Koniec procesu ws. małżeństwa zakażonego HIV
Przed Sądem Okręgowym w Rzeszowie zakończył się proces w sprawie małżeństwa zakażonego wirusem HIV. Małżonkowie domagają się od Skarbu Państwa 480 tys. zł zadośćuczynienia i odszkodowania. Ogłoszenie wyroku nastąpi 4 marca.
Pragnący zachować anonimowość małżonkowie domagają się od Skarbu Państwa (reprezentowanego przez ministra zdrowia) w procesie wytoczonym z powództwa cywilnego 480 tys. zł, w tym 360 tys. zł zadośćuczynienia i 120 tys. zł odszkodowania za doznane od społeczeństwa krzywdy i szykany oraz utratę możliwości zarobkowania.
Jest to już drugi proces w tej sprawie toczący się w Sądzie Okręgowym. Rozpoczął się on powtórnie w październiku 2003 roku, po tym, gdy w kwietniu 2003 roku Sąd Apelacyjny w Rzeszowie zdecydował o zwróceniu sprawy do ponownego rozpatrzenia przez sąd pierwszej instancji.
Proces - podobnie jak poprzednie - odbywał się przy drzwiach zamkniętych.
Według małżonków, Wojewódzka Stacja Krwiodawstwa w Rzeszowie nie powiadomiła mężczyzny, że jest nosicielem wirusa HIV. Nieświadomy zakażenia zaraził swoją żonę.
Początkowo żądana kwota zadośćuczynienia wynosiła 260 tys. zł - 200 tys. dla kobiety i 60 tys. dla mężczyzny. Jednak ze względu na bardzo zły stan zdrowia kobiety, pełnomocnik powodów Tadeusz Kosior zdecydował o podniesieniu wnioskowanej kwoty zadośćuczynienia dla niej do 300 tys. zł.
W listopadzie 2002 roku rzeszowski sąd okręgowy przyznał małżeństwu łącznie 70 tys. zł zadośćuczynienia - kobiecie 50 tys., a jej mężowi 20 tys. Sąd oddalił natomiast część powództwa dotyczącą odszkodowania. Od tego wyroku odwołały się obie strony.
Małżonkowie w 1996 roku oddali w łańcuckim (Podkarpackie) szpitalu krew dla matki mężczyzny. Po przebadaniu krwi Wojewódzka Stacja Krwiodawstwa w Rzeszowie ustaliła, że krew mężczyzny jest zakażona wirusem HIV i wezwała nosiciela do zgłoszenia. Jednak list nie dotarł do adresata i wrócił z adnotacją "adresat się wyprowadził".
Według pełnomocnika pokrzywdzonych taka notatka została sporządzona na podstawie opinii sąsiada. W rzeczywistości małżonkowie nadal mieszkali pod podanym adresem. W związku z nieotrzymaniem zawiadomienia, mężczyzna przez cztery lata nie był świadomy, że jest nosicielem wirusa i zaraził swoją żonę.
Małżonkowie o zakażeniu dowiedzieli się w 2000 roku, gdy mężczyzna poważnie zachorował na posocznicę, czyli zakażenie krwi. Przeprowadzone wówczas badania wykazały obecność wirusa. Zdaniem pokrzywdzonych, stacja krwiodawstwa mogła i powinna skontaktować się z nimi. Według Kosiora, był to brak staranności ze strony lekarza ze stacji krwiodawstwa.
Zakażeni małżonkowie oraz ich dwoje niepełnoletnich dzieci po ujawnieniu swojej tożsamości i wizerunku w programie telewizyjnym byli szykanowani, stracili mieszkanie, pracę i musieli zmienić miejsce zamieszkania. Obecnie żyją w pełnej anonimowości i izolacji społecznej.