Kiszki marsza grają
14% uczniów przychodzi do szkoły z
pustym żołądkiem. Głodne dzieci żyją na początku XXI wieku w kraju
należącym do Unii Europejskiej. To nie koniec problemów. Wiele
dzieci po lekcjach czeka na autobus szkolny, który zawiezie je do
domu. Ich łączna nieobecność w domu wynosi czasem kilkanaście
godzin - podaje "Trybuna".
14.05.2004 | aktual.: 14.05.2004 09:28
Jak wynika z badań przeprowadzonych przez prof. Barbarę Woynarowską z Katedry Biomedycznych Podstaw Rozwoju i Wychowania Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego, w tym czasie ciepły posiłek w szkole zjada zaledwie 16% uczniów! Naukowcy i pedagodzy podkreślają, że dziecko dla prawidłowego rozwoju potrzebuje regularnego odżywiania. Codziennie każdy uczeń powinien zjeść co najmniej jeden ciepły posiłek w szkole. Nie każdego rodzica jednak na to stać - pisze dziennik.
Według "Trybuny", akcje organizacji pozarządowych nie są w stanie załatać dziury w uczniowskich żołądkach. Brakuje pieniędzy z budżetu. W rejonach dużego bezrobocia program dożywiania dzieci w szkołach to fikcja. Większość instytucji odpowiedzialnych za jego realizację spycha winę na innych. W wielu rejonach Polski całe rodziny od wielu miesięcy, a czasem i lat nie mają pracy, a dzieci w tych rodzinach nie jadają do syta.
W miejscowościach, gdzie zlikwidowano PGR-y, bezrobocie dochodzi nawet do 80%. Suma niezbędna na dożywianie dzieci, według kryteriów opieki społecznej, wynosi blisko 300 mln zł. W ubiegłym roku z budżetu wygospodarowano na ten cel 160 mln zł, w tym jedynie 60. To stanowczo za mało. A i tak nie zawsze pieniądze docierają do najbardziej potrzebujących. Środki z tego funduszu może bowiem otrzymać gmina, która zadeklaruje 30% wkładu własnego. Większości gmin na taki wydatek nie stać - pisze "Trybuna". (PAP)
Więcej: * Trybuna - Kiszki marsza grają*