Kosiniak-Kamysz zdecydowanie o aborcji. Wiadomo, co zrobi
- Jeżeli wynik referendum w sprawie aborcji będzie niezgodny z moimi przekonaniami, to jako polityk zaakceptuję go i wykonam - zadeklarował w czwartek w TVN 24 wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz. Szef MON dodał, że referendum byłoby silnym argumentem dla prezydenta.
- Uważam, że pan marszałek Hołownia podjął dobrą decyzję - stwierdził w TVN24 Kosiniak-Kamysz, odnosząc się do decyzji marszałka Sejmu o przełożeniu parlamentarnej dyskusji nad projektami dotyczącymi aborcji. Mówił, że debata na ten temat "musi odbywać w spokojniejszych warunkach".
- Rozumiem też, żeby była jasność, i myślę, że marszałek Hołownia rozumie jeszcze lepiej emocje, które czasem mogą wynikać z chęci przeprowadzenia swojego projektu. Tylko moim zdaniem cel, jaki przyświeca marszałkowi Hołowni jest taki, żeby te wszystkie projekty były nie tylko przedstawione na pierwszym czytaniu, ale mogły spokojnie trafić do dalszej analizy - powiedział szef MON.
- Z szacunkiem podchodzę do naszych koleżanek i kolegów z Lewicy i też proszę o ten szacunek do naszych poglądów w tej sprawie. Przeprowadźmy tę debatę spokojnie, a myślę, że finał będzie pozytywny dla wszystkich - zaapelował.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kaczyński nie dotrzyma słowa? "Rok w polityce to lata świetlne"
Kosiniak-Kamysz jasno o swoich poglądach
Jednocześnie powiedział, że sam jest zwolennikiem najpierw powrotu do sytuacji sprzed wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku, a później - przeprowadzenia w tej sprawie referendum, bo - jak stwierdził - jego wynik "będzie dużo silniejszym" argumentem za zmianami w prawie aborcyjnym.
- Chcę zadeklarować to przed panią i przed państwem, jeżeli będzie wynik referendum, nawet niezgodny z tym, jakie ja mam przekonania w tej sprawie, to ja go zaakceptuję i go wykonam - zapewnił Władysław Kosiniak-Kamysz.
- Zastanawiam się, czemu tak się boimy zapytać (społeczeństwa - red.). Naród, zgodnie z konstytucją, sprawuje swoją władzę w sposób bezpośredni albo przez swoich obywateli. W tym wypadku uważam, że powinien sprawować swoją władzę bezpośrednio, bo jest 15 milionów kobiet uprawnionych (do głosowania - red.), a nie sto kilkadziesiąt, tak jak w dzisiejszym Sejmie - powiedział.
Źródło: TVN24