Konkurencja uzdrowi szpitale
Od nowego roku chory sam zdecyduje, w którym szpitalu będzie się za darmo leczyć. Wybierze dobry sprzęt i specjalistów, a za kurację zapłacą NFZ i Ministerstwo Zdrowia - zapowiada "Gazeta Wyborcza".
05.07.2006 | aktual.: 05.07.2006 05:40
Dobre szpitale będą zarabiać, a złe będą musiały być dobre- przewiduje minister Religa.
Tydzień temu "GW" opisała, jak setki tysięcy złotych zysków rocznie dla swoich szpitali wypracowują znakomite oddziały położnicze - laureaci akcji "Rodzić po ludzku". Dzieje się tak, bo za każdą mamą do szpitala idą pieniądze (od 1000 do 1500 zł). Porody to dziś jedyna nielimitowana przez NFZ usługa, więc im jest ich więcej w danym szpitalu, tym większe są zyski.
W przyszłym roku pieniądze będą szły za pacjentem w każdej dziedzinie leczenia- ujawnił gazecie minister zdrowia Zbigniew Religa. To oznacza, że np. pacjent z woj. warmińsko-mazurskiego będzie mógł za darmo zoperować się w Warszawie.
Zdaniem ministra ta zmiana sprawi, że dobrze zarządzane placówki z bardzo dobrą kadrą medyczną nareszcie mocno staną na nogi. Kiepskie i źle zarządzane mogą mieć za to kłopoty: Nie będzie dla nich żadnego programu osłonowego. One muszą stać się dobre, by na siebie zarabiać.
Czy NFZ podoła temu wyzwaniu? Jesteśmy gotowi i informatycznie, i finansowo, by zrealizować ten plan- zapowiada Renata Furman, rzecznik prasowy NFZ.
Pomysł ministra chwali Konstanty Radziwiłł, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej: Dziś to nie pacjent wybiera lekarza, tylko urzędnik, który jednemu specjaliście daje kontrakt na sto zabiegów, a innemu na 200. I w ten sposób powoduje, że pacjent idzie do innego lekarza, niż chce. Jego zdaniem system "pieniądz idzie za pacjentem" musi być kontrolowany, bo szpitale, goniąc za zyskiem, mogą wykonywać niepotrzebne usługi.
Tego problemu unikniemy, wprowadzając symboliczne współpłacenie za usługi medyczne przez pacjenta. Jeśli będzie musiał zapłacić 2 czy 5 zł, a uzna, że dana usługa jest mu niepotrzebna, to odmówi. Takie rozwiązanie jest powszechne w Europie - dodaje Radziwiłł. Wątpi jednoczesnie, aby proponowane zmiany możliwe były już od przyszłego roku - pisze "Gazeta wyborcza".