Kongres USA wyraził zgodę na zbrojenie umiarkowanej opozycji w Syrii
Po Izbie Reprezentantów także amerykański Senat opowiedział się za zbrojeniem i szkoleniem umiarkowanej opozycji w Syrii, co jest jednym z elementów ogłoszonej przez prezydenta Baracka Obamę strategii walki z dżihadystycznym Państwem Islamskim (IS).
= To pokazuje, że Amerykanie są zjednoczeni w walce z ISIS - powiedział Obama, używając wymiennej nazwy Państwa Islamskiego. Nawiązując do egzekucji, jaką bojownicy IS wykonali w ostatnim czasie na dwóch amerykańskich dziennikarzach, Obama podkreślił, że terroryści z Państwa Islamskiego nie są w stanie zastraszyć Amerykanów.
Dziękując kongresmenom za poparcie, prezydent zapewnił, że USA będą kontynuowały naloty na cele dżihadystów, ale "siły amerykańskie nie wezmą udziału w walkach lądowych".
W przyjętej znaczną większością głosów ustawie (za 78, przeciw 22), senatorzy zgodzili się na zwiększenie budżetu USA o 500 mln dolarów na zbrojenie i szkolenie syryjskiej opozycji, o co Obama wystąpił do Kongresu już w maju. Jak zapowiedziała administracja, USA chcą szkolić tych rebeliantów z terytorium Arabii Saudyjskiej, na co Rijad już się zgodził.
W środę za zbrojeniem syryjskich rebeliantów opowiedziała się także niższa izba amerykańskiego Kongresu; za głosowało 273 kongresmenów, a przeciw 156. Obama mógł liczyć w tej sprawie na znaczne poparcie opozycyjnej Partii Republikańskiej.
Kwestia walki z Państwem Islamskim, ugrupowaniem uważanym na jedno z najniebezpieczniejszych na świecie, jest przedmiotem rzadkiej, ponadpartyjnej zgody na Kapitolu. Niemniej część kongresmenów wyraża sceptycyzm, czy ogłoszona przez prezydenta Obamę w ubiegłym tygodniu strategia "osłabienia i pokonania" sunnickich dżihadystów z IS, którzy w ostatnich miesiącach opanowali znaczne tereny Iraku i Syrii, będzie skuteczna.
- Nie ma dowodów na to, że syryjscy rebelianci, których zamierzamy szkolić i zbroić, będą realizowali cele i interesy Ameryki - powiedział senator Demokratów Joe Manchin. Jego zdaniem głównym celem syryjskich rebeliantów jest walka z reżimem prezydenta Syrii Baszara Al-Asada, a nie z dżihadystami z IS. - Asad jest złem, ale nie zagraża Ameryce - dodał.
Także wielu członków Izby Reprezentantów wyrażało wątpliwości, czy uda się na tyle wzmocnić opozycję w Syrii, by była w stanie prowadzić walkę na lądzie z IS. Po trzech latach wojny domowej, bez znaczącej pomocy z zewnątrz, umiarkowani rebelianci są poważnie osłabieni i podzieleni.
Przewodniczący kolegium szefów sztabów gen. Martin Dempsey powiedział w czwartek dziennikarzom w Paryżu, że szkolenia zaczną się za trzy-cztery miesiąca. Przyznał, że zajmie to około roku, zanim rebelianci będą na tyle wyszkoleni, by móc przywrócić kontrolę na granicy między Syrią a Irakiem, co znacząco pomoże w walce z IS.
Poza zbrojeniem umiarkowanych rebeliantów amerykańska strategia walki z IS obejmuje przede wszystkim zintensyfikowanie prowadzonych od 8 sierpnia bombardowań z powietrza na cele IS w Iraku, by wesprzeć walczącą z dżihadystami na lądzie armię iracką oraz kurdyjskich bojowników. Naloty mają też zostać rozszerzone na terytorium sąsiedniej Syrii, gdzie mieszczą się główne dowództwo i baza IS.
Jest to przełom, gdyż administracja unikała dotychczas angażowania USA w trwającą od ponad trzech lat wojnę domową w Syrii. Prezydent Obama zapewnia, że USA będą prowadzić walkę w ramach międzynarodowej koalicji, a siły amerykańskie nie wezmą udziału w walkach lądowych.
Przyjęta w czwartek ustawa budżetowa, w której znalazły się środki na zbrojenie rebeliantów, przewiduje finansowanie rządu federalnego do 11 grudnia. Pozwoli to na uniknięcie 1 października (gdy w USA kończy się rok budżetowy 2014), tzw. shutdownu, czyli paraliżu rządu, jaki miał miejsce w ub. r. z powodu kłótni kongresmenów wokół ustawy budżetowej.
Ustawa przewiduje ponadto 88 mln dolarów na walkę z wirusem ebola oraz zapewnia środki na dalsze funkcjonowanie Export-Import Banku, którego likwidacji domagają się kongresmeni związani z Tea Party.