Klinika strachu
Adiunkt z wrocławskiej Akademii Medycznej oskarża swojego szefa o mobbing. – Podważał moje kompetencje, wyzywał i szykanował. Kazał podpisać dokument, w którym dobrowolnie rezygnuję z pracy. Przez niego mam nerwicę i depresję – tak o profesorze Franciszku Iwańczaku mówi doktor Aleksander Blitek, który pracuje w II Klinice Pediatrii, Gastroenterologii i Żywienia Akademii Medycznej.
21.05.2005 | aktual.: 21.05.2005 08:42
Młody naukowiec twierdzi, że padł ofiarą mobbingu. Sprawa trafi niebawem do sądu pracy. Dr Blitek pracuje we wrocławskiej Akademii Medycznej od 1994 roku. Od tamtego czasu zaczęła się jego błyskotliwa kariera. Cztery lata później z wyróżnieniem uzyskał pierwszy stopień specjalizacji i został asystentem profesora Franciszka Iwańczaka, który kieruje II Kliniką Pediatrii Akademii Medycznej i jest wojewódzkim konsultantem do spraw pediatrii. W 2001 roku Aleksander Blitek został doktorem nauk medycznych, a rok później zapracował na tytuł specjalisty drugiego stopnia pediatrii. Dostał wówczas nagrodę rektora za ważne i twórcze osiągnięcia w pracy naukowej.
W 2003 roku był już adiunktem. Nie spoczął jednak na laurach i na początku 2004 roku postanowił zrobić specjalizację z gastroenterologii. Jego kierownikiem została profesor Barbara Iwańczak, żona szefa kliniki. Wtedy – jak twierdzi – zaczęła się prawdziwa gehenna. – Byłem wyzywany przez profesora i jego żonę – mówi doktor. – W obecności pacjentów i kolegów z pracy podważano moje kwalifikacje lekarskie, oskarżano o nierzetelność. Czułem się zaszczuty. Profesor stopniowo odsuwał mnie od badań, blokował rozwój mojej kariery. W końcu zachorowałem na nerwicę i musiałem zgłosić się do terapeuty.
Pewnego dnia podczas wykonywania badania straciłem przytomność i trafiłem do kliniki neurologii. Musiałem pójść na zwolnienie. Kiedy dr Blitek po dwóch tygodniach wrócił do pracy, usłyszał od profesora, że stopniowo będzie eliminowany z zajęć w pracowni. – Szef zasugerował mi, bym sam zrezygnował z robienia specjalizacji gastroenterologa – opowiada. – Paradoksalnie, w czasie kiedy mobbing z jego strony był najsilniejszy, dostałem nagrodę ministra zdrowia za współudział w napisaniu podręcznika. Profesor powiedział mi, że moja specjalizacja zakończyła się i oświadczył, że nie podpisze mi zaświadczenia o ukończeniu stażu.
Pod koniec ubiegłego roku profesor Iwańczak wezwał doktora na rozmowę. Ten na spotkanie przyszedł z ukrytym w kieszeni dyktafonem. Wysłuchaliśmy nagrania tej rozmowy. – Czułem, że wówczas może się coś wydarzyć – opowiada. – Profesor podsunął mi do podpisania sporządzony na maszynie dokument, w którym rezygnuję z pracy. Nie podpisałem go. Powiedziałem, że zależy mi na specjalizacji, pracy naukowej na AM. Wtedy wściekł się i kazał mi „spieprzać”.
Od tamtego czasu Aleksander Blitek jest na zwolnieniu lekarskim. Nie wyobraża sobie powrotu na uczelnię, ale jak mówi – musi walczyć o dwa lata swojej pracy, która przepadnie, jeśli profesor nie wystawi zaświadczenia o odbyciu stażu. – To jest akademicki wyrok śmierci – mówi Blitek. – Moja kariera naukowa została zablokowana, a ja sam jestem na skraju wyczerpania nerwowego. Pozostała mi tylko walka w sądzie pracy. Nie mam już nic do stracenia.
Chory psychicznie?
Profesor Iwańczak mówi, że nigdy nie dręczył adiunkta. Twierdzi, że doktor Blitek jest chory psychicznie. – On już na studiach miał zaburzenia psychiczne i z tego powodu brał urlopy dziekańskie – mówi profesor Franciszek Iwańczak. – Bierze leki psychotropowe. Raz nawet przedawkował i w trakcie badania, stracił przytomność. Zawsze był słabym studentem. Wszystko do czego doszedł, zawdzięcza mnie. Inni przez palce patrzyli na jego błędy, bo był moim protegowanym.
Kiedy mówimy o nagranej przez Blitka rozmowie, profesor mówi, że jest spreparowana. – Nie podsuwałem mu żadnego zwolnienia do podpisania! – oburza się. – To on bez przerwy mnie dręczy, pisze donosy do rektora, podważa mój autorytet. Wszystko co mówi, jest stekiem bzdur. Nie mogłem zgodzić się na to, by zrobił specjalizację, bo jest na to za słaby. Poza tym jest nieodpowiedzialny, brakuje mu umiejętności – wyjaśnia i dodaje, że to on występował do rektora i ministra o nagrody dla doktora. – One tak naprawdę nie należały mu się. Podręcznik ja napisałem. Jego wkład był niewielki.
Odszedł, bo nie dał rady Pracownicy kliniki nie chcieli z nami rozmawiać na ten temat. Mówili, że wolą nie wchodzić profesorowi w drogę, że boją się o utratę pracy. Wszyscy podkreślali jednak, że Aleksander Blitek jest bardzo dobrym lekarzem. Wkrótce profesor Iwańczak odejdzie na emeryturę. Wówczas kliniką kierować będzie jego żona, profesor Barbara Iwańczak. Jacek Klakoăar, były adiunkt II Kliniki Pediatrii AM, obecnie dyrektor departamentu polityki zdrowotnej w dolnośląskim urzędzie marszałkowskim, pracował z profesorem Iwańczakiem przez dwanaście lat. – Jego zachowanie – jako szefa – nosiło znamiona mobbingu. To typ autokraty. Zawsze musi mieć rację, nawet, gdy jej nie ma. Dlatego nie mogłem znieść atmosfery panującej w klinice i musiałem zrezygnować z pracy.
A doktora Aleksandra Blitka pamiętam jako osobę bardzo życzliwą i układną. Szanuję go za to, że zdecydował się powiedzieć o tym wszystkim głośno. To dowód dużej odwagi – mówi. Doktor Blitek interweniował u rektora Leszka Paradowskiego, który próbował łagodzić konflikt. Nie udało nam się z nim porozmawiać, ponieważ wyjechał do Stanów Zjednoczonych. Profesor Ryszard Andrzejak, rektor elekt, który zacznie kierować uczelnią od nowego roku, powiedział nam, że na razie nie orientuje się w tej sprawie.
Gdzie po pomoc
Krajowe Stowarzyszenie Antymobbingowe ul. Grabiszyńska 44, dyżury psychologów i prawników codziennie od 16.00 do 18.00 tel. 606371919 (prezes Anna Makowska)
Niewygodni, bo zdolni
Anna Makowska, prezes Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego – Mobbing w środowisku akademickim występuje dość często. Zdarza się, że stara kadra, która obawia się utraty stanowiska, usuwa z uczelni ludzi zdolnych. Oni bowiem mogą stanowić zagrożenie dla ich pozycji. Osoby dręczone to zazwyczaj uczciwi, utalentowani, wykształceni i kompetentni pracownicy.
I paradoksalnie właśnie te cechy sprowadzają na nie kłopoty. Mobbing w kręgach ludzi z wyższym wykształceniem ma często najokrutniejsze oblicze. Zadręczany pracownik jest doprowadzany na skraj choroby psychicznej i wówczas konieczna jest fachowa pomoc. Trzeba walczyć w sądzie, bo to też jest rodzaj terapii. Człowiek żyje w poczuciu krzywdy, które dodatkowo potęguje fakt, że dręczyciela nie spotkała żadna kara. Ofiarom mobbingu trudno jest po takiej traumie wrócić do normalnego życia.
Katarzyna Tokarska, (ATRO)