy dbać.
Zakwalifikowałaś się do programu astronautów w 2000 roku, w 2003 roku doszło do katastrofy promu Columbia. Zginęła cała siedmioosobowa ekipa. A ty miałaś wystartować niedługo później. Nie bałaś się?
- To było straszne przeżycie dla nas wszystkich. Straciliśmy przyjaciół, współpracowników, cały program został chwilowo zawieszony. Sytuacja była niełatwa. Ale czy bałam się wsiąść na pokład wahadłowca? Nie. Przynajmniej nie bardziej niż siadając za kierownicą samochodu, by dojechać do pracy, czy wsiadając na rower, gdy mam ochotę na krótką wycieczkę.
Nasze życie jest dość kruche i może zakończyć się w najmniej spodziewanych okolicznościach. Idąc na spotkanie z tobą poślizgnęłam się na roztapiającym się lodzie i omal nie uderzyłam głową o krawężnik. Kto by pomyślał, że roztopy mogą być bardziej niebezpieczne niż lot w kosmos?
A tak poważnie, to bardzo silnie ufam w to, że życie jest za krótkie, by nie podejmować ryzyka. Ryzyko jest wpisane w nasze funkcjonowanie. Albo to zaakceptujemy i będziemy robić swoje, spełniać swoje marzenia, albo będziemy patrzeć z bezpiecznej pozycji własnej kanapy, jak inni spełniają swoje marzenia. Co wybierasz?
Nicole Stott. Astronautka, inżynier i pilot. Przepracowała 27 lat w NASA, spędziła łącznie 103 dni w kosmosie podczas dwóch misji kosmicznych. Agencję opuściła w grudniu 2018 roku, jednak wciąż jest silnie zaangażowana w propagowanie wiedzy o kosmosie, spotyka się z dziećmi i młodzieżą na całym świecie, zachęcając do nauki i współpracy dla dobra ludzkości. Malarka, której prace można obejrzeć tutaj. Z Nicole Stott spotkałyśmy się na trzeciej edycji Śląskiego Festiwalu Nauki w Katowicach.
Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka. Dziennikarka i redaktorka zajmująca się przede wszystkim tematyką popularnonaukową. Związana m.in z Życiem Warszawy i Gazeta.pl oraz z Magazynem Wirtualnej Polski.