PolskaKobieta urodziła na schodach karetki w Zabrzu

Kobieta urodziła na schodach karetki w Zabrzu

Zamiast na porodówce, dziecko urodziła na schodach karetki. Wszystko dlatego, że dyspozytorka pogotowia ratunkowego przez prawie godzinę odmawiała wysłania ratowników do ciężarnej kobiety z silnymi bólami porodowymi. Z kolei ratownicy kazali kobiecie iść do karetki o własnych siłach.

Szymon jest już bezpieczny i bardzo spokojny, mimo że jego narodziny były wyjątkowo burzliwe. Agnieszka Wilczek urodziła dziecko na schodach karetki.

Dotarcie na salę porodową - wbrew pozorom - nie było tak trudne jak do samego szpitala. Agnieszka Wilczek była w ósmym miesiącu ciąży, kiedy poczuła bóle porodowe. Bezskutecznie próbowała - jak mówi - wezwać pogotowie. O pomoc błagała też jej siostra. Wszystko trwało około godziny. - Dzwoniłam, odebrała pani. Mówiłam, że siostra ma coraz większe bóle, żeby jakaś karetka przyjechała. A ta odpowiedziała: tak, ta siostra właśnie dzwoniła. Mówię: ona ma coraz większe skurcze, a ona stwierdziła, że siostra ma jeszcze czas - wspomina Dorota Król.

Dlaczego pogotowie zwlekało z przyjazdem, tego nie mogliśmy się dowiedzieć. Otrzymaliśmy tylko krótkie wyjaśnienie: "Interwencja naszego zespołu ratowniczego z Zabrza wymaga dokładnego zbadania. Należy odsłuchać nagrania rozmów osoby wzywającej karetkę pogotowia ratunkowego z dyspozytorką Centrum Ratownictwa w Gliwicach oraz przesłuchać członków zespołu ratowniczego. Dziś Dyrektor WPR podjął jednak decyzję o zawieszeniu w obowiązkach dyspozytorkę, do czasu wyjaśnienia tej sprawy".

Kiedy pojawiła się karetka, Agnieszka Wilczek musiała do niej zejść o własnych siłach. O własnych siłach musiała też dojść z karetki do szpitala. Nie wiadomo, dlaczego ratownicy nie mieli noszy. - Trzy kroki zrobiłam i mówię, że nie dam rady. Wróciłam, usiadłam na schodki, padał śnieg. Ja już trzymałam główkę i mówię, żeby mi odebrał poród - wspomina Agnieszka Wilczek, urodziła dziecko na schodach karetki.

Mimo ekstremalnych warunków stan zdrowia dziecka i matki jest stabilny. Co nie oznacza, że taki poród nie był obarczony ryzykiem. - Dziecko było zaopatrzone, ogrzane i nie miało żadnych zaburzeń związanych ze zbyt dużym wychłodzeniem, bo do takich zaburzeń mogłoby dojść, gdyby nie wykonano odpowiedniej procedury - zaznacza dr Stanisław Pająk, Szpital Miejski w Zabrzu.

Czy faktycznie ratownicy i dyspozytorka pogotowia dotrzymali wszystkich procedur, wyjaśnione ma zostać w ciągu kilku najbliższych dni. Wyjaśnień domaga się zarówno matka, która opuściła dziś szpital, jak i jej rodzina.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (283)