Koniec śledztwa w sprawie tragedii w Mińsku
Po 2 latach śledztwa ustalono winnych tragedii na stacji metra "Niemiga" w Mińsku. 30 czerwca 1999 r. uciekający przed burzą tłum stratował tam na śmierć 53 osoby.
W przededniu rocznicy deputowany do białoruskiego parlamentu Anatol Krasucki powiedział, że w sprawie wypadku oskarżono 2 pracowników białoruskiego MSW. Zarzuca im się niedokładne wykonanie powierzonych obowiązków służbowych. Parlamentarzysta nie ujawnił nazwisk ani stopni oskarżonych.
Rodzice nastolatków, które zginęły na schodach do metra (tłum uciekał przed lodowatym deszczem i gradem z koncertu, którego widzami była głównie młodzież) od samego początku przekonywali, że winna jest milicja. Ich zdaniem, kiedy rozpoczęła się paniczna ucieczka przed deszczem, żaden z mundurowych nie starał się powstrzymać biegnących do przejścia podziemnego ludzi.
Oficjalna wersja, której do niedawna jeszcze trzymały się władze brzmiała, że był to nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Tę wersję powtórzył w żałobnym przemówieniu, kilka dni po wypadku prezydent Aleksandr Łukszenka. Być może dlatego - jak podejrzewa przewodnicząca organizacji samopomocy "Niemiga''99" Natalia Nowakowska, śledztwo prowadzono powolnie, a rodzice ofiar nie byli zaznajamiani z jego szczegółami.(kar)