Koronawirus. Polacy byli w Chinach i Hongkongu. Nikt ich nie kontrolował, gdy wrócili
Sylwia i Łukasz wracali w sobotę z Hongkongu. Widzieli tam, że niemal wszyscy mają maseczki, a klienci w restauracjach sami dezynfekują sztućce. Jednak gdy przylecieli do Monachium, nikt nie sprawdził im temperatury ciała, którą podwyższa koronawirus. - Rozeszliśmy się, jak gdyby nigdy nic - alarmują.
Jedną z pierwszych rzeczy, jaką Polacy dostrzegli na lotnisku w Hongkongu, była tablica informacyjna, a na niej odwołane loty. - Pasażerowie, obsługa, pracownicy sklepów i lokali nosili maseczki, choć nigdzie nie było oficjalnego komunikatu, że jest to konieczne - relacjonują Polacy.
Zauważyli też, że na terminalu zamontowano dystrybutory z płynem dezynfekującym. - Podróżni często z nich korzystali - mówią Polacy. Później jednak zaskoczył ich moment, gdy wsiadali na pokład samolotu. Nikt nie sprawdził wtedy temperatury ich ciała. Jeszcze bardziej zdziwieni byli w Monachium, bo tam również nie przeszli takiej kontroli.
- Pasażerowie jak gdyby nigdy nic rozeszli się w swoje strony - opowiadają.
Barierki trzymają przez chusteczki
W samym Hongkongu nie wiedzieli paniki, ale ostrożność. - Hongkongczycy podchodzą do koronawirusa odpowiedzialnie - opowiadają. Widzieli, że niemal wszyscy przechodnie mieli na sobie maseczki ochronne. I choć komunikaty zachęcają do noszenia ich w komunikacji miejskiej, to ludzie nosili je również na ulicach, w parkach, restauracjach i centrach handlowych.
Poza tym na stacjach metra, w kawiarniach, miejscach publicznych wystawione są dystrybutory z płynem antybakteryjnym. Zaś w windach, muzeach i w pobliżu atrakcji turystycznych wiszą komunikaty, które informują, z jaką częstotliwością dane miejsce jest dezynfekowane.
- Mimo to, ludzie trzymają się barierek przez chusteczki higieniczne lub używają jednorazowych rękawiczek - opowiadają Polacy. - W restauracjach zaobserwowaliśmy, jak ludzie wycierają sztućce płynami dezynfekującymi.
Same płyny dezynfekujące opisują jako swoisty gadżet. Wiele osób trzyma je w kolorowych pojemniczkach, które przypinają do plecaków i torebek. - Nie jest łatwo dostać maseczki higieniczne - opowiadają dalej. - Pytaliśmy w sklepach, kioskach i drogeriach, ale nigdzie nie ma. Dostaliśmy tylko w aptece.
Poza tym ceny maseczek znacznie wzrosły w ostatnich dniach. Sylwia i Łukasz za dwie sztuki zapłacili 76 dolarów hongkońskich, czyli około 38 złotych. Ale widzieli i takie, które kosztowały po 50 dolarów za jedną sztukę.
Kilka dni wcześniej było inaczej
Kilka dni wcześniej wyjechali na jeden dzień z z Hongkongu do Macao. Podczas wjazdu do Hongkongu przeszli drobiazgową kontrolę. - Każdemu podróżnemu sprawnie mierzono temperaturę, która jest najłatwiej wykrywalnym objawem choroby - mówią Polacy.
Pytano ich o kontakty z mieszkańcami prowincji Hubei oraz odwiedzane miasta w Chinach, a podczas podróży promem rozdano deklarację, w wpisywali, jakie kraje odwiedzili w ostatnich czternastu dniach - Ale z tego co widzieliśmy, nie wszyscy przeszli tę weryfikację - zaznaczają.
Na pokładzie samolotu do Monachium załoga nosiła maseczki ochronne. Sylwia i Łukasz dostrzegli jednak, że nie są one takie same, lecz każda osoba miała inną. - To pozwala sądzić, że zaopatrzyli się w nie na własną rękę - uważają. Poza tym nie wszyscy pasażerowie mieli maseczki - Były osoby, który miał kaszel i maseczek nie używały. Obsługa nie zwróciła im uwagi - relacjonują.
Ich zdaniem, w takiej sytuacji, maseczki powinno się rozdać wszystkim pasażerom. - Zaskakujący i niepokojący jest dla nas fakt, że nikt nie sprawdził naszego stanu zdrowia podczas podróży z Chin do Europy - mówią dalej.
Bo gdy przylecieli do Monachium, nikt już ich nie pytał ani o odwiedzone miasta w Chinach, ani o stan zdrowia. Mimo że pasażerami byli w większości Azjaci. Zauważyli też, że na lotnisku nadal lądują samoloty linii Air China. Widzieli, jak lądował rejs z Pekinu.
- Najprawdopodobniej jego uczestnicy przeszli taką samą kontrolę bezpieczeństwa jak my, czyli żadną - podsumowują.
Masz news, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl