Korporacyjni atleci. Naucz się zarządzać energią, bo padniesz!
Były trener amerykańskiej kadry olimpijskiej uczy prezesów, dyrektorów, kierowników tych samych metod regeneracji, które stosują wyczynowi sportowcy. Fanaberia a może konieczność?
Strzeż się trenerów, którzy wmawiają ci, że bez nich nie nauczysz się zarządzania energią. Wcale nie zależy im na tym, abyś umiał pracować za dwóch bez zmęczenia i zadyszki. Chodzi im tylko o kolejny kontrakt szkoleniowy.
"Jesteście korporacyjnymi atletami" - mówi dr Tony Schwarz, były trener amerykańskiej kadry olimpijskiej, który dziś prowadzi szkolenia dla menedżerów dotyczące zarządzania energią. Uczy on prezesów, dyrektorów, kierowników tych samych metod regeneracji, które stosują wyczynowi sportowcy. "Metabolizm waszych komórek – podkreśla ekspert zza Oceanu – zwłaszcza mózgu, mięśni, układu nerwowego, hormonalnego, odpornościowego jest zbliżony do parametrów funkcjonowania wyczynowych zawodników. Oni mają do tego sztab ludzi – masażystę, dietetyka, fizjologa, psychologa – realizujących program odbudowy i ochrony. Wy jesteście pod tym względem zaniedbani, a sukces wymaga energii!".
Słowa Schwarza jak mantrę powtarzają ostatnio znani polscy szkoleniowcy i psycholodzy biznesu. W ten sposób chcą pokazać, jak bardzo się przejmują kondycją menedżerów, którzy zwłaszcza teraz, w kryzysie, pracują na zdwojonych obrotach i – mówiąc kolokwialnie – padają na pysk.
"Utalentowani i inteligentni sportowcy utrzymują formę potrzebną do realizacji mistrzowskich rezultatów przez wiele sezonów. Menedżer pracuje aż padnie i ulegnie wypaleniu" – pisze jeden z naszych rodzimych guru, próbując się podlizać potencjalnym klientom. Bo naiwnością jest sądzić, że troska ta jest autentyczna. W większości przypadków tzw. trenerom, żerującym na firmowym zwierzu, chodzi tylko o jedno: żeby korporacje przelały na ich konta tysiące złotych lub euro. Za kolejny cykl warsztatów, np. z modnej ostatnio motywacji, koncentracji, kreatywności czy właśnie zarządzania energią.
Na rynku szkoleniowym nigdy nie brakowało cwaniaków i naciągaczy, którzy wmawiają menedżerom, że są tak kiepscy, beznadziejni i słabi, że bez coacha, mentora czy osobistego guru nie zajadą daleko. Nawiasem mówiąc, identycznie postępują niektóre ośrodki psychiatryczne – najpierw straszą "białe kołnierzyki" wizją masowych załamań nerwowych, depresji i samobójstw z powodu kryzysu, a następnie tworzą dla nich specjalne oddziały wsparcia.
Czy korzystać ze szkoleniowców, psychologów, doradców? Taką decyzję każda firma musi podjąć samodzielnie. Ale chyba rację miał Jack Welch, były prezes General Electric, gdy przestrzegał przed korzystaniem z usług konsultantów. Bo między nimi a przedsiębiorstwem występuje konflikt interesów – korporacja chce rozwiązać swoje problemy, a oni będą je mnożyć, aby zyskać nowe zlecenia. Gdy już przeszkolą pracowników z zarządzania energią, powiedzą, że dla dalszego rozwoju potrzebne są im kolejne zajęcia, treningi, warsztaty: a to team-building, a to asertywność, a to inteligencja emocjonalna, komunikacja lub project management. Ani się nie obejrzymy, a ci eksperci z bożej łaski będą w naszej firmie na etacie.
Mirosław Sikorski