Kończy się epoka Castro. Teraz Kuba zostanie "chińską" wyspą
Trudno sobie to wyobrazić, ale Castro nie będzie już nazwiskiem przywódcy Kuby. Na czele państwa stanie polityk z zadaniem poprawy poziomu życia obywateli. Równocześnie będzie walczył o utrzymanie "przywódczej roli" partii komunistycznej.
18.04.2018 | aktual.: 18.04.2018 17:38
Fidel Castro, a później jego brat Raul, rządzili na Kubie od rewolucji w 1959 r. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych dniach miejsce ustępującego przywódcy zajmie obecny wiceprezydent Miguel Diaz-Canel, zaledwie 58 polityk, w którym mieszkańcy zubożałej wyspy pokładają wielkie nadzieje.
Po 6 dekadach komunistycznej dyktatury karaibska wyspa jest zubożałym skansenem upadłego systemu, a mogłaby stać się niemal rajem na Ziemi albo przynajmniej turystyczną potęgą. Nikt dokładnie nie zna politycznych planów Diaza-Canela, ale większość komentatorów zakłada, że wzorem dla niego będą Chiny czy Wietnam. To oznaczać będzie połączenie scentralizowanej władzy należącej do starej, komunistycznej elity ze względnie swobodną gospodarką.
Na polityczną rewolucję na Kubie nie ma co liczyć. W marcu obywatele wybrali parlament z tym, że kandydatów zgłaszać mogła wyłącznie partia komunistyczna i o każde z 605 miejsc ubiegał się tylko jeden człowiek. Szczyty władz partyjnych nadal kontrolują 80-letni działacze, którzy prędzej będą spiskować przeciwko nowemu liderowi niż pozwolą na podważenie dorobku rewolucji Fidela i Che Guevary. To oni i ich bliscy liczą mają szansę zbić w najbliższym czasie fortuny. Uda im się, jeżeli zwykli obywatele też się wzbogacą.
Diaz-Canel całe życie jest związany z partią. To wychowanek systemu, którego krytycy nazywają wręcz komunistycznym aparatczykiem bez sprecyzowanych poglądów. Za ciągłością przemawia także sytuacja międzynarodowa. Po klęsce arabskiej wiosny z początku dekady i dojściu do władzy prawicy w USA nikt już nie ma szczególnej ochoty forsować demokratycznych przemian na świecie. To ułatwi życie nowemu prezydentowi Kuby, który zachowa kontrolę nad państwem bez narażania się na naciski zewnętrzne.
Chińska wyspa na Karaibach
Co więcej, czysto komercyjne podejście ułatwi kontakty z Chinami, które zawsze poszukują możliwości gospodarczej ekspansji. Już teraz Pekin jest największym partnerem gospodarczym Hawany. Co prawda chińskie inwestycje nadal liczone są tylko w setkach milionów, a nie w miliardach dolarów, ale to się szybko zmienia. Już teraz ok. 65 proc. samochodów w wypożyczalniach obsługujących cudzoziemców to egzotyczne dla nas marki z Państwa Środka takie, jak BYD czy Geely. Biznesmeni z Pekinu czy Szanghaju rozbudowują infrastrukturę hotelową, a czym liczba chińskich gości szybko rośnie.
Nic nie wskazuje na to, aby Amerykanie czy Europejczycy mieli ochotę stanąć w szranki z Chinami w walce o prymat na Kubie. Nie zmienia to faktu, że karaibska wyspa będzie coraz bardziej atrakcyjnym celem dla turystów także z naszej części świata. Ceny pobytu jeszcze długo będą konkurencyjne i od przewoźników lotniczych przede wszystkim zależeć będą koszty karaibskich wakacji.
Już Raul Castro już w 2006 r. rozpoczął "aktualizację" komunistycznego systemu czyli łagodzenie barier ograniczających przedsiębiorczość i kontakty obywateli ze światem. W ciągu ostatnich lat Kubańczycy zaczęli korzystać z internetu, telefonów komórkowych i kupować samochody. Od nowego prezydenta oczekiwać będą nie tyle demokratycznych reform, co szans na normalne, dostatnie życie. To właśnie gospodarka zadecyduje o klęsce lub sukcesie Miguela Diaza-Canela.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl