PolskaKlubowa "Warszafka" tylko dla wybranych. "Panie zapraszam, a koleżanki nie wchodzą"

Klubowa "Warszafka" tylko dla wybranych. "Panie zapraszam, a koleżanki nie wchodzą"

Kolejka przed jednym z ekskluzywnych klubów w Warszawie. Do wejścia podchodzi szóstka dziewczyn. Dobrze zbudowany mężczyzna stojący na bramce mierzy je wzrokiem i wydaje "werdykt". - Panie zapraszam, a koleżanki nie wchodzą - mówi selekcjoner. Na twarzach kobiet pojawia się rozczarowanie. Trzeba się wycofać i spróbować szczęścia w innym miejscu. Takie sytuacje są w stolicy na porządku dziennym.

Klubowa "Warszafka" tylko dla wybranych. "Panie zapraszam, a koleżanki nie wchodzą"
Źródło zdjęć: © WP | Przemysław Jach
Michał Fabisiak

19.06.2015 | aktual.: 20.06.2015 09:41

- Zepsuli mi wieczór panieński. Uwielbiam ten klub i jestem jego stałą bywalczynią, ale było mi strasznie głupio, kiedy bramkarz odmówił wejścia moim dwóm koleżankom - mówi Wirtualnej Polsce Magda, 25 latka z Warszawy. Powód? Nieznany. - Selekcjoner nie jest od tego, aby argumentować swoje decyzje. On je ogłasza i prosi następnego klienta - tłumaczy nam menedżerka jednej ze stołecznych dyskotek.

Zdaniem Magdy dziewczyny nie zostały wpuszczone, ponieważ były w jeansach i balerinkach. - Wyglądały elegancko jak my wszystkie, ale selekcjoner widocznie "gustował" w mini i szpilach - tłumaczy z lekką ironią w głosie 25-latka, której tego wieczoru wcale nie było do śmiechu. - Musiałyśmy jechać do innego klubu. Trafiłyśmy do miejsca, które nie do końca mi się podobało, inaczej wyobrażałam sobie ten wieczór - mówi Magda. Do drugiego klubu dziewczyny weszły. Na wszelki wypadek zastosowały sposób. - Koleżanki w balerinkach wzięłyśmy do środka naszej grupy, aby nie było widać, że nie mają szpilek. Udało się - wspomina rozmówczyni WP.

Selekcja to nieodłączny element życia klubowego w Warszawie. Spotkać ją można we wszystkich dyskotekach w mieście, choć nie wszędzie wygląda identycznie. W ekskluzywnych lokalach na bramce stoi przeważnie osoba upoważniona do jej przeprowadzania. W mniej zamożnych klubach lub tych dedykowanych studentom selekcją zajmują zwykli ochroniarze. W obu przypadkach kryteria wstępu są jednak różne.

- Do naszego klubu wchodzą osoby elegancko ubrane. Panowie marynarka lub koszula. Buty? Pantofle i tym podobne. W sportowych oraz trampach nie wpuszczamy. Wyjątek robimy w przypadku znanych twarzy z telewizji. Kobiety tylko w butach na wysokim obcasie - mówi WP menedżerka z jednego z modnych miejsc w centrum stolicy. Dlaczego właśnie taki ubiór? Menedżerka jest zaskoczona tym pytaniem. Po chwili jednak odpowiada. - W ten sposób eliminujemy na wejściu mniej zamożne osoby. Zabawa w naszym klubie jest jak jazda ferrari, nie każdego na nią stać - tłumaczy. I dodaje, że ubiór świadczy o grubości portfela. - Zależy nam na klientach, którzy nie tylko zapłacą za wejście, ale również dużo wydadzą przy barze. Klub to biznes, a biznes musi zarabiać. To chyba oczywiste.

Do tego dochodzi jeszcze jeden element. - Ludzie lubią otaczać się osobami, które są do nich podobne, np. w sposobie zachowania lub ubiorze. Skoro większość naszych klientów pochodzi z wyższej półki, to nie możemy pozwolić na to, aby do środka wchodzili panowie w koszulach i butach z bazaru. Osoby, które traktują nasz lokal jako modne miejsce uciekłyby do konkurencji - tłumaczy menedżerka. Kobieta dodaje, że w Warszawie jest wiele klubów i każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

- To prawda. Z tym, że selekcja jest wszędzie - mówi Radek, stały bywalec warszawskich klubów. - W gorszych klubach wygląda to tak, że ochroniarz nas przetrzepuje, paniom zagląda do torebki i zaprasza do środka. "Nie" na wejściu słyszą tylko mocno pijani panowie, którzy już w kolejce zaczynają się awanturować - tłumaczy rozmówca WP. Spodnie typu dres, a nawet bluza z kapturem, to ubrania w których w weekend nie dostaniemy się raczej do żadnego klubu. W tygodniu jest łatwiej. - Mniej klientów, mniejszy zysk, wpuszczają jak leci, dlatego w tygodniu do klubów nie chodzę. Nigdy nie wiadomo na kogo można trafić - wyjaśnia rozmówca WP. Jego zdaniem do klubów studenckich można dostać się nawet w bluzie z kapturem. Trzeba tylko sypnąć trochę grosza bramkarzowi.

Pytam Radka co sądzi o selekcji? - Nie powinno oceniać się ludzi według wyglądu i ubioru, chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Rozumiem, gdy do środka nie wpuszczają żula lub agresywnie zachowującego się dresiarza, ale krew mnie zalewa jak widzę, gdy selekcjoner mówi "nie" ładnej, choć skromnie ubranej dziewczynie - tłumaczy Radek. Z selekcjonerami jest jeszcze pół biedy. Najgorsze zdaniem naszych rozmówców są selekcjonerki.

- Na Mazowieckiej jest kilka takich "gwiazd". Dziewczyny leczą kompleksy dziurawego mózgu i muszą się jakoś dowartościować. Na bramce w otoczeniu skoksowanych kolegów czują, że mają władzę nad każdą osobą czekającą w tłumie - mówi Radek. Paweł doświadczył tej "władzy". - Wybraliśmy się kiedyś z grupą znajomych do klubu. Byliśmy elegancko ubrani. Wcześniej był tzw. before na mieście, więc do lokalu szliśmy już lekko wstawieni, ale bez przesady. Wraz z kolegą wchodziliśmy jako pierwsi. Bez problemu przeszliśmy selekcję, ale dziewczyny zostały zatrzymane. Zdaniem koleżanek selekcjonerka stojąca na wejściu chciała okazać im w ten sposób swoją wyższość, pokazać kim to ona nie jest - tłumaczy chłopak.

O zachowaniu selekcjonerów i bramkarzy krążą legendy. W jednym z warszawskich klubów na bramce stał kiedyś pan, który od klientów chcących dostać się do środka oczekiwał, aby w jakiś sposób go rozbawili. Komentarze pod adresem osób oczekujących w kolejce są na porządku dziennym. Niektóre przekraczają granice dobrego smaku, zwłaszcza te kierowane pod adresem kobiet. Zdarza się też, że bramkarze mówią wprost osobom czekającym w kolejce, dlaczego tego wieczoru nie wpuszczą ich do środka. "Zła fryzura", "nie dla psa kiełbasa", "nie w tej koszulce", to tylko przykładowe zwroty, jakich pełno na forach internetowych.

- Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Selekcjoner musi czasem odmówić, ale powinien zrobić to w kulturalny sposób. W stosunku do klienta trzeba być uprzejmym. Na wejściu życzymy miłej zabawy, po wyjściu dziękujemy i zapraszamy ponownie - mówi menedżerka jednego ze stołecznych klubów. Kobieta zdaje sobie sprawę, że nie zawsze wygląda to tak kolorowo. Co w tej sytuacji powinien zrobić klient? Poprosić menedżera, a jeśli i to nie pomoże warto wejść na profil danego klubu i opisać zaistniałą sytuację. Taka antyreklama jest dla nas wiadomością i każdy taki przypadek analizujemy. Proszę uwierzyć, że nam zależy na satysfakcji klientów.

Na profilach warszawskich klubów rzeczywiście jest dużo skarg od klientów. Na ostrzu krytyki znajdują się nie tylko selekcjonerzy i bramkarze, ale również barmani, a nawet dj'e. Zdaniem Radka to nic nie daje. - Im więcej negatywnych opinii, tym większe zainteresowanie danym miejscem. Przecież zakazany owoc smakuje najlepiej. Ktoś słyszał, że do danego klubu nie wpuścili jego znajomego, to specjalnie idzie w to miejsce, robi sobie fotkę i wrzuca na fejsa, żeby koledze podnieść ciśnienie - mówi stały bywalec warszawskich klubów.

Paweł mówi, że najskuteczniejszą metodą walki z niekulturalną selekcją jest omijanie szerokim łukiem miejsc, w których zostaliśmy potraktowani niegrzecznie. On przyrzekł sobie, że do wspomnianego klubu już nigdy nie wróci. Podobnie uważa Magda. Od sytuacji na wieczorze panieńskim ma już nowy ulubiony klub. Wszyscy rozmówcy WP są zgodni, że delikatna selekcja nie jest zła. - Ważne, żeby nie przesadzać i nie eliminować ludzi tylko dlatego, że mają mniej markowe spodnie lub gorszy makijaż. Myślę, że nie jest to miłe i pani selekcjonerka też nie chciałaby doświadczyć podobnych przeżyć - kończy Magda.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (286)