Koronawirus w Polsce. Łukasz Szumowski: Zamknięcie państwa albo setki zmarłych
Minister zdrowia Łukasz Szumowski ocenił, że w najbliższych dniach zanotujemy ok. 1–1,5 tys. zakażeń koronawirusem. Zaznaczył, że Polacy są zdyscyplinowani i stosują się do apeli, więc ma nadzieję, że tragiczny włoski scenariusz nam nie grozi. - Ależ to jest nieprawda - zareagował z kolei na plotki ws. kombinezonów.
W Polsce koronawirusem zakażonych jest ponad 350 osób. Minister zdrowia Łukasz Szumowski został zapytany, ilu obywateli może jeszcze mierzyć się z chorobą. Szef resortu ocenił, że tego nie da się przewidzieć, ale liczba może wzrosnąć do kilkunastu tysięcy.
- Liczymy jednak, że za tydzień, może dwa tygodnie efekt przyniosą nasze działania prewencyjne, jak zamknięcie szkół, przedszkoli czy galerii handlowych i liczba nowych zakażeń wyhamuje. Podkreślam tu słowo "wyhamuje". Nam chodzi teraz o wyhamowanie liczby zachorowań - przyznał w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Szumowski.
Poinformował, że statystycznie w związku z koronawirusem umiera około 4 proc. zakażonych. - Wszystkie działania, które podejmujemy, mają nas uchronić przed scenariuszem włoskim. Działamy zawczasu, żeby uniknąć dramatycznych scenariuszy. W sieci szpitali zakaźnych, którą właśnie uruchomiliśmy, mamy 10 tys. łóżek, z których 10 proc. to łóżka tzw. respiratorowe. Sieć oczywiście możemy rozszerzać - podkreślił.
Koronawirus w Polsce. "Musimy ochronić starszych"
Łukasz Szumowski w rozmowie z dziennikiem przypominał, jak ważna jest kwarantanna i apele, aby zostawać w domach. Ocenił, że jeśli ktoś musi wyjść, powinien ograniczyć to do krótkiego spaceru i absolutnie unikać kontaktu z innymi osobami. - Musimy ochronić naszych starszych rodziców, osoby chore onkologicznie i z upośledzoną odpornością. Na razie kwarantanna się sprawdza - stwierdził.
Minister zdrowia podkreślił, że na 13 tys. skontrolowanych niedawno osób, tylko kilkanaście złamało zasady, więc jest "pod ogromnym wrażeniem odpowiedzialności społecznej". Przyznał, że zamknięcie szkół, galerii handlowych i wielu lokali, to potężne utrudnienie, ale w walce z epidemią okazało się to niezbędne.
- Mamy wybór. Swoiste zamknięcie państwa i ograniczenie aktywności społecznej do minimum albo dziesiątki i setki tysięcy chorych, a do tego setki zmarłych. Nie chcę, by jak we Włoszech lekarze musieli wybierać, kogo podłączyć pod respirator - powiedział Szumowski.
Koronawirus w Polsce. Minister obala mit ws. kombinezonów
Minister zaznaczył, że lekarze to jedna z tych grup zawodowych, która mierzy się obecnie z najtrudniejszym wyzwaniem. Mają mnóstwo pracy, a co więcej są poddani stałemu ryzyku zachorowania.
- Kiedy po studiach razem z żoną pojechaliśmy do "umieralni" Matki Teresy w Kalkucie, stykaliśmy się z przeróżnymi chorobami zakaźnymi, choćby trądem. Nie zastanawialiśmy się, czy możemy się zakazić - powiedział Szumowski, z zawodu lekarz (kardiolog i elektrofizjolog, profesor nauk medycznych).
Szef resortu zdrowia został także zapytany o plotki ws. kombinezonów. Można było znaleźć bowiem opinie, że stroje z Agencji Rezerw Materiałowych nie chronią przed koronawirusem.
- Ależ to jest nieprawda. Przecież do niedawna na oddziałach zakaźnych, gdzie leżą ciężko chorzy, lekarze chodzili w fartuchu, chociaż są tam pacjenci z WZW C, z WZW B, grypą. W kombinezonie najczęściej wchodzi się do pacjenta, który jest wysoce zakaźny. Wspólnie z Agencją Rezerw Materiałowych na bieżąco wysyłamy środki ochrony osobistej do szpitali zakaźnych. Tylko w tym tygodniu każdy taki szpital otrzymał po tysiąc sztuk masek i tysiąc sztuk kombinezonów. Taki sam sprzęt trafia do stacji ratownictwa medycznego - powiedział Szumowski.
Ocenił, że największe zagrożenie dla lekarzy ma miejsce w momencie zmiany kombinezonów. Podkreślił, że wymienianie takiego stroju co 2-3 godziny nie jest niezbędne, a generuje dodatkowe koszty oraz znacząco podnosi ryzyko zakażenia.
Źródło: Rzeczpospolita