Kim jest nowy szef NATO? "Chodząca maszyna"

Nowym sekretarzem generalnym NATO został ustępujący premier Holandii Mark Rutte. "Jest chodzącą maszyną do zawierania kompromisów" - pisze niemiecka prasa.

Mark Rutte nowym szefem NATO. Niemiecka prasa komentuje
Mark Rutte nowym szefem NATO. Niemiecka prasa komentuje
Źródło zdjęć: © Getty Images | 2024 Getty Images

"Suedeutsche Zeitung" pisze: "Z perspektywy NATO 57-letni Mark Rutte jest wręcz idealnym kandydatem. Z jednej strony jest sprawdzonym zwolennikiem polityki transatlantyckiej, ale nie takim, który tańczy, tak jak mu zagra Waszyngton. Z drugiej strony jest zdeklarowanym i przekonanym zwolennikiem Ukrainy, ale nie jest zaciekłym przeciwnikiem Rosji. Półtorej dekady na czele holenderskich koalicji rządowych i równie długi czas w Radzie Europejskiej nauczyły Ruttego, jak osiągnąć sukces poprzez negocjacje i kompromis. W organizacji, która działa zgodnie z zasadą konsensusu, ma to ogromną wartość".

Według "Frankfurter Allgemeine Zeitung" "Mark Rutte jest postrzegany w Brukseli jako rodzaj polisy ubezpieczeniowej na wypadek powrotu Donalda Trumpa, ponieważ rzekomo dobrze dogadywał się z bardzo krytycznym wobec NATO Republikaninem podczas jego pierwszej kadencji. Trumpowi zazwyczaj chodzi o pochlebstwa, a w przypadku jego ponownego wyboru to by nie wystarczyło. Jako prezydent kierował się dwoma zasadami w polityce zagranicznej: trzymać Amerykę z dala od wojen i przerzucać koszty na inne państwa, w tym na sojuszników. To, że zawsze mogliśmy polegać na USA, jak powiedział kanclerz Scholz w Bundestagu, brzmi bardziej jak zaklęcie niż analiza. Nadzieja na ponowne zwycięstwo Bidena to jeszcze nie strategia. Przewidująca polityka musiałaby uwzględnić fakt, że Europejczycy mogą wkrótce stanąć w obliczu znacznie większych obciążeń, zarówno finansowych, jak i militarnych".

"Chodząca maszyna do kompromisów"

"Straubinger Tagblatt/ Landshuter Zeitung" konstatuje: "Rutte nie jest rozwiązaniem awaryjnym. Nie jest tylko mężem stanu, który ma teraz czas, ponieważ po 13 latach stracił swoje stanowisko w kraju. Już przed kryzysem w swoim rządzie interesował się stanowiskiem na czele zachodniego Sojuszu. On wnosi kwalifikacje, które Sojusz w tych czasach może dobrze wykorzystać. Rutte rządził w różnych konfiguracjach, co czyni go chodzącą maszyną do zawierania kompromisów. Uważany jest za absolutnego pragmatyka, który nie uważa siebie za najważniejszego, lecz stawia na pierwszym miejscu sprawy i poszukiwanie rozwiązań. Rutte, dzięki długiemu okresowi jako premier, ma doskonałe powiązania zarówno po tej, jak i po tamtej stronie Atlantyku. Znaczącym argumentem za jego wyborem jest to, że do kandydowania zachęcał go nie tylko prezydent USA Joe Biden, ale także jego poprzednik i potencjalny następca Donald Trump".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W podobnym tonie komentuje "Volksstimme" z Magdeburga, podkreślając, że nie lada dyplomatycznym wyczynem Holendra było przekonanie do swojej kandydatury Viktora Orbana. Dziennik podkreśla jednocześnie, że "Rutte musi teraz utrzymać jedność 32 państw i bardzo uważać, aby Sojusz nie został wciągnięty w wojnę między Rosją a Ukrainą. Wręcz przeciwnie, NATO powinno zdecydowanie bardziej się starać, aby położyć kres rozlewowi krwi. W związku z tym prawdopodobnie dobrze się stało, że nie uległo naciskom wschodnich Europejczyków, którzy chcieli obsadzić stanowisko kimś z ich grona. Klaus Iohannis z Rumunii i tak nie miał szans, natomiast z Kają Kallas sytuacja wyglądała inaczej. Rządzi ona Estonią, która graniczy z imperium Putina i posiada znaczącą mniejszość rosyjską. Jej uparte poparcie dla Ukrainy może zaciemnić jej spojrzenie na ogólną sytuację w Sojuszu. Ma to również znaczenie, jeśli Kallas zostanie przedstawicielką UE ds. zagranicznych".

Źródło: Deutsche Welle

Przeczytaj również:

Źródło artykułu:Deutsche Welle
mark ruttenatowojna w Ukrainie
Wybrane dla Ciebie
Wyłączono komentarze

Sekcja komentarzy coraz częściej staje się celem farm trolli. Dlatego, w poczuciu odpowiedzialności za ochronę przed dezinformacją, zdecydowaliśmy się wyłączyć możliwość komentowania pod tym artykułem.

Redakcja Wirtualnej Polski