Koronawirus. Warszawski Marriott chce odszkodowania za lockdown
Ponad 40 milionów złotych domaga się od ubezpieczyciela spółka zarządzająca hotelem Marriott w centrum Warszawy. Chodzi o odszkodowanie za utracone zyski podczas wiosennego lockdownu. Jednak ubezpieczyciel odmawia wypłaty.
To wyjątkowa sprawa. Od jej rozstrzygnięcia może zależeć los podobnych roszczeń. Według informacji nieoficjalnych WP wiele firm zgłasza się do towarzystw ubezpieczeniowych o wypłatę ubezpieczeń od utraty zysku.
Chodzi o firmę LIM sp. z o.o., która jest właścicielem budynku i zarządza hotelem Marriott przy Alejach Jerozolimskich w Warszawie. To w tym hotelu zatrzymują się odwiedzający Polskę prezydenci USA.
Spółka w kwietniu 2019 roku zawarła z jednym z największych krajowych ubezpieczycieli umowę ubezpieczenia od utraty zysków, którą pierwszego kwietnia tego roku przedłużono do marca 2021 roku. W dniu 29 kwietnia spółka LIM złożyła do ubezpieczyciela roszczenie, które dotyczy "utraty zysków, czynszów w wyniku interwencji władz poprzez ograniczenie lub całkowite zamknięcie placówek handlowych, rozrywkowych, hotelarskich czy restauracji w marcu i kwietniu 2020 r.".
Ubezpieczyciel: szkoda nie mieści się w zakresie ubezpieczenia
Jednak firma ubezpieczeniowa odmówiła wypłaty. Powołała się na postanowienia dodatkowe do umowy w postaci wyłączenia dotyczącego działania organów administracji.
Stwierdziła też, że nie miała miejsca szkoda rzeczowa w ubezpieczonym mieniu oraz że nie doszło do interwencji władz cywilnych lub wojskowych w miejscu ubezpieczenia lub jego obrębie.
Przedstawiciel spółki: mieliśmy wypasione ubezpieczenie
Jeden z członków zarządu spółki zapewnia nas, że firma obsługująca słynny warszawski Marriott odnotowuje w tym roku ponad 90 proc. spadek dochodów.
– Według naszych prawników i brokera, mamy prawo do odszkodowania. Zapisy w naszej umowie dotyczyły nie tylko zniszczenia mienia czy budynku hotelu. Polski rząd wprowadzał różne lockdowny, których skutkiem było dramatyczne ograniczenie działalności hotelarskiej. Sprawa pewnie skończy się w sądzie – mówi przedstawiciel spółki zarządzającej hotelem.
Prawnicy LIM sp. z o.o. w złożonej reklamacji twierdzą, że wprowadzenie stanu epidemii i nałożenie związanych z tym zakazów na mocy kolejnych rozporządzeń ministra zdrowia oraz Rady Ministrów stanowi zdarzenie losowe objęte ochroną ubezpieczeniową na podstawie "Klauzuli władz publicznych".
W razie zajścia zdarzenia określonego w klauzuli ochrona ubezpieczeniowa w zakresie utraty zysków istnieje niezależnie od tego, czy zaistniała szkoda rzeczowa.
Sytuacja byłaby jasna gdyby rząd wprowadził stan klęski żywiołowej
WP poprosiło o ocenę tej sytuacji niezależne kancelarie prawne.
- Ubezpieczyciel ma mocne argumenty. Trzeba też jednak zrozumieć przedsiębiorców, którym pandemia dosłownie zdemolowała biznes. Formalne wprowadzenie stanu klęski żywiołowej otwierałoby w takich sytuacjach drogę do odszkodowań od Skarbu Państwa. Jeżeli ubezpieczyciel uznaje, że globalna pandemia to nie jest zdarzenie ubezpieczeniowe to koło się zamyka - mówi adwokat Tomasz Gałczyński z kancelarii Gałczyński Osowiecki Banasik.
- Odmowa towarzystwa ubezpieczeniowego co do wypłaty odszkodowania w związku z utraconym zyskiem podyktowana może być swoistym globalnym charakterem wprowadzonych zakazów i nakazów, tj. wykraczającym poza obszar miejscowości, w której siedzibę ma przedsiębiorstwo lub prowadzona jest działalność gospodarcza – uważa adwokat Marek Małecki.
Prawnik dodaje, że z jego doświadczeń wynika, iż towarzystwa ubezpieczeniowe przyjęły w takich sprawach bardzo rygorystyczną strategię - i w większości przypadków spór będzie rozstrzygał sąd.