Kołysanka wbijana młotkiem - Polacy bez niej nie zasną?
Każde z miejsc, w których mieszkałem w Polsce, usytuowane było obok jakiegoś placu budowy. Nigdy nie był to mój wybór, po prostu zawsze, gdziekolwiek mieszkałem, ktoś prędzej czy później zaczynał obok coś budować. Może to zwykły przypadek, a może Polacy nie mogą zasnąć, nie słysząc kołysanki wybijanej młotkiem.
Kiedyś uświadomiłem sobie ten fenomen, za wszelką cenę próbowałem znaleźć miejsce, w okolicach którego na pewno nikt niczego już nie zbuduje. Okazało się to niemożliwe. Nieważne jak bardzo okolica wydała się już zabudowana i kompletna, w końcu i tak pojawiały się w niej duże, żółte koparki przygotowujące miejsce pod fundamenty ma małym pasku pustej ziemi, którego wcześniej nie zauważyłem.
Bocian, jako symbol Polski, został zastąpiony przez żurawia, tyle że wieżowego. Wznoszą się te białe, mechaniczne ptaki ponad dachami polskich miast, budząc marzenia o nowoczesnej Polsce – nowych mieszkaniach, centrach handlowych i lśniących biurowcach. Jeśli jesteś mieszkańcem miasta, wyjrzyj teraz przez okno, założę się, że zobaczysz przynajmniej jednego, kołyszącego się w ciszy na horyzoncie.
Przez moje okno widać teraz dwa. Czekałem na nie ponad rok, wiedząc, że w końcu się pojawią. Odkryłem kawałek pustej ziemi, na której mogą zbudować swe gniazdo, jeszcze zanim się tu wprowadziłem. Teraz gniazdo nie jest już puste, a ja mogę się relaksować, słuchając znajomych stuków, krzyków i warkotów.
Przybycie wieżowych żurawi ukazało mi zgrabny, metaforyczny obraz dzisiejszej Polski, w mojej okolicy prowadzone są bowiem w tej chwili dwa projekty budowlane. Po jednej stronie drogi deweloper rozpoczął budowę nowiutkiego bloku mieszkalnego. Po drugiej stronie, grupa robotników odnawia ścianę bloku z lat 70. Mamy więc nowoczesną i zorientowaną na biznes Polskę stojąca naprzeciw Polski starej i nękanej biurokracją.
Kontrast nie mógłby być bardziej uderzający. Nowy plac budowy jest cudem wydajności, technologii i ciężkiej pracy. Energiczni mężczyźni ubrani w odblaskowe kamizelki i kaski pojawiają się przed wschodem słońca, by rozruszać całą błyszczącą maszynerię. Po placu tańczą przeróżne dźwigi, koparki, betoniarki, ciężarówki, buldożery i, o ile się nie mylę, lasery i akceleratory cząsteczek. Panowie pracują bez względu na deszcz, mgłę, ciemność czy tornado, a postępy zapierają dech w piersiach.
Po drugiej stronie drogi praca wygląda mniej imponująco. Mniej tam kasków i odblaskowych kamizelek, więcej niebieskich kombinezonów i dużych brzuchów. W czasie, w którym po nowoczesnej stronie drogi wyrósł parter nowego bloku, tutaj pieczołowicie i bez pośpiechu zbudowano rusztowania. Potem miał miejsce krótki okres walenia młotkiem i odrywania ogromnych kawałków muru, które rzucano prosto w rosnące pod blokiem krzewy. Następnie rusztowania zdjęto, odsłaniając budynek, wyglądający dokładnie tak samo jak przed remontem. Na końcu część rusztowań została odtworzona raz jeszcze, domyśliłem się, że ktoś pewnie zostawił na dachu czapkę.
Oto Polska, jaką widzę wokół mnie – część społeczeństwa prze do przodu, budując stadiony, programując roboty i zarabiając kupę pieniędzy, podczas gdy druga część kręci się nieefektywnie w jednym miejscu podbijając po 17 razy jakieś dokumenty. Sam jeszcze nie wiem, do której chcę się przyłączyć.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski