Kontrowersje wokół apelu smoleńskiego. Poseł PiS: za kilka miesięcy rozważyć, czy ma sens
• Podczas jednej uroczystości rocznicowej Czerwca'56 odczytano apel smoleński
• Ma być czytany zawsze, gdy uroczystościom towarzyszy asysta wojskowa
• Andrzej Melak: protestowanie przeciwko apelowi to barbarzyństwo
• Jacek Świat: po kilku miesiącach należałoby podjąć decyzję, czy kontynuować obyczaj
We wtorek w Poznaniu odbyły się oficjalne obchody rocznicy poznańskich wydarzeń czerwcowych z 1956 r. Wtedy to na ulicach stolicy Wielkopolski protestowało 100 tys. ludzi. Bunt został spacyfikowany przez wojsko. Według IPN zginęło co najmniej 58 osób, a kilkaset zostało rannych.
Przed uroczystościami 60 lat po Czerwcu'56 kontrowersje wzbudzał plan odczytywania apelu smoleńskiego - protestowały przeciwko temu m.in. władze Poznania.
Apel pamięci z przywołaniem m.in. ofiar katastrofy smoleńskiej ostatecznie stał się elementem tylko tej uroczystości, której organizatorem był Związek Kombatantów i Uczestników Powstania Poznańskiego Czerwca 1956. W czasie apelu smoleńskiego część osób zaczęła opuszczać uroczystości, protestując w ten sposób przeciwko jego odczytywaniu. Władze Poznania nie miały wpływu na przebieg wydarzenia i treść apelu. Z kolei w czasie innej uroczystości, której organizatorem były już władze miasta, obok przywołania ofiar i uczestników Czerwca'56 nie został odczytany apel smoleński - nie była też obecna asysta wojskowa, bo warunkiem jej przybycia było przywołanie w apelu ofiar katastrofy smoleńskiej.
Decyzją MON na wszystkich uroczystościach z asystą wojskową ma być odczytywany apel smoleński - tak też stało się we wtorek w Poznaniu.
WP zapytała członków rodzin smoleńskich bliskich Prawu i Sprawiedliwości o ocenę protestów i wnioski z nich.
- Ci, którzy w proteście przeciwko odczytywaniu apelu smoleńskiego opuścili uroczystości, nie przestrzegają podstawowych praw. Ulegli histerii - ocenia Andrzej Melak, brat zmarłego w katastrofie smoleńskiej Stefana Melaka. W jego ocenie obowiązkiem Polaków jest "przypominanie o tych, którzy oddali życie, udając się do Katynia, gdzie mieli w naszym imieniu uczcić pamięć ofiar zbrodni sprzed 76 lat". - Tak należało postąpić: oddać hołd i wysłuchać apelu, a nie protestować - podkreśla dzisiejszy poseł wybrany z listy Prawa i Sprawiedliwości. Protesty podczas odczytywaniu apelu smoleńskiego Andrzej Melak uznaje za "barbarzyństwo" i "zachowanie demoralizujące".
Rozmówca WP nie widzi powodów, aby rewidować decyzję MON o każdorazowym odczytywaniu apelu smoleńskiego, jeśli wydarzenie uświetnia asysta wojskowa. - To jest dopiero początek drogi, więc trudno, aby wszyscy byli przekonani do słuszności apelu smoleńskiego. Być może będzie trudno do nich dotrzeć, zwłaszcza przy narracji, która jest obecna w wielu mediach, ale musimy być świadomi, że apel smoleński należy odczytywać - podkreśla Andrzej Melak.
Bardziej powściągliwie wypowiada się Jacek Świat, który 10 kwietnia 2010 r. stracił żonę - Aleksandrę Natalli-Świat.
- Odczytywanie apelu smoleńskiego to nowa inicjatywa. Jak ona sprawdzi się w życiu? To dopiero się okaże. Teraz w Poznaniu była to właściwie pierwsza sytuacja, kiedy zafunkcjonował ten nowy obyczaj. Po pewnym czasie będzie można ocenić, czy przypomnienie Lecha Kaczyńskiego i innych ofiar 10 kwietnia ma sens, czy raczej wywołuje skutki niepożądane - ocenia w rozmowie z WP. W jego opinii na podsumowania przyjdzie czas po kilku miesiącach, czyli z końcem tego roku. - Wtedy będzie można podjąć decyzję, czy obyczaj należy kontynuować - dodaje.
Jacek Świat podkreśla zarazem, że wierzy, iż przypominanie o ofiarach katastrofy smoleńskiej ma sens, bo "pokazuje naszą najnowszą historię". - Przecież ludzie, którzy zginęli 10 kwietnia wciąż są obrażani, a pamięć o nich szargana. Sens przypominania jest też o tyle, że do dziś katastrofa nie została wyjaśniona - to opinia dzisiejszego posła PiS.
W rozmowie z WP Jacek Świat dziwi się jednak reakcjom ludzi na przypominanie o 10 kwietnia. - Dla mnie zagadką jest, jak duża część społeczeństwa reaguje na przypominanie tragedii smoleńskiej. Część ludzi została tak wytresowana, że na hasło "Smoleńsk" reagują negacją i agresją. Kiedy jednak z takimi osobami porozmawiać prywatnie i w spokojny sposób, to uświadamiają sobie, że mamy prawo do wiedzy o tym, jak nasi najbliżsi umierali - zaznacza Świat.