Koronawirus. Rok więzienia za rozsiewanie COVID-19. Burza o skazanie "pani Basi"
Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce pochwaliła się sukcesem w ściganiu krnąbrnych pacjentów zakażonych koronawirusem. Barbara B. została skazana na rok więzienia w zawieszeniu, za to, że mając świadomość pozytywnego wyniku testu, pojechała do sąsiedniej wsi zrobić zakupy. Wielu nie zgadza się z decyzją śledczych.
- To sympatyczna mieszkanka naszej wsi, a zrobiono z niej przestępcę. Niejeden z tutejszych chuliganów nie został tak ostro potraktowany - mówi sąsiadka Barbary B. z Wólki Grochowej (woj. mazowieckie).
- Dla mnie cała ta historia jest mocno wątpliwa. Pani Basia zwierzała się, że po pierwszym pozytywnym teście kolejne badania nie potwierdzały u niej zakażenia. Nikogo też nie zakaziła, ani we wsi, ani z domowników. No fakt, złamała przepisy, ale jak to brzmi? Rok więzienia! - dodaje zbulwersowana.
To samo mówią sołtys i kilku mieszkańców, z którymi rozmawialiśmy. Sama skazana nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Wciąż przeżywa 61 dni, które spędziła w areszcie tymczasowym. Nie wie, jak zakończy się sprawa jej męża. Do zatrzymania państwa B. doszło 23 kwietnia, podczas ich powrotu samochodem do domu. Mąż wdał się w awanturę z interweniującymi funkcjonariuszami, a dodatkowo nie miał uprawnień do kierowania autem.
Koronawirus. Więzienie i areszt za rozsiewanie epidemii COVID-19
Prokuratura i sąd uznały, że w przypadku skazanej Barbary B. doszło do sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób, poprzez spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego, szerzenia się choroby zakaźnej COVID-19. O prawomocnym wyroku w tej sprawie Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce poinformowała 22 września.
Dodajmy, że przed epidemią z tego samego art. 165 kodeksu karnego skazywano groźniejszych przestępców. Chodzi o handlarzy dopalaczami, fałszerzy leków, sprawców skażenia żywności i wywoływanych nim masowych zatruć.
W sprawie mieszkanki Wólki Grochowej sformułowanie "narażenie wielu osób" sprowadza się do siedmiu klientów, którzy byli w sklepie podczas jej wizyty. Jak ustalił sanepid z Wyszkowa, nie doszło do kolejnych zakażeń. Po powrocie do domu kobieta mieszkała z mężem oraz ciotką. Oni też nie zachorowali. Sama zakażona była pacjentką bez żadnych objawów. Dwa kolejne testy wskazywały wynik negatywny.
Nie jest to pierwszy taki wyrok. W lipcu tego roku białostocki sąd też skazał na rok więzienia w zawieszeniu 60-letniego mężczyznę, który złamał zasady kwarantanny i poszedł na zakupy.
Nie wiadomo, jaki finał będzie mieć sprawa piłka aresztowanego tymczasowo 28-letniego piłkarza z klubu Kmita Zabierzów. Mając świadomość zakażenia, zagrał w meczu piłkarskim. Kontrowersje wzbudza sprawa Karoliny L., mieszkanki Torunia, która aż od maja przebywa w areszcie. Również została przyłapana za zakupach. Po pierwszym trzymiesięcznym okresie aresztowania sąd zdecydował o przedłużeniu sankcji. Według jej adwokata areszt to zdecydowanie nadmierna sankcja.
Koronawirus. "Więzienie to gruba przesada"
Wątpliwości co do tak ostrych kar i stosowania aresztu ma coraz więcej prawników. Mec. Małgorzata Wilk (broniła osób karanych za naruszenia obostrzeń epidemicznych) uważa, że wyrok roku więzienia, nawet w zawieszeniu, to gruba przesada.
- Na początku epidemii takie spektakularne kary miały wywołać efekt prewencyjny. Teraz wiemy więcej o skutkach zachorowań na COVID-19 w Polsce. Pojawiły się wątpliwości wokół jakości wskazań testów i samego hasła "pacjent bezobjawowy". Trudno mi zrozumieć, dlaczego takie sprawy są kwalifikowane jako ciężkie przestępstwo. Złamanie zasad izolacji i kwarantanny powinno być traktowane jako wykroczenia - mówi mec. Wilk.
Co na to służby sanitarne? Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego, zareagował zdziwieniem na doniesienia mediów o aresztach i karach więzienia dla osób zakażonych. - Nie znam dokładnych przesłanek, jakimi kierują się sądy. Tego typu środki wydają się przesadne - skomentował krótko.