Koronawirus w Polsce. Będzie zmiana strategii walki z epidemią
Zablokowane infolinie w sanepidach, coraz częstsze błędy przy testach, pacjenci, których przez pomyłkę więzi na wielotygodniowej kwarantannie - system, który do tej pory jako tako trzymał epidemię w ryzach, właśnie się posypał.
Główny Inspektor Sanitarny przedstawił nowemu ministrowi zdrowia listę zmian w systemie walki z epidemią. Chce, aby to lekarze rodzinni wzięli na siebie obowiązki kontaktów z osobami, u których występują objawy COVID-19. Inspekcja sanitarna, mimo największej mobilizacji w swojej historii, do spraw związanych z epidemią mogła oddelegować jedynie 5800 pracowników. Przy liczbie 700-900 przypadków zachorowań dziennie nie wyrabiają się z pracą.
Inspektorzy nalegają, aby ruszył elektroniczny system generowania dokumentacji o kierowaniu na kwarantannę i do nadzoru epidemicznego. Z kolei laboratoria, które podają błędne wyniki lub spóźniają się z raportami, mają tracić licencje. Wszystko to spowalnia pracę służb przy śledzeniu ognisk zachorowań, a stawką jest to, czy jesienią poradzimy sobie z nową falą zachorowań w Polsce.
Koronawirus. Krach systemu w Małopolsce
- W Małopolsce system już się posypał. Osoby zakażone koronawirusem lub z podejrzeniem choroby nie dodzwonią się do sanepidu i będą pozostawione same sobie. Mnożą się błędy, po których rodziny są więzione na 50-dniowej kwarantannie - wylicza Marek Sowa, poseł Koalicji Obywatelskiej. Powołuje się na historie osób, które prosiły go o interwencję poselską.
Zdaniem polityka, błędy służb mają związek z większą liczbą zachorowań w Małopolsce. W regionie, który przoduje w zakażeniach, nie działają samochodowe centra testów na koronawirusa "drive-thru" i brakuje karetek wymazowych. W krakowskim szpitalu kończą się dostępne miejsca dla chorych na COVID-19. Poseł poprosił wojewodę o wyznaczenie drugiego szpitala jednoimiennego. Decyzji nie ma. Napisał interpelację, domagając się reakcji ministra zdrowia i wsparcia finansowego dla służb epidemiologicznych.
Przypomnijmy, że media opisywały ostatnio serię kuriozalnych wpadek służb epidemicznych. Pracownicy szpitala w Kielcach omyłkowo raportowali o wykonaniu 230 tys. testów na koronawirusa. Jeden ze śląskich sanepidów chciał umieścić na kwarantannie mężczyznę, który zmarł wiele lat temu. We Wrocławiu zakażony pacjent (sam wykonał test na COVID-19) przez wiele dni nie mógł skontaktować się z lekarzami i epidemiologami. Wykazał się odpowiedzialnością i postanowił sam odizolować się od świata.
Koronawirus w Polsce. System osiągnął kres wydolności
Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego, potwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską, że po wzrostach zakażeń sytuacja w sanepidach jest bardzo trudna.
- Pracownicy z pierwszej linii faktycznie są już wyczerpani. Obsłużyliśmy dokumentację o kwarantannie i nadzorze epidemiologicznym dla około 3 mln Polaków. Błędy? Przy tej skali musiały pojawić się wpadki - mówi Jan Bondar. Podkreśla, że wiele zarzutów związanych z funkcjonowaniem systemu zwalczania epidemii nie jest związanych z inspekcją sanitarną. - To nie my odpowiadamy za funkcjonowanie szpitali, wymazobusów, szybkość powiadamiania o wynikach testów - komentuje.
- System osiągnął kres wydolności m.in. z tego powodu, że 95 proc. telefonów do sanepidów to kontakt w błahych sprawach, co blokuje linie. Prosimy, aby media przestały powielać komunikat "masz objawy COVID-19, dzwoń do sanepidu". Pierwszy kontakt powinni przejąć lekarze rodzinni - dodaje rzecznik GIS.