ŚwiatKomorowski: nie należy wysyłać wojsk do Afganistanu przed wycofaniem ich z Iraku

Komorowski: nie należy wysyłać wojsk do Afganistanu przed wycofaniem ich z Iraku

Przebywający z wizytą w USA wicemarszałek
Sejmu Bronisław Komorowski (PO) skrytykował rząd RP za zapowiedź
wysłania w lutym 1000 żołnierzy do Afganistanu i kilkuset
żołnierzy do Libanu, przy jednoczesnym przedłużaniu misji polskich
wojsk w Iraku.

20.09.2006 | aktual.: 20.09.2006 04:11

Zdaniem polityka PO i byłego ministra obrony narodowej, który rozmawiał w Waszyngtonie z urzędnikami średniego szczebla w Pentagonie i Departamencie Stanu, obecny rząd jest "nadgorliwy" w wykonywaniu swoich obowiązków wynikających z sojuszu z USA.

Opozycja w Polsce żądała wielokrotnie przedstawienia przynajmniej jasnego scenariusza zakończenia misji w Iraku. Nie ucieczki stamtąd, a zakończenia misji na warunkach honorowych, na zasadzie wykonania zadań, co do których się zobowiązaliśmy. Na razie fakty są smutne: bez ograniczenia misji w Iraku, przy dalszych deklaracjach jej trwania, strona polska już zadeklarowała zwiększenie naszej obecności w Afganistanie i w Libanie. Wszędzie przyjmujemy dodatkowe zobowiązania, a jeszcze żaden proces ograniczania naszej obecności w Iraku nie nastąpił - powiedział Komorowski we wtorek w rozmowie z PAP i Polskim Radiem.

Polska jako liczący się kraj i aspirujący do odgrywania istotniejszej roli w polityce międzynarodowej powinna oczywiście uczestniczyć w (wojskowych) misjach zagranicznych, ale też uważać, aby nasza obecność nie przekraczała naszych realnych możliwości - finansowych, organizacyjnych i kadrowych - a po drugie, aby koszta polityczne tego uczestnictwa nie były większe od zysków. Jako kraj średniej wielkości, powinna poza tym dążyć do maksymalnej koncentracji polskiego wysiłku, a dziś mamy zjawisko poszerzania frontu zaangażowania na różnych antypodach świata- dodał.

Według wicemarszałka Sejmu, skupienie udziału na wybranych misjach wojskowych przyniosłoby większe korzyści militarne i polityczne.

Musimy koncentrować wysiłek w paru wybranych miejscach, m.in. po to, aby nasza obecność - większej ilości żołnierzy, ale w mniejszej ilości miejsc - dawała większy efekt polityczny. Jak ma się bowiem większą liczbę żołnierzy, można pretendować do odgrywania istotnej roli w strukturach dowódczych. Funkcjonowanie w tych strukturach to droga do odgrywania roli politycznej, a nie tylko roli dostarczyciela mięsa armatniego - powiedział Komorowski.

Wiele krajów powiedziało: wypełniliśmy swoje zobowiązania (w Iraku) i do widzenia. Polska odpowiedziała honorowo: trudno, ograniczamy naszą misję, ale zostajemy. Tyle, że nie musiała mówić w drugim zdaniu, że jednocześnie zwiększamy naszą obecność w Afganistanie - dodał.

Podkreślił, że do Afganistanu miało jechać dowództwo polsko- niemiecko-duńskiego korpusu (NATO)
ze Szczecina
, a tymczasem jadą nie dowódcy, a żołnierze.

Jest to ryzyko dużo większe, a zysk szkoleniowy dużo mniejszy. Większe także są koszty utrzymania - zauważył, dodając, że rząd powinien to wytłumaczyć opinii publicznej w Polsce.

Inne kraje wcale tak bardzo się nie spieszą, aby odgrywać rolę stachanowców i mówić, że jeszcze więcej weźmiemy na swoje barki- podkreślił były szef MON. Jego zdaniem, polski udział w (międzynarodowych) misjach wojskowych nie jest powodem do żadnego wstydu i Polska nie ma obowiązku dalszego zwiększania obciążeń w tym obszarze.

Komorowski powiedział, że w Departamencie Stanu rozmawiał też o amerykańskiej tarczy antyrakietowej, której planowany "europejski element" mógłby - według nieoficjalnych doniesień - być zainstalowany w Polsce. Tu także znalazł słowa krytyki dla obecnego rządu, sugerując, że unika on publicznej debaty o tarczy. Rozmawialiśmy (z rządem USA), wskazując głównie na polityczne skutki tego rodzaju oczekiwań amerykańskich i na konieczność przekonania polskiej opinii publicznej do słuszności projektu (tarczy). Byłoby rzeczą fatalną, gdyby te decyzje zapadały w podobnym stylu, jak to dotyczy przedłużania obecności polskich wojsk w Iraku, czy wysłania do Afganistanu, czyli ogłaszania tych decyzji post factum i nie wprost, tylko za pośrednictwem mediów amerykańskich - powiedział wicemarszałek Sejmu.

Więc wolelibyśmy także i Amerykanów przestrzec przed pokusą rozmawiania o tym wyłącznie z władzami państwa polskiego. Wszystkie strony - rząd RP, rząd USA, a także (polska) opozycja - powinny być zainteresowane w tym, aby odbyła się wcześniej publiczna debata, która doprowadziłaby do zrozumienia istoty tego programu (tarczy antyrakietowej), jego uwarunkowań, no i zbudowała ewentualny consensus. Bez debaty nie ma consensusu - podkreślił.

W czasie wizyty w Waszyngtonie w ub. tygodniu minister obrony narodowej Radosław Sikorski sugerował, że w zamian za zgodę na umieszczenie tarczy w Polsce, rząd oczekiwałby pomocy USA w umocnieniu polskiej obrony powietrznej i zawarcia dwustronnej umowy wojskowej, która ułatwiłaby transfer najnowocześniejszych amerykańskich technologii do Polski.

Poproszony o skomentowanie inicjatywy szefa MON, Komorowski ocenił ją pozytywnie, choć z rezerwą.

Być może warunki związane z obroną przeciwlotniczą to dobry pomysł. Obawiam się, że wszelkie inne pakty, porozumienia o dodatkowych gwarancjach bezpieczeństwa będą tylko papierem. Ja bym wolał konkrety. Polska ma w każdym razie poważny atut w ręku, jakim jest ogromna dogodność, z punktu widzenia USA, ulokowania tych urządzeń w Polsce. Ten atut powinna umiejętnie wykorzystać - powiedział.

Byłoby bardzo dobrze, gdyby strona polska potrafiła uzyskać wymierne korzyści, choćby w sprawach istotnych dla bezpieczeństwa kraju, pomagając USA rozwiązać ważny problem dla bezpieczeństwa amerykańskiego. Poczekajmy z oceną. Mam nadzieję, że zakończy się to szczęśliwie - dodał.

Tomasz Zalewski

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)