Komentarz Internauty: Zmienić system
Trzeba przyznać, że Rywin zna się na swojej robocie. Wyprodukował nam serial pod tytułem „Sprzedam ustawę, na miarę, w dobre ręce”, którego oglądalność przebiła wszystko to, co dotychczas zrobił. Mamy w nim różne wątki: polityczno-partyjny, towarzysko-biznesowy, nawet sensacyjny.
Półtora miliona ludzi, w tym i bezrobotni obudziło się z letargu ubezwłasnowolnienia i codziennie ogląda spektakl, w którym koalicja walczy o parytety, premier z "osinowym kołkiem" stwierdza, że jest "żoną cezara", generalny prokurator nie zna ciążących na nim obowiązków, redaktor największej gazety udowadnia, że jest jedynym cnotliwym w Gomorze, prokuratura robi co może, aby udowodnić, że pracują tam wyjątkowi idioci, a solenizant milczy i zyskuje nieśmiertelną sławę. Bo kto przed 27 grudniem wiedział, kto to jest Rywin?
Sprawą drugorzędną dla istoty naszego problemu wydaje się to, czy nastąpi wskazanie rzeczywistych sprawców. Zresztą, jeżeli Rywin mówił prawdę, parytet komisji skutecznie uniemożliwi identyfikację autorów oferty. Spróbujmy przez chwilę zastanowić się, dlaczego do takiej sytuacji doszło i czy jest sposób na to, by w przyszłości można było ich uniknąć, lub chociażby je nieco ograniczyć.
Należy zadać pytanie: jak to się dzieje, że tyle uchwalonych ustaw jest obarczonych wadami merytorycznymi i prawnymi i dlaczego tak wiele jest, albo nie podpisywana przez Prezydenta RP, a jeżeli już to z prawdziwym wstrętem albo Trybunał Konstytucyjny orzeka ich niezgodność z konstytucją. Co robi Biuro Legislacyjne, kto jest tam zatrudniony? Jak to się dzieje, że powstaje tyle bubli i że Sejm je uchwala?
Wydaje się, że główna przyczyna leży w naszym systemie politycznym. Nie bez przyczyny wymyślono system, w którym realną władzę ma stosunkowo niewielka grupa osób, składająca się z liderów poszczególnych partii. Obywatele nie mają żadnego wpływu na rozwój wydarzeń, a przede wszystkim na poczynania wybranych przez nich przedstawicieli do parlamentu. Są ubezwłasnowolnieni. Wybierają nie człowieka ale listę. To liderzy partii ustalają kolejność usytuowania konkretnych nazwisk i wybrani posłowie odpowiadają faktycznie przed liderami partii a nie przed wyborcami. Nikt ich nie może odwołać. Jeżeli któryś z posłów się zbiesi i zagłosuje zgodnie z rozsądkiem, a przeciw swojej partii, to po następnych wyborach może paść krowy. Toteż zgadzają się również na ubezwłasnowolnienie, przestrzegają dyscypliny partyjnej, gdyż chcą być brani pod uwagę w następnej kadencji.
I właśnie ta świadomość podwójnego ubezwłasnowolnienie stwarza apatię i niechęć do angażowania się do jakichkolwiek inicjatyw społecznych, bo przekonanie, że wysiłki mogą być w każdej chwili sparaliżowane arbitralną wolą jakiegoś partyjnego kacyka, skutecznie powstrzymuje ludzi przed działaniem. Stan apatii odpowiada naszym elitom politycznym. Dzięki temu one decydują o tym, co dla przeciętnego obywatela jest dobre, co powinien wiedzieć, aby nie stracił dobrego samopoczucia, czy dorośliśmy do decydowania o własnym życiu.
Czy jest na to rada? Już od starożytności wiadomo, że władza demoralizuje i dlatego we wszystkich utrwalonych demokracjach najwyższe stanowiska pełni się tylko przez dwie kadencje. Byłoby to ograniczenie wpływu partii na działalność posłów, a poprzez danie mu mandatu zaufania przez wyborców, jego umocowanie miałoby faktyczny, a nie iluzoryczny wymiar. Ba, ale takie zmiany w ordynacji wyborczej - toż to byłaby prawdziwa rewolucja. Kto tego dokona ? Kto się odważy?
K-Pax