Koronawirus. Żółta strefa tylko na papierze? "Musimy przekonać ludzi, że to ma sens"
Krakowscy radni podnoszą alarm, bo ich zdaniem żółta strefa niewiele w mieście zmieniła, a kluby, bary i restauracje niezmiennie są pełne. Zdaniem eksperta podział na strefy mimo wszystko ma sens. - Koncepcja regionalnego zarządzania epidemią jest bardzo dobra, ale źle ją realizujemy - mówi doktor Paweł Grzesiowski.
01.09.2020 14:09
W strefach żółtych i czerwonych znajduje się obecnie osiemnaście powiatów. Dwa z nich, czyli Kraków i powiat tatrzański, to regiony, do których tłumnie przyjeżdżają turyści. Radni z Krakowa alarmują jednak, że w barach i restauracjach wciąż są tłumy, a "żółta strefa" niewiele zmieniła. Podobnie jest w Zakopanem, choć władze mają nadzieję, że wraz z końcem wakacji problem zniknie.
Żółta strefa w Krakowie. Radni żądają kontroli w lokalach
Ostatnio w Krakowie znów pogorszyła się sytuacja epidemiczna. Przez ostatni tydzień potwierdzono prawie 250 nowych zakażeń, współczynnik zachorowań wzrósł, więc Kraków uznano za żółtą strefę. A to oznacza przywrócenie i zaostrzenie części obostrzeń, również tych dotyczących gastronomii.
- Nie bardzo rozumiem, dlaczego, jadąc autobusem i tramwajem muszę mieć założoną maseczkę, muszę zachować bezpieczną odległość, tak samo idąc do sklepu. Niektórzy lekarze nie przyjmują, bo się boją, w przychodniach też maseczki. A w knajpach hulaj dusza, piekła nie ma. Tam każdy robi, co chce. Żadnej odległości, żadnych maseczek - mówi nam Barbara Zarzycka-Rzeźnik, jedna z radnych Dzielnicy 1 Stare Miasto.
Radni zaapelowali do prezydenta miasta Jacka Majchrowskiego o przeprowadzenie kontroli w lokalach, bo ich zdaniem większość z nich nie przestrzega obostrzeń. Jednak, jak odpowiada na nasze pytania urząd, prezydent nie ma narzędzi, aby takie kontrole prowadzić. Zarzycka-Rzeźnik zwraca uwagę, że szczególnych problemów przysparza krakowski Kazimierz. Uliczki są tam wąskie, a ogródki rozstawiane są na chodnikach.
- Trochę jakby były dwa życia w Krakowie. Jedno, w którym mamy wirusa, czyli sklepy, komunikacja miejska i tak dalej. I drugie, w którym wirusa jakby nie było, czyli knajpy. Przechodziłam ostatnio Szewską (ulica z wieloma klubami nocnymi - przyp. red.) i tam nie zmieniło się nic - podsumowuje radna.
W tej chwili Kraków balansuje na granicy strefy zielonej i żółtej. Według danych opracowanych przez Michała Rogalskiego, współczynnik zachorowań na 10 tys. mieszkańców wynosi 6,2, a o zakwalifikowaniu do "żółtej strefy" decyduje współczynnik powyżej 6. Gorsza sytuacja jest w powiecie tatrzańskim, któremu bliżej do strefy czerwonej, bo współczynnik wynosi tam 10,1.
Zakopane przeżyło najazd turystów.
W Zakopanem w ostatni weekend wakacji, gdy powiat był już w żółtej strefie, pojawiły się tłumy turystów. Lokalne media donosiły o zapełnionych kawiarniach i restauracjach. Jednak zdaniem Andrzeja Łęckiego, naczelnika wydziału kryzysowego, nie ma powodów do obaw. - Z turystami jest jak jest, nie zawsze stosują się do obostrzeń, ale wakacje się skończyły - mówi Wirtualnej Polsce.
- Nie mamy, przynajmniej teraz, znaczącego wzrostu zakażeń - zapewnia Łęcki. - Cały czas apelowaliśmy, żeby przestrzegać obostrzeń sanitarnych. Straż miejska interweniowała, ale przede wszystkim ludzie sami powinni zrozumieć, że trzeba stosować się do zaleceń - dodaje.
Regina Korczak-Watycha z Urzędu Miasta Zakopane podkreśla, że przez wakacje w mieście przebywało kilkakrotnie więcej turystów niż mieszkańców. - Prawdopodobnie większość przypadków została przywieziona z zewnątrz. Mieszkańcy starają się stosować środki ostrożności, ale inaczej zachowują się turyści - zauważa. I ma nadzieję, że koniec sezonu oznacza koniec żółtej strefy.
Koronawirus w Polsce. Ekspert o podziale na strefy
Pediatra i ekspert profilaktyki zakażeń Paweł Grzesiowski uważa, że podzielenie kraju na strefy jest skutecznym rozwiązaniem. Jednak pod pewnymi warunkami. - To przede wszystkim kwestia przekonania ludzi, że to ma sens. I przygotowania wszystkiego wcześniej - zaznacza w rozmowie z WP. - O takim zarządzaniu epidemią na poziomie lokalnym mówiliśmy jako grupa ekspertów już w maju - dodaje.
- Lokalna polityka musi być mądra i konsekwentna. Nawet teraz widać, że przynosi ona efekty. W części powiatów spadła zachorowalność po wprowadzeniu ograniczeń. Wiadomo, że i tak nie zredukujemy wirusa do zera, ale zmniejszamy ryzyko przenoszenia tam, gdzie jest go dużo - wyjaśnia. -
Zdaniem eksperta należy jednak wziąć pod uwagę jeszcze kilka innych kwestii. Nie tylko liczbę nowych przypadków, ale też mobilność ludzi w powiatach czy liczbę zajętych łóżek w szpitalach. Poza tym, zdaniem doktora Grzesiowskiego, należy głośno mówić o skuteczności przywracania obostrzeń. - Wystarczy pokazać któryś powiat, opowiedzieć, jak bardzo się zdyscyplinował, że po tygodniu spadła liczba zachorowań. Tak, aby zachęcać ludzi do ich przestrzegania - mówi ekspert.
- Jestem przekonany, że gdyby to było dobrze robione, gdyby ludzie wiedzieli, o co chodzi, to działałoby to bardzo skutecznie. Niestety tak jak wiele rzeczy, które wprowadzano w czasie pandemii, to też wprowadzane jest "półgębkiem" - zauważa. - Koncepcja regionalnego zarządzania epidemią jest bardzo dobra, natomiast jest ona źle realizowana, ponieważ nie mamy dobrej logistyki i koordynacji - podsumowuje.