Koniec paraliżu lotniska w Londynie. To może zdarzyć się wszędzie
Po ponad dobie paraliżu londyńskie lotnisko Gatwick znowu działa. Policja nadal nie wie, kto dronami blokował pasy startowe. To lekcja dla ochrony lotnisk na całym świecie.
- Pas startowy Gatwick jest dostępny, a samoloty lądują i startują – na Twitterzen napisała obsługa lotniska, która w ten sposób poinformowała o zakończeniu trwającego 36 godzin koszmaru.
W najbliższych godzinach setki samolotów wylądują i opuszczą londyńskie lotnisko, które przez półtorej doby było sabotowane przez nieznanych sprawców. Policja nadal nie znalazła operatorów dronów, które pojawiały się nad pasem startowym stwarzając poważne zagrożenie dla samolotów.
Zdaniem policji było to celowe działanie. Pod uwagę brane są wszelkie możliwości, a o złej woli przynajmniej jednego sprawcy świadczy użycie dwóch dronów. Według śledczych nie ma żadnych przesłanek żeby sądzić, iż był to atak terrorystyczny. Pod uwagę brany jest przede wszystkim protest ekologów.
W akcie desperacji sprowadzono nawet snajperów, którzy mieli strącić drony. Żadne strzały jednak nie padły w obawie przed kulami, które stanowiłyby zagrożenie dla ludzi w okolicy. Do Gatwick, drugiego najbardziej ruchliwego lotniska w Wielkiej Brytanii, sprowadzono 20 jednostek policji. Funkcjonariusze bez skutku przeszukiwali okolicę.
- Za każdym razem, gdy zbliżaliśmy się do operatora drony znikały. Wracały za każdym razem, gdy przymierzaliśmy się do ponownego otwarcia lotniska – powiedział Justin Burtenshaw z policji w Sussex.
W czwartek 20 grudnia po południu władze były przekonane, że kryzys się zakończył i otworzyły lotnisko. Zaledwie po 45 minutach drony wróciły a Gatwick znowu zamarło.
Fakt, że dziesiątki tysięcy ludzi utknęły w oczekiwaniu na setki odwołanych i opóźnionych lotów wymusił nawet reakcję premier Theresy May zajętej przekonywaniem parlamentarzystów do poparcia umowy brexitowej. Szefowa rządu musiała oderwać się od rozmów, które zaważy o przyszłości calego kraju. May podkreśliła współpracę z operatorem lotniska i przypomniała, że za stworzenie zagrożenia dla ruchu lotniczego grozi kara 5 lat więzienia.
Zaangażowała się nawet brytyjska armia posiadająca "wyjątkowe środki militarne" umożliwiające sprowadzenie dronów na ziemię. Sekretarz obrony Gavil Williamson powiedział, że wojskowi gotowi byli użyć metod do walki z dronami, które w normalnych warunkach nie są stosowane. Dopiero wykorzystanie metod wojskowych dało kierownikom lotniska pewność, że lotom nic już nie zagraża.
Minister transportu Chris Grayling powiedział, że rząd zrobi wszystko, żeby taka sytuacja się nie powtórzyła, choć proste rozwiązanie po prostu nie istnieje. Jego zdaniem taka sytuacja jeszcze nigdzie na świecie się nie zdarzyła.
Z tego powodu sytuację na Gatwick obserwują specjaliści odpowiedzialni za ochronę lotnisk na całym świecie, w tym Portu Lotniczego Chopina w Warszawie. Wiadomo, że część dronów posiada blokady GPS uniemożliwiające wlatywanie w określone miejsca, ale to nie one stanowią zagrożenie. Polacy nie chcą jednak mówić o stosowanych procedurach podkreślając, że sprawa bezpieczeństwa samolotów po prostu jest zbyt poważna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl