Koronawirus. Niemcy. Ponad 900 Polaków w ognisku koronawirusa. Właściciel zakładów mięsnych "nie interesuje się ludźmi"
Lokalne władze wciąż nie mają informacji, czy i ilu z ponad 900 Polaków pracujących w zakładach mięsnych Toennies w Niemczech zaraziło się koronawirusem. - Rozmawianie na zakupach po polsku lub rumuńsku może skończyć się niepotrzebną interwencją policji - alarmuje polski konsul generalny w Kolonii Jakub Wawrzyniak.
23.06.2020 | aktual.: 30.03.2022 13:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Ciągle nie znamy prawdziwej skali kryzysu. Brakuje informacji o obywatelstwie osób zarażonych koronawirusem i poddanych kwarantannie, co utrudnia nam udzielanie niezbędnej pomocy - podkreśla w rozmowie z Deutsche Welle polski konsul generalny w Kolonii Jakub Wawrzyniak, pytany o sytuację Polaków zatrudnionych w zakładach przetwórstwa mięsnego Toennies w miejscowości Rheda-Wiedenbrück (powiat Guetersloh) w Nadrenii Północnej-Westfalii.
Zakłady Toennies są w tej chwili największym ogniskiem koronawirusa w Niemczech. Do poniedziałku potwierdzono zarażenie koronawirusem u 1553 z około 6500 pracowników. Wszystkich tam zatrudnionych, łącznie z kierownictwem firmy, objęto kwarantanną. Za główny powód wybuchu epidemii uważa się warunki pracy i zakwaterowania pracowników.
Koronawirus. Apel polskiego konsula
W zakładzie pracują obywatele kilkudziesięciu krajów, ale największą grupę stanowią Rumuni (ponad 3000), Bułgarzy i Polacy, których - według informacji konsula - jest ponad 900. Według Wawrzyniaka władze powiatu Guetersloh nadal nie potrafią określić, ilu obywateli danego kraju zostało wprost dotkniętych wybuchem epidemii w regionie. Z informacji lokalnych władz wynika, że dopiero kilka dni temu firma przekazała dane osobowe wszystkich pracowników, z których wielu zatrudnionych jest przez podwykonawców.
Jak dotąd żaden z polskich pracowników firmy nie zwrócił się do konsulatu o pomoc czy interwencję. Nie brakuje obaw, że mogą być do tego zniechęcani lub nawet zastraszani.
- Mogą być też nieświadomi pełni swoich praw, przestraszeni zaistniałą sytuacją. Apeluję, by każdy, kto potrzebuje pomocy lub ma pytania nie wahał się z nami kontaktować - powiedział konsul. - Zgodnie z deklaracją premiera Nadrenii Północnej-Westfalii Armina Lascheta każdy, nieważne jaką funkcję pełnił w tej fabryce, ma zagwarantowane jak najlepsze leczenie we wszystkich szpitalach w Nadrenii Północnej-Westfalii, jeśli będzie taka konieczność - zapewnił.
- Jednocześnie liczymy na wsparcie Polonii i Polaków w regionie, tłumaczy, lekarzy, osób, które chcą wesprzeć Rodaków w potrzebie. Gorąco apeluję o solidarność i wsparcie działań władz powiatu. Prosimy o kontakt z konsulatem lub władzami lokalnymi - podkreślił Wawrzyniak.
Koronawirus. Niemcy. Infolinia po polsku
Także władze powiatowe uruchomiły specjalne infolinie w ojczystych językach pracowników Toennies. Polacy mogą dzwonić pod numer: 0524185-4573. Infolinia działa w poniedziałki, środy i czwartki od 15.00 do 18.00, a we wtorki o czwartki od 9.00 do 12.00.
Premier Laschet zaprosił konsulów Polski, Rumunii i Bułgarii do udziału w posiedzeniach sztabu kryzysowego w związku z epidemią. Proszono m.in. o pomoc w znalezieniu tłumaczy, którzy wsparliby mobline zespoły, kontrolujące przestrzeganie kwarantanny i złożone z żołnierzy Bundeswehry, służb porządkowych oraz pracowników Niemieckiego Czerwonego Krzyża. Niewykluczone, że potrzebne będzie sprowadzenie dwujęzycznych lekarzy. W niedzielę polski konsul generalny towarzyszył premierowi kraju związkowego podczas wizyty w powiecie.
- Chcemy nie tylko udzielić pomocy naszym obywatelom na miejscu, ale także uniknąć sytuacji, w których m.in. nasi obywatele próbowaliby uciec przed kwarantanną do kraju - powiedział Wawrzyniak. Jak dotąd mobilne zespoły, które kontrolują miejsca zakwaterowania pracowników, zdecydowaną większość z nich zastały w mieszkaniach. Odnotowano już jednak nieliczne przypadki zniknięcia, nie byli to jednak obywatele polscy.
Wybuchowa atmosfera w regionie
Eksperci ostrzegają, że epidemia może zaostrzyć napięcia społeczne w regionie. Także konsul Wawrzyniak przyznał, iż władze powiatu wskazywały na pierwsze zjawiska stygmatyzowania przez mieszkańców powiatu obcokrajowców, których kojarzą z pracą w zakładach Toennis i koronawirusem. - Rozmawianie na zakupach po polsku lub rumuńsku może skończyć się niepotrzebną interwencją policji - ostrzega Wawrzyniak. Mieszkańcom udziela się panika, a atmosfera robi się powoli napięta.
Konsulowie nie kryją irytacji postawą szefa zakładu, Clemensa Toennisa, którego obarcza się winą za obecną sytuację. - Wiele wskazuje na to, że nie interesuje się on losem ludzi, którzy pozwalają mu osiągać ogromne zyski - ocenia Wawrzyniak.
Od zeszłego roku, z inicjatywy dziekana korpusu konsularnego w Nadrenii Północnej-Westfalii, którym jest właśnie Wawrzyniak, działa "okrągły stół" z udziałem przedstawicieli ministerstwa pracy, konsulatów Polski, Rumunii, Bułgarii i Węgier, aby poprawić sytuację osób zatrudnionych w branży mięsnej w Niemczech. Chodzi o formę zatrudnienia i warunki pracy oraz zakwaterowania. Przez epidemię koronawirusa pod pręgierzem znalazła się cała branża mięsna, gdzie zdecydowana większość pracowników zatrudniana jest przez pośredników i w oparciu o umowy o dzieło, otrzymują dumpingowe płace, a zakwaterowani są często w uwłaczających warunkach. Pod koniec maja niemiecki rząd zapowiedział, że od przyszłego roku wprowadzony zostanie zakaz zatrudniania w branży mięsnej na podstawie umów o dzieło, a kary za łamanie przepisów zostaną podwojone.
Przeczytaj też: WHO: Rekordowa liczba infekcji. Nowe zakażenia w Niemczech
Urlop w Niemczech. Co trzeba wiedzieć
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.