Koronawirus. Szpital ukarał ratownika. Krytykował przygotowania do COVID
Piotr Dolański, ratownik medyczny ze Słubic, skrytykował stan przygotowań swojego szpitala na przyjęcie chorych z COVID-19. Wraz z innymi pracownikami podpisał list do wojewody w tej sprawie. Karą, która trwa do dziś, jest odebranie mu dyżurów.
- Choć mam umowę ze szpitalem, zabrano mi wszelkie dyżury. W listopadzie nie otrzymałem ani złotówki, tylko dlatego, że na napisałem na Facebooku prawdę o braku przygotowania naszego szpitala do bycia szpitalem II poziomu zabezpieczenia COVID-19 - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Piotr Dolański, ratownik medyczny ze Słubic, któremu od ponad miesiąca nie przydzielono dyżuru w szpitalu w jego mieście.
Rozmówca WP nie jest pracownikiem etatowym - tylko "człowiekiem-firmą", który świadczy usługi dla szpitala. Dlatego jego wynagrodzenie zależy od liczby godzin przepracowanych na dyżurze w szpitalnym oddziale ratunkowym lub w pogotowiu.
Obecnie, aby zarobić na przeżycie, musi więc dojeżdżać ze Słubic kilkadziesiąt kilometrów do innej placówki służby zdrowia i tam pełnić dyżury.
Nie podoba się, to nie pracujesz
Na dowód ratownik pokazuje nam SMS-y od przełożonych. Gdy dopytywał, dlaczego nie jest uwzględniony w grafiku dyżurów, dostał odpowiedź: "Dr S. powiedziała, że mam Cię nie wstawiać na dyżury, ponieważ nie podoba Ci się przygotowanie szpitala i podpisujesz pisma do wojewody, mimo rozmowy z nią nie zmieniłeś swojego postępowania. Życzy Ci jak najlepiej, ale dyżurowanie w Słubicach jest niemożliwe".
W osobnej wiadomości dr S. potwierdza, że wydała takie polecenie: "Tak, to prawda".
Dodajmy, że ci sami szefowie, którzy odmawiają dyżurów ratownikowi Dolańskiemu, publikują ogłoszenia o poszukiwaniu ratowników medycznych. Szpital zwrócił się też o pomoc od wolontariuszy. Dyżury powierzono m.in. studentowi III roku pielęgniarstwa.
- Mogę tylko potwierdzić, że mamy umowę ze wspomnianym ratownikiem. Umowa ta jest realizowana - oświadcza w rozmowie z WP Łukasz Kaczmarek, prezes szpitala im. prof. Zbigniewa Religi w Słubicach.
Prezes nie chciał odpowiadać na nasze pytania. - To mój jedyny komentarz do sprawy - dodał i zakończył rozmowę.
ZOBACZ TAKŻE: Premia dla szefowej Kancelarii Sejmu. Ostry komentarz Bartosza Arłukowicza
Koronawirus. Szpital, w którym brakowało nawet mydła
26 października szpital w Słubicach został przemianowany przez wojewodę lubuskiego na placówkę covidową, która miała zabezpieczyć 115 łóżek. Jednocześnie wyszły na jaw braki w przygotowaniu do pomocy chorym na COVID-19.
Szpital ogłosił w mediach społecznościowych zbiórkę potrzebnych rzeczy. Na liście znalazły się m.in.: preparaty wirusobójcze, maty dezynfekcyjne, gogle, kalosze, rękawice, ubrania jednorazowe dla pracowników, pampersy, ręczniki papierowe, papier toaletowy, worki na śmieci, a nawet zwykłe środki czystości, takie jak płyn do mycia podłóg czy mydło.
Ponadto szpital poprosił darczyńców o plastikowe naczynia, kubki ceramiczne, piżamy dla pacjentów, a nawet przybory do golenia. Listę potrzeb kończyły regały i 10 krzeseł ogrodowych, które miały być ustawione w poczekalni.
Część pracowników (w tym Piotr Dolański) szpitala napisało wtedy do wojewody, że szpital nie jest przygotowany do poważnego zadania, jakim jest pomoc chorym na COVID-19. Kiedy sprawę podjęły lokalne media, biuro wojewody zapewniło, że szpitalowi przekazano respiratory, kardiomonitory, pompy infuzyjne, pulsometry oraz niezbędne pracownikom środki ochrony. Jednak kubków i piżam wojewoda nie zamierzał fundować.
- Informacja o moich wypowiedziach i podpisie dotarła do przełożonych. Spośród podpisanych osób tylko ja zostałem ukarany za krytykę - zauważa Piotr Dolański.
- Zdecydowałem się upublicznić sprawę, aby pokazać, że w Słubicach, i być może też innych lokalnych szpitalach w Polsce, potrzebne jest uzdrowienie sytuacji. Tak są traktowani zwykli pracownicy, którzy stoją na pierwszej linii walki z epidemią - podsumowuje odsunięty od dyżurów ratownik medyczny.