Koronawirus. Kwarantanna przy otwartych drzwiach? Rzeczniczka szpitala zaprzecza
Otwarte drzwi na oddział, przed nimi żandarmi, a za nimi osoby, u których podejrzewa się koronawirusa. Taki obrazek z wrocławskiego szpitala miał pokazać, że szpital nie został objęty należytą ochroną. - Wszelkie standardy zostały zachowane - odpiera zarzuty rzeczniczka szpitala.
Grupa Polaków podróżujących z Wuhan wylądowała na wojskowej części wrocławskiego lotniska. Potem specjalny autobus zawiózł ich do wojskowego szpitala. Trafili na oddział chorób wewnętrznych. Tam przeszli pierwsze badania na obecność koronawirusa.
Pojawiły się jednak medialne doniesienia o tym, że szpital nie zapewnił należytej ochrony. Wytknięto fakt, że piętro niżej, w tym samym budynku, leżeli inni pacjenci. Poddane kwarantannie osoby miały chodzić swobodnie po korytarzu, a drzwi do oddziału być otwarte.
Kwarantanna pod kontrolą
- Tak nie było i tak nie jest - zaprzecza rzeczniczka szpitala Marzena Kasperska. Jak tłumaczy, oddzielnego budynku co prawda nie ma, ale nie zmienia to faktu, że oddział był odpowiednio przygotowany.
Wyjaśnia dalej, że najpierw wchodzi się schodami ogólnodostępnymi, na drugim piętrze jest przeszklone wejście, przy którym stoją żandarmi. - I to już jest zapora nie do pokonania. Oni nikogo nie przepuszczają - zapewnia rzecznik.
- Nie jest też prawdą, że wejście na oddział jest wspólne z innymi wejściami - zaznacza. Ponieważ za tymi drzwiami jest jeszcze korytarz, a dopiero dalej wejście na oddział.
Rzecznik podkreśla, że na oddział nie wejdzie nikt poza personelem, który jest specjalnie przeszkolony. Za drzwi dostęp ma trójka lekarzy i jedenaście pielęgniarek, które na zmianę opiekują się pacjentami.
Poza tym drzwi oddziału nie są zamykane na klucz, ale specjalne kody dostępu. Zna je bardzo wąska grupa osób. - Nie ma opcji, żeby ktoś niepożądany tam wszedł - zaznacza rzecznik.
Zachowane zostały również wszelkie procedury bezpieczeństwa. - Wszystkie odpady, które pochodzą z tego oddziału, nawet zwykłe śmieci, są traktowane jak odpady medyczne. Ekipy sprzątające używają jednorazowych mopów - wymienia rzecznik.
Zachowano wszelkie standardy
Inny pojawiający się zarzut dotyczył tego, że poddane kwarantannie osoby leżą w wieloosobowych salach, chodzą swobodnie po korytarzach i mogłyby zarażać jedna drugą.
- Te osoby leciały ze sobą wiele godzin samolotem, jechały razem autokarem z lotniska, cały czas miały ze sobą kontakt - zauważa rzecznik - Nie leżą w salach wieloosobowych, ale w najwyżej trzyosobowych. I to są rodziny.
Nie otrzymały zakazu opuszczania sal, ale dostały polecenie, aby robiły to jak najrzadziej. Ale nie muszą nawet chodzić nigdzie do toalety, bo każda z sal ma własny węzeł sanitarny.
- Mogą się przemieszczać, tym bardziej, że wśród tych osób jest dziewiątka dzieci - mówi rzecznik. - Proszę sobie wyobrazić, że zamyka pan dwulatka na dwa tygodnie w małym pomieszczeniu.
- Wszelkie standardy są zachowane - podsumowuje Kasperska. Również rzecznik Żandarmerii Wojskowej nie ma obaw o bezpieczeństwo żołnierzy, którzy stoją przed drzwiami.
- Stoją w bezpiecznej strefie - zapewnia ppłk Artur Karpienko.
Nie stwierdzono koronawirusa
Polacy spędzą we wrocławskim szpitalu jeszcze dwa tygodnie, bo tyle trwa okres wylęgania się wirusa, od momentu zakażenia do pierwszych objawów. Jak poinformował na konferencji wiceminister zdrowia Waldemar Kraska, wszystkie poddane kwarantannie osoby przeszły już pierwsze badania. W żadnym przypadku nie stwierdzono koronawirusa.
Kolejne badania zaplanowano na końcówkę tygodnia. Kraska ujawnił jeszcze, że w całym kraju pod obserwacją znajduje się 35 osób, u których można podejrzewać wystąpienie koronawirusa. Służby sanitarne monitorują stan 480 osób