Koalicja się zmniejsza, ale USA mówią, że tylko trochę
Dowodzona przez Amerykanów koalicja wielonarodowa w Iraku nadal się zmniejsza, ale administracja USA zapewnia, że wbrew niektórym pesymistycznym doniesieniom nie zanosi się na szybki masowy exodus sojuszników po rozpisanych na 15 grudnia irackich wyborach powszechnych. Zmieni się natomiast charakter misji części kontyngentów.
W ciągu najbliższych kilku miesięcy może opuścić Irak do 3000 z blisko 24.000 żołnierzy państw-sojuszników USA. Już przed końcem grudnia ma wyjechać 876-osobowy kontyngent ukraiński i 380-osobowy batalion bułgarski. Korea Południowa chce wycofać tysiąc ze swych 3200 żołnierzy.
W połowie grudnia rozstrzygnie się przyszłość kontyngentu polskiego; być może pozostanie, ale uszczuplony o kilkuset żołnierzy.
Wiosną dojdzie zapewne do redukcji kontyngentu włoskiego i australijskiego. Włosi mają 2800 żołnierzy; rząd zamierza zmniejszać kontyngent etapami o grupy 300-osobowe, według planu, który przedstawi parlamentowi w najbliższych tygodniach. Australia może do czerwca wycofać połowę ze swych 900 żołnierzy.
Jednak, jak pisał w tych dniach londyński "Financial Times", oficjele amerykańscy, którzy w ostatnich tygodniach rozmawiali z sojusznikami o planach koalicji na kilku naradach, między innymi 29 listopada w Albanii, podkreślają, że prawie 30 państw sprzymierzonych pozostawi swe wojska w Iraku, choć będą one mniej liczne i część z nich otrzyma nowe zadania.
"Wszyscy pozostają - powiedział anonimowy wysoki rangą przedstawiciel administracji USA. - Wielu przedłuża pobyt, a nawet podejmuje się nowych, trudniejszych zadań".
Bułgaria wycofa 380-osobowy batalion operacyjny, ale w przyszłym roku wyśle do Iraku 300-osobowy pododdział ochrony. Minister obrony Weselin Bliznakow powiedział w listopadzie dziennikowi "Trud", że żołnierze bułgarscy mogą strzec obozu szkoleniowego irackich sił bezpieczeństwa, sztabu NATO lub misji ONZ.
Ukraina zamierza wysłać do Iraku 50-osobową grupę złożoną według wstępnych założeń z 30 oficerów sił zbrojnych, 10 - ochrony pogranicza i 10 przedstawicieli resortu spraw wewnętrznych. Korea Południowa zmniejszy swój kontyngent o jedną trzecią, ale weźmie na siebie dodatkowe zadanie - ochronę personelu ONZ w północnym Iraku.
O tym, czy i jak kontynuować polską misję w Iraku, rząd RP ma postanowić w połowie grudnia. Sztab Generalny Wojska Polskiego opowiada się za pozostawieniem kontyngentu, choć w zmniejszonym składzie i w nowym charakterze, jako misji szkoleniowo-doradczej. Według szefa Sztabu gen. Czesława Piątasa powinno to być "zdecydowanie poniżej tysiąca żołnierzy", wobec ponad 1400 obecnie.
Decyzja rządu może zapaść w połowie grudnia. Wiele będzie zależeć od wyniku rozmów, które w poniedziałek rozpoczyna w Waszyngtonie minister obrony narodowej Radosław Sikorski.
W wywiadzie dla agencji Associated Press przed odlotem do Stanów minister dał do zrozumienia, że skalę ewentualnego dalszego udziału Polski w operacji w Iraku rząd RP wiąże z pomocą USA w modernizacji polskiej armii. Powiedział bowiem, że Polska nie jest w stanie finansować zarówno modernizacji swych wojsk, czego wymaga NATO, jak też dalszego pobytu swego kontyngentu w Iraku, o co prosi Waszyngton.
Tak czy inaczej największe zmiany szykują się właśnie w polskiej strefie odpowiedzialności, obejmującej trzy z 18 prowincji Iraku: Wasit, Babil i Diwanija. Po wyjeździe Ukraińców, Bułgarów i ewentualnie kilkuset żołnierzy polskich dowodzona przez Polskę dywizja Centrum-Południe stopnieje z około 3500 do 1500-1700 żołnierzy.
Jednak szkolone przez dywizję irackie bataliony, sztaby i brygady pomyślnie przechodzą kolejne sprawdziany, potwierdzające ich gotowość do samodzielnego planowania i prowadzenia działań. Jeszcze w grudniu dywizja przekaże żołnierzom irackim odpowiedzialność za bezpieczeństwo prowincji Wasit i Babil.
Wojska koalicji będą odtąd tylko wspierać irackie brygady transportem lotniczym i siłami szybkiego reagowania, oraz kontynuować misję doradczo-szkoleniową. Do tego wystarczy mniej żołnierzy.
Generał Piątas powiedział 23 listopada, że chcemy, aby dywizja była rozmieszczona w dwóch bazach - w Diwanii, gdzie mieści się jej dowództwo, i w Kucie, stolicy prowincji Wasit. Oznaczałoby to opuszczenie bazy Charlie w Hilli, stolicy prowincji Babil, gdzie obecnie oprócz żołnierzy polskich stacjonują pododdziały z Salwadoru, Rumunii, Słowacji, Mongolii, Litwy, Łotwy i Armenii.
Ogromna większość sił sojuszników USA stacjonuje w dwóch stosunkowo spokojnych strefach na południe od Bagdadu: środkowo- południowej (gdzie wojskami wielonarodowymi dowodzi Polska) i południowo-wschodniej, gdzie trzon sił wielonarodowych stanowi 8000 żołnierzy brytyjskich. Właśnie tam będzie można najszybciej przekazać wojskom irackim znaczną część odpowiedzialności za bezpieczeństwo.
Tam również pojawią się tak zwane "prowincjonalne zespoły odbudowy" (provincial reconstruction teams, PTR), wzorowane na grupach PTR, które z powodzeniem działają w Afganistanie. Według Amerykanów, kilka krajów sojuszniczych, w tym Japonia, Korea Południowa i Australia, wyraziło chęć udziału w tej nowej misji.
Amerykanie mówią, że kurczenie się sił wielonarodowych jest uwzględnione w planach operacji irackiej i że oni sami też myślą o zmniejszeniu liczebności swych wojsk w miarę rozbudowy i umacniania się armii irackiej, choć jako główna potęga koalicji nie zamierzają ogłaszać żadnego kalendarza ewakuacji, by nie ułatwiać zadania rebeliantom.
W chwili obecnej, w związku z nadchodzącymi wyborami, kontyngent amerykański w Iraku liczy 160 tysięcy żołnierzy, ale po wyborach 15 grudnia powróci do podstawowego poziomu 138 tysięcy. Nieoficjalnie dowódcy amerykańscy mówią, że pod koniec 2006 roku ich wojska w Iraku mogą zmniejszyć się do 100 tysięcy żołnierzy.
Irackie siły bezpieczeństwa liczą obecnie 212 tysięcy ludzi, z czego 100 tysięcy stanowi wojsko, a resztę policja.