Kłopoty z ustaleniem listy ofiar
(Archiwum)
Prawdopodobnie nigdy nie uda sie ustalić dokładnej liczby ofiar zamachów na WTC.
Tuż po zamachu nie było to możliwe z uwagi na ogrom zniszczeń i chaos, który zapanował w mieście. Nie jest możliwe także dzisiaj, bowiem nie wiadomo dokładnie, ile osób rankiem 11 września przebywało w potężnym kompleksie WTC.
Amerykańskie władze są jednak coraz bliższe faktycznych szacunków. Pozwoliła na to praca rzeszy nowojorskich policyjnych detektywów, lekarzy, personelu medycznego, prawników, służb miejskich, a nawet urzędników odpowiadających we władzach miasta za sprawy dyplomatyczne - 11 września zginęło bowiem pół tysiąca obcokrajowców z kilkudziesięciu krajów.
Względnie łatwo natomiast ustalono liczbę i tożsamość ofiar zamachu na Pentagon i katastrofy w Pensylwanii.
Pod koniec września 2001 roku władze szacowały liczbę ofiar nowojorskich zamachów na 6729 osób. W styczniu ogłoszono, że było ich mniej niż 3000. Najnowsza, przygotowana przed rocznicą zamachów lista zawiera 2801 nazwisk. Ustalono, że 2654 osoby zginęły pod gruzami WTC, a 147 na pokładach obu samolotów, które roztrzaskały się na drapaczach chmur. Do tej liczby należy dodać dziesięciu terrorystów.
Niektóre przypadki nadal budzą wątpliwości i jest jasne, że liczba ofiar ulegnie jeszcze zmianie, ale według "New York Timesa" ostateczny bilans nie będzie mniejszy niż 2750 osób.
Przykładem trudności z ustaleniem prawdziwej liczby ofiar jest oficjalna lista, ogłoszona przez władze miejskie w zeszłym miesiącu, 19 sierpnia. Zawierała 2819 nazwisk. Zaledwie dwa tygodnie później trzeba było wydać jej kolejną wersję - dodano dwie osoby, które zmarły w szpitalach kilka tygodni po odniesieniu obrażeń i do tej pory umknęły oficjalnym szacunkom.
Sześć osób wykreślono, bo odnalazły się żywe. Cztery nazwiska skreślono, bowiem detektywi uznali wiadomość o ich śmierci za próbę oszustwa. Z kolei jedną kobietę umieszczono na liście dwa razy - pod nazwiskiem męża i panieńskim.
Większość ofiar zidentyfikowano dzięki analizie próbek DNA. To była największa tego rodzaju operacja w historii. Próbki wędrowały pocztą dyplomatyczną nawet do tak odległych krajów, jak Indie, Chiny czy Ekwador. Śledztwo w tej sprawie również miało zasięg globalny - przedstawiciele Departamentu Stanu rozmawiali z krewnymi i bliskimi ofiar nawet w Bangladeszu, Nigerii i na Haiti.
Najtrudniejsze były przypadki ubogich, często nielegalnych pracowników przeróżnych barów i kafeterii w WTC. Śmierć 77- letniego mieszkańca Bronxu, który w drapaczach chmur był pucybutem, potwierdzono dopiero, gdy jego zdjęcie pokazano ludziom, którzy przeżyli tragedię, a ci potwierdzili, że starszy człowiek rzeczywiście był w wieżowcach 11 września.
Fizycznie potwierdzono śmierć 1379 osób. Zidentyfikowano ich szczątki, czasem nie większe niż kawałeczek kości. W 1350 przypadkach śmierć potwierdzono tylko sądownie, po dostarczeniu przez rodziny dowodów obecności ich bliskich w WTC 11 września.
Kilkadziesiąt nazwisk figuruje na liście osób zaginionych. Oznacza to, że właściwie jest pewne, że wszyscy zginęli pod gruzami wieżowców, ale nie odnaleziono ich szczątków, a rodziny z różnych powodów nie zdecydowały się wystąpić o stwierdzenie zgonu.
Śledztwo utrudniają przypadki oszustw. Według prasy nowojorskiej, do sądu złożono 60-70 nieuzasadnionych podań o stwierdzenie śmierci bliskich. 25 osób oskarżono już o próbę wyłudzenia pieniędzy z odszkodowań.
Do 2801 ofiar nowojorskich zamachów należy dodać 184 osoby, które zginęły w Pentagonie (w tym 59 pasażerów samolotu) i 40 ofiar porywczy maszyny, która spadła na pola niedaleko Shanksville. Te rachunki nie obejmują porywaczy: pięciu w samolocie, który spadł w Waszyngtonie i czterech w drugim przypadku.
Ogółem ostatnio ustalona liczba ofiar 11 września wynosi 3025 osób oraz 19 terrorystów-samobójców.