Komorowski: jest miejsce dla Kluzik-Rostkowskiej
Prezydent Bronisław Komorowski oświadczył, że w jego kancelarii jest miejsce "dla osoby o wrażliwości twardej prawicy". Powiedział też, że byłoby miejsce dla kogoś takiego, jak usunięta niedawno z PiS Joanna Kluzik-Rostkowska.
- Mówiłem wielokrotnie, że marzy mi się taka sytuacja, w której będzie widać, że w Kancelarii Prezydenta są osoby, które mają swoje obszary odpowiedzialności, a jednocześnie mogą być takim pasem transmisyjnym do konkretnych segmentów ideowych na polskiej scenie politycznej - powiedział prezydent w poniedziałkowym programie "Tomasz Lis na żywo" w TVP2.
Dodał, że mogłoby to służyć realizacji wizji prezydentury szukającej "minimum wspólnoty w poglądach, przynajmniej na niektóre sprawy".
Pytany, czy w Kancelarii byłoby miejsce dla kogoś takiego, jak usunięta niedawno z PiS Joanna Kluzik-Rostkowska, odpowiedział, że tak. - Jest miejsce, może poczeka trochę dłużej na kogoś o wrażliwości takiej twardej prawicy. Bardzo proszę, będzie mi bardzo miło, bo uważam, że to może służyć realizacji wizji mojej prezydentury, o której mówiłem w kampanii - oświadczył Komorowski.
Jak zaznaczył, jego doradca Tomasz Nałęcz jest człowiekiem lewicy, Sławomir Nowak jest człowiekiem PO, a w najbliższym czasie w Kancelarii ma się pojawić ktoś jednoznacznie kojarzony z nurtem ludowym.
Prezydent podkreślił, że obserwował z zainteresowaniem pracę Kluzik-Rostkowskiej jako szefowej sztabu jego konkurenta w wyborach prezydenckich, szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Ocenił, że "widać było, że bardzo się starała".
Jak zaznaczył, fakt jej usunięcia z PiS pokazuje wyraźnie, jak różnie w różnych środowiskach traktuje się swoich przyjaciół i współpracowników. - Karanie kogokolwiek za dobro, którego się doświadczyło z jego strony, jest czymś demoralizującym, niszczącym dla nas wszystkich, a to nie dotyczy tylko i wyłącznie PiS - ocenił prezydent.
Według Komorowskiego los Kluzik-Rostkowskiej jest przestrogą dla wszystkich, aby się zastanawiali, z kim się wiążą i dla kogo pracują "przed, a nie po katastrofie". - I tu jej po ludzku współczuję oczywiście - oświadczył.
- Jest wielu ludzi w PiS, ja ich znałem i znam, niektórych cenię. Jest wiele osób, które są spacyfikowane, że tak powiem przez stado jastrzębi politycznych, ci ludzie są zastraszeni, ale wydaje się, że gdzieś będą musieli sobie znaleźć miejsce do aktywności politycznej i tego im szczerze życzę - powiedział prezydent.
Zaznaczył jednak, że sprawy wewnątrzpartyjne zostawia partiom politycznym.