SpołeczeństwoKościół traci księży

Kościół traci księży

Odejścia księży były dotąd problemem Kościołów zachodnich. Ale publiczne wystąpienia znanych duchownych - najpierw Stanisława Obirka, teraz Tadeusza Bartosia - to zła wróżba dla polskiego kleru. Czy Kościołowi grozi fala rezygnacji z kapłaństwa?

08.02.2007 06:39

Pierwszy był jezuitą, drugi - dominikaninem. To zakony, które w każdym Kościele lokalnym stanowią o jego intelektualnym obliczu. Stanisław Obirek zasłynął dialogiem intelektualnym ze znanymi agnostykami: Stanisławem Lemem, Zygmuntem Baumanem czy Markiem Edelmanem. Owocem tych rozmów była książka pod tytułem "Co nas łączy. Dialog z niewierzącymi". Tadeusz Bartoś to znawca myśli świętego Tomasza, autor ważnych i dyskutowanych tekstów na temat sumienia i wolności, jakie publikował na łamach "Gazety Wyborczej" i "Tygodnika Powszechnego".

Ale szerszemu gronu odbiorców znani są przede wszystkim jako intelektualne twarze Kościoła w telewizji i prasie. Brali udział w niemal każdej debacie o polskim katolicyzmie, prezentując najczęściej stanowisko krytyczne wobec poczynań kościelnych hierarchów i wzbudzając najczęściej spore kontrowersje. Obirek zasłynął stwierdzeniem, że "złotym cielcem polskiego Kościoła jest Jan Paweł II", zaś po jego śmierci mówił: "W moim odczuciu Papież, który był proboszczem świata, trochę się zachowywał jak proboszcz, który nie lubi nieporządku w swojej parafii, który chce, aby jego prezbiterium było wysprzątane, a najbliżsi współpracownicy zdyscyplinowani".

Bartoś skupiał się na krytyce życia zakonnego i kościelnego. "Nie traktuję ślubu czystości, ubóstwa i posłuszeństwa jako celu samego w sobie" - mówił. Szokował też dobitnością sądów na temat Kościoła: "Twierdzenie, że w Kościele nie ma demokracji, nie jest specjalnie odkrywcze. Przecież biskupów nikt nie wybiera, 'przyjeżdżają w teczce'. Ten zwyczaj jest często sakralizowany, mówi się, że to wola boska. W pierwszych wiekach Kościoła biskupów się wybierało". W sprawie Stanisława Wielgusa Bartoś podkreślał, że jest ona następstwem nie tylko osobistego grzechu arcybiskupa, ale także skostniałego i anachronicznego systemu organizacji życia w Kościele.

Pomijając niewątpliwą stratę, jaką stanowią oba odejścia dla kondycji intelektualnej polskiego Kościoła, warto postawić szersze pytanie: czy nie mówią one nam czegoś ważnego o sytuacji wewnątrz polskiego duchowieństwa?

Socjologowie od lat 90. odnotowują nasilający się proces rezygnacji księży z kapłaństwa, także w Polsce. Według badań profesora Józefa Baniaka, socjologa religii z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, liczba rezygnacji rośnie w Polsce z roku na rok. - Sytuacja ta dotyczy księży w różnym wieku, aczkolwiek ostatnio wzrasta odsetek odejść księży młodych i z krótkim stażem pracy, gdzieś między 5. a 10. rokiem pracy w parafii lub pobytu w zakonie czy zgromadzeniu zakonnym - mówi profesor Baniak.

Z kilkuletnich, nieopublikowanych jeszcze wyników badań Baniaka wynika, że na 764 ankietowanych księży 37,5 procent rozważa lub rozważało sens swego pobytu w kapłaństwie i odejście do stanu świeckiego. 28,4 procent przeżywa kryzys tożsamości kapłańskiej, choć nie bierze pod uwagę odejścia. Rezygnacjom sprzyja upolitycznienie Kościoła i skandale moralno-obyczajowe na najwyższych szczeblach hierarchii.

- To przyśpieszy proces rezygnacji wielu księży - twierdzi Baniak. - A odejdą zwłaszcza kapłani wrażliwi moralnie i chcący uczciwie wykonywać swoje kapłańskie powinności. W szczególności ci, którzy nigdy nie zaakceptowali w pełni obowiązkowego "bezżeństwa". Jakie są przyczyny tego zjawiska? Odpowiedzi w dużym stopniu udzielili Obirek i Bartoś, którzy żegnając się z kapłaństwem, postawili Kościołowi w Polsce wiele zarzutów. Ich krytyka jest zbieżna: dla obu jest on instytucją anachroniczną, intelektualnie zniewalającą i nietolerującą debaty.

Kiedy w demokratycznym świecie możesz mówić to, co myślisz, wewnątrz Kościoła możesz mówić tylko to, co wypada. Kiedy świat stawia na dojrzałość i wolność, Kościół i zakony przypominają wojskowe koszary. Kiedy w świecie laickim do prawdy dochodzi się w toku nieskrępowanej dyskusji, w Kościele prawdę ogłasza się za pomocą dekretów i sankcji. Kiedy w świecie stawia się na odpowiedzialność, w Kościele dominuje ślepe posłuszeństwo - taki obraz wyłania się z opisu Obirka i Bartosia.

Tak radykalna, otwarta krytyka Kościoła jako instytucji i przestrzeni intelektualnej nie była w Polsce do tej pory obecna. Na tle spatologizowanej polityki i chorego życia społecznego, które wylewa się z tabloidów, Kościół i jego instytucje wydają się ludziom stojącym z boku oazami spokoju i przyzwoitości. Korupcja, kolesiostwo czy łamanie praw człowieka - takie rzeczy nie mogą mieć miejsca w Kościele. Na stereotypy nakładają się społeczne oczekiwania: księża są zawsze wierni, nie popadają w nałogi, nie spierają się ze swoimi współbraćmi i przełożonymi, zawsze uśmiechnięci i zadowoleni, są jakimś cudem wolni od wszelkich pokus i przywar, które dręczą zwykłych zjadaczy chleba. Prawda jest jednak taka, że nie wiemy, co się dzieje w szeregach kleru.

A jeśli nawet dojrzymy, że nasz wikary z dnia na dzień zniknął, to proboszcz szybko wyjaśni, że wyjechał na studia za granicę albo został przeniesiony do nowej parafii. Broń Boże powiedzieć, że odszedł z kapłaństwa albo leczy się z alkoholizmu. Zwłaszcza odejścia otacza nimb tajemnicy - statystyk nie podaje się do publicznej wiadomości, a od odchodzących oczekuje się, że zrobią to "po cichu". To po to, by odchodzący - jak mówią biskupi i przełożeni zakonni - nie "gorszyli maluczkich". Ale też po to, by nie obnażać wewnętrznych napięć w klerze.

Odejście z kapłaństwa to wciąż ryzyko. Decydując się na taki krok, dorosły mężczyzna z dnia na dzień zostaje bez mieszkania, pracy, pieniędzy. Także bez zawodu, bo z dyplomem magistra teologii raczej świata nie zawojuje. Tym bardziej że jako były ksiądz nie ma szans na pracę katechety czy etat na kościelnej uczelni, choćby wcześniej był profesorem. Do tego musiałby mieć misję kanoniczną, a tej w Polsce - co na Zachodzie nie stanowi problemu - nie da byłemu księdzu żaden biskup, bo od 1984 roku istnieje papieski zakaz powierzania im odpowiedzialnych funkcji na katolickich uczelniach.

Zakon czy diecezja oferują jakąś pomoc finansową, ale odchodzący księża najczęściej ją odrzucają, chcąc radykalnie odciąć pępowinę. I zapomnieć. "Ciche" odejścia, które stanowią przygniatającą większość, są motywowane przekonaniem, że odchodzącemu z kapłaństwa powinno towarzyszyć poczucie winy i grzechu. Powinien bać się przyznać, kim był i co robił.

"Głośne" odejścia Obirka i Bartosia przełamują w tym względzie pewne tabu. Za kilka tygodni nakładem wydawnictwa "Homini" ukaże się książka byłego benedyktyna Macieja Bielawskiego - wybitnego znawcy teologii monastycznej, chrześcijańskiej mistyki i ekumenisty, który opuścił zakon trzy lata temu. W książce "Odejścia" opisuje problem rezygnacji z kapłaństwa z punktu widzenia teologicznego.

Ale spektakularne rezygnacje znanych duchownych mogą uruchomić coś więcej niż tylko spóźnioną debatę na temat odejść. - Demonstracyjne odejścia księży zaangażowanych naukowo i publicystycznie zachęcą wielu "zwyczajnych" do powrotu do stanu świeckiego - przekonuje profesor Baniak. - Przykład płynący z góry nigdy nie pozostaje bez odzewu. Potwierdza to eks-ksiądz, chcący jednak zachować anonimowość, kiedyś wykładowca KUL, dziś profesor na jednym ze świeckich uniwersytetów: - Łatwiej innym podjąć decyzję, gdy się wie, że przede mną byli tacy, którzy przetarli już ścieżki. Rośnie świadomość, że po odejściu świat się nie kończy.

Ale do publicznego rozstania z Kościołem - a zwłaszcza do odnalezienia się po odejściu - niezbędna jest wciąż silna pozycja. Obirek, który jako duchowny mieszkał i pracował w Krakowie, w pierwszym odruchu chciał wyjechać na drugi kraniec Polski. Wyjechał do Szczecina, starał się o etat na tamtejszym uniwersytecie. Ale kiedy dziekan jednego z wydziałów zapowiedział, że musi spytać o zdanie miejscowego biskupa, Obirek zrozumiał, że jeśli chce dalej brać udział w debacie publicznej, uczyć i pisać, musi najpierw zmierzyć się ze swoim nowym statusem. A jeśli chce mieć święty spokój, to powinien zatrudnić się jako sprzedawca samochodów. Ostatecznie znalazł pracę na Uniwersytecie Łódzkim. Bartoś jest doktorem filozofii i też raczej bez problemu znajdzie pracę jako wykładowca. "Szeregowym" księżom jest pod tym względem o wiele trudniej.

Ksiądz, który odchodzi publicznie, musi być przygotowany nie tylko na ostracyzm wewnątrzkościelny (z punktu widzenia Kościoła żyje w grzechu i traci prawo do łaski uświęcającej), ale także na publiczną krytykę. Zarzuca mu się najczęściej brak pokory. Bo nie idzie nawet o to, że "zrzucił koloratkę", ale o to, że zrobił to publicznie. I nie dla idei, ale dla kobiety. "Uciekinierów" z kapłaństwa łatwo zdezawuować. Jeśli wśród przyczyn pojawia się kobieta, wszelkie inne tracą na znaczeniu - odejście dla kobiety jest takie przyziemne. Tyle że jak przyznaje przełożony północnej prowincji jezuitów Dariusz Kowalczyk, jednym z głównych powodów rezygnacji jest sfera emocjonalno-seksualna i pogłębiająca się niemożność życia w celibacie.

W Polsce kapłan traktowany jest z szacunkiem, kiedy rzuca koloratkę z powodów ideowych. A jeszcze lepiej, pouczają krytycy, gdyby pisał swoje teksty i zmagał się z niezrozumieniem, poniżaniem ze strony władz kościelnych, ale mimo to trwał w Kościele. Dopóki Obirek i Bartoś robili to jako kapłani, byli potrzebni, ważni i słuchani. Teraz ich głos, twierdzą krytycy ich poczynań, nie będzie miał już większego znaczenia.

Czy jednak Kościół czyni rozsądnie, odrzucając en bloc diagnozy formułowane przez byłych duchownych intelektualistów? Krakowski jezuita Jacek Prusak zaleca ostrożność. - Z przeprowadzonej przez obu krytyki Kościoła trzeba wyłuskać to, co jest w niej uzasadnione - przekonuje. - Nie odrzucać wszystkiego tylko dlatego, że obu nie ma już "w naszych szeregach". To dobra okazja, by podjąć głębszą refleksję nad statusem teologa w debatach o Kościele i otwartością Kościoła na samokrytykę.

Z kolei augustianin ojciec Wiesław Dawidowski wpisuje diagnozy obu byłych zakonników w szerszy spór o Kościół, który podskórnie toczy się już od wielu lat. - Nie wszystko, co napisali, należy brać za dobrą monetę. Jednak nad niektórymi diagnozami należałoby się poważnie zastanowić - mówi Dawidowski. I dodaje: - Kiedy Marcin Luter porzucał zakon, kapłaństwo i Kościół katolicki, odsądzono go od czci i wiary. Kilka wieków później dokonano relektury i okazało się, że Luter, chociaż raptus, miał w wielu kwestiach rację.

Czy rezygnacje z kapłaństwa Obirka i Bartosia to zapowiedź głębszego kryzysu duchowieństwa, groźnej dla Kościoła fali odejść księży? - Jak świat światem księża odchodzili z kapłaństwa i będą odchodzić - mówi ksiądz Andrzej Luter.

- Z mojego roku, a minęło kilkanaście lat od święceń, odeszło 5 z 44 wyświęconych. I podobno jest to największy odsetek w ostatnim ćwierćwieczu, choć każde odejście to dramat.

Trudno jednak nie dostrzec, że w życiu dzisiejszych księży, zwłaszcza tych młodszych, pojawia się konflikt między dwiema wartościami: wolnością osobistą, której Kościół boi się jak diabeł święconej wody, i lojalnością wobec instytucji, którą z kolei zawsze się szczycił. Za brak adaptacji do nowych realiów, deficyt otwartości, wewnętrznej debaty i pewnej dozy demokratycznych reguł Kościół może już wkrótce zacząć płacić także w powołaniach.

Jednak dla byłego jezuity i dominikanina wolność jest wartością najcenniejszą - wolność wyrażania własnych poglądów czy decydowania, nawet w zakonie, o swoim życiu. To także wolność do mówienia prawdy w Kościele i o Kościele. A skoro Kościół nie jest przestrzenią, gdzie można powiedzieć prawdę, skoro toleruje się w nim zło, lojalność ludzi wedle logiki: "mierny, ale wierny", to - zdają się mówić obaj eks-zakonnicy, zwracamy bilet.

Krytycy takiego "przewartościowania wartości" odpowiadają, że znają w Kościele kapłanów, którzy także byli marginalizowani i poniżani, a mimo to myśl o rezygnacji nie przeszła im przez głowę. To prawda: sam widziałem, jakie kalumnie rzucano na księdza Stanisława Musiała. Znosił to cierpliwie i pokornie. Bo kapłaństwo było dla niego najwyższą wartością, podobnie jak lojalność wobec Kościoła.

Ale pokolenie księdza Musiała było ulepione z innej gliny - oni nie widzieli życia poza Kościołem. Obirek czy Bartoś doskonale widzą się poza Kościołem. Kapłaństwo, przekonują, które staje się celem samym w sobie, przestaje mieć sens. Co jest zatem ważniejsze, zdają się dziś pytać "odstępcy": lojalność wobec anachronicznej instytucji kościelnej i trwanie za wszelką cenę w kapłaństwie czy indywidualna wolność i osobista godność? Obirek i Bartoś wybierają to drugie.

Profesor Baniak zauważa, że obecna degrengolada w Kościele wpływa już na nastawienie kleryków w seminariach diecezjalnych i zakonnych. Ci trzeźwiej myślący i krytyczniej patrzący na poczynania obecnych księży i upolitycznienie wielu biskupów już dziś zastanawiają się nad sensem dalszego "dochodzenia" do kapłaństwa. Zwłaszcza że Kościół nie jest już tak atrakcyjny jako instytucja awansu społecznego jak 20 lat temu. Dziś są inne drogi.

Jeśli polski Kościół nie stanie się miejscem bardziej przyjaznym dla ludzi myślących, nie zacznie w większym stopniu szanować wolności osobistej i swobody intelektualnej księży, na polski kler może w najbliższych latach spaść większa fala apostazji księży. Ziarna kryzysu zasiała transformacja ustrojowa i gospodarcza lat 90., a bezczynność hierarchii wobec zmieniającego się świata i brak reform wewnętrznych tylko mu sprzyjają.

Jarosław Makowski

Jarosław Makowski, z wykształcenia filozof i teolog, publicysta, drukuje w "Tygodniku Powszechnym", "Gazecie Wyborczej" i "Rzeczpospolitej". Z Andrzejem Brzezieckim wydał "Przed Bogiem", wywiad rzekę ze Stanisławem Obirkiem. Wkrótce ukaże się zbiór jego rozmów pod tytułem "Kobiety uczą Kościół".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)