Koci wirus grypy ponad podziałami. Areszt dla kotów polityków na prawicy i lewicy
Kotami polityków po obu stronach politycznej barykady zainteresował się "Super Express". Gazeta postanowiła sprawdzić, jak sejmowi kociarze zareagowali na niepokojące wieści z ostatnich tygodni o szalejącej w wielu rejonach Polski tajemniczej przypadłości wśród kotów. Nie wszyscy jeszcze są w stanie pogodzić się z zabraniem w związku z tym wolności tym niezależnym istotom.
Wiele osobników kontakt z wirusem ptasiej grypy przypłaciło życiem. Początkowo ten pomór, jaki zauważyli weterynarze, stanowił zagadkę. Pierwsze doniesienia o groźnej chorobie kotów pojawiły się 18 czerwca w mediach społecznościowych. Weterynarz opisał przypadek, gdy trafił do niego pacjent z objawami neurologiczno-oddechowymi. Kota nie udało się uratować.
O zgonach zwierząt z podobnymi objawami zaczęły informować w sieci kolejne osoby. Powstawały dyskusyjne fora zdesperowanych właścicieli kotów - tych, którzy z problemem się zetknęli i tych, których paraliżuje strach przed ewentualną chorobą podopiecznego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Teraz, po badaniach Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach, przeprowadzonych na próbkach materiału pobranego od chorych kotów z różnych części Polski - między innymi z Trójmiasta, Lublina, Poznania, Nowego Dworu Mazowieckiego, Bydgoszczy, Wrocławia i Zamościa - Główny Lekarz Weterynarii mógł ogłosić oficjalnie, co zabija koty.
Choć nie ma mowy o epidemii, większość zbadanych kocich próbek dało wynik dodatni w kierunku grypy H5N1. Jest już 20 potwierdzonych ognisk w Polsce.
Jedyną otuchą, jaką w tych okolicznościach mogą przekazać specjaliści, to wiadomość, że pewność i poczucie bezpieczeństwa zapewnić może trzymanie kota w domowym zamknięciu. Konieczne jest też unikanie kontaktu zwierzęcia z wszystko, co pochodzi z zewnątrz, przede wszystkim z butami domowników.
Koci wirus ponad podziałami. Areszt dla kotów na prawicy i lewicy
Przed problemami z gorączką, dusznością oraz poważnymi problemami neurologicznymi i niebezpieczeństwem zgonu chronić może koty także właściwa dieta z wykluczeniem surowego mięsa i uniemożliwienie kontaktów z innymi zwierzętami. Dla kotów oznacza to kompletny lockdown.
"SE" dokonał szybkiej oceny sytuacji, co dzieje się w tych okolicznościach z kotami Jarosława Kaczyńskiego, znanego z zamiłowania do tych zwierząt. Jan Maria Tomaszewski, kuzyn prezesa PiS, uspokoił dziennikarzy, że mieszkające w domu na Żoliborzu czworonogi wicepremiera są "niewychodzące". Ujawnił też, że jego krewny oczywiście dmucha na zimne i podjął wszelkie działania zaradcze, by ukochane futrzaki nie spotkały się z zagrożeniem.
Jedność takiej postawy wobec czyhającego na koty wirusa ptasiej grypy wyraża Katarzyna Lubnauer, posłanka KO. Jej pupil, którym opiekuje się córka, jest odseparowany od innych kotów. Na zewnątrz, jak ujawnia czołowa aktywistka opozycji, wypuszczany tylko wtedy, gdy rodzina wyjeżdża na działkę, gdzie nie ma innych kotów".
Poseł Lewicy Andrzej Szejna wyjawia "SE": "Mój kot nazywa się Prezes, bo ma charakter szefa. Kiedy do nas trafił, był bardzo niezależny i lubił kontrolować całą rodzinę. Wychodzi czasami z domu, więc musimy uważać, aby czegoś nie złapał. Do tej pory na nic nie chorował, ma dopiero 4 lata. Zainteresuję się nowym zagrożeniem, na pewno będę się starał ograniczyć jego kontakt z innymi zwierzętami".
Posłanka KO Joanna Kluzik-Rostkowska podzieliła się z gazetą swoimi niepokojem: "Jestem pełna obaw. Mam kotkę Frelkę, co po śląsku oznacza fajną dziewczynę. Kotka jest z nami od małego. Jest półdzika, bawi się z psem, a za nami raczej nie przepada. Niestety jest wychodząca, więc jak zamknąć kota w mieszkaniu przy 30-stopniowym upale?" - martwi się parlamentarzystka.