Konsultant za 360 tys. zł
Radni Warszawy zgodzili się na
zatrudnienie w Urzędzie Miasta doradcy ds. projektów finansowanych
z funduszy unijnych. Kontrowersje wzbudził fakt, że miasto będzie
płaciło za usługę doradczą do 360 tys. zł rocznie.
13.11.2003 | aktual.: 13.11.2003 16:16
Wicedyrektor Biura Strategii Rozwoju i Integracji Europejskiej w Urzędzie Miasta Konstanty Donimirski argumentował, że zatrudnienie konsultanta pracującego na zlecenie firmy zewnętrznej jest konieczne. Tego typu specjalistów na rynku jest niewielu. Jak wyliczyło Biuro, koszt konsultanta wyniesie w latach 2004-2006 od 240 do 360 tys. zł. rocznie. Tak wysokie koszty wynikają z tego, że stawki godzinowe konsultantów wynoszą od 500 do 700 zł, a miesięcznie doradca ds. funduszy unijnych pracowałby dla miasta około 40-60 godzin.
Sprzeciwili się temu radni SLD twierdząc, że lepiej byłoby zatrudnić jedną lub kilka osób na stałe, a nie korzystać z pośrednictwa firm. Mimo to Rada podjęła uchwałę, w której wyraża zgodę na zawarcie umowy o świadczeniu usługi doradczej na kwotę do 360 tys. zł rocznie.
Kolejna dyskusja przerodziła się w awanturę. Radni mieli podjąć uchwałę w sprawie desygnowania delegata miasta do Zgromadzenia Ogólnego Związku Miast Polskich. Jest to forum, na którym przedstawiciele dużych miast lobbują na ich rzecz. Radni PiS i PO zaproponowali, by delegatem był zastępca prezydenta Lecha Kaczyńskiego - Władysław Stasiak. Nie zgodzili się radni SLD. Dłuższy czas zgłaszali wnioski i poprawki w tej sprawie. Radny PiS Maciej Wnuk, używając niecenzuralnego sformułowania, zaapelował do radnych SLD o nieprzedłużanie sesji. To wywołało awanturę. Inny radny PiS Wojciech Starzyński oświadczył, że na sali uprawia się polityczne warcholstwo. W końcu przegłosowano uchwałę, w której Rada desygnuje do Związku wiceprezydenta Stasiaka. Po tej dyskusji sesję przerwano, w tym czasie zebrał się konwent, by omówić sytuację. Po przerwie na znak protestu radni SLD wyszli z obrad. (iza)