Kijów zastrasza "niewygodnych" dziennikarzy. Grożą wysłaniem na front
Jurij Nikołow, współzałożyciel ukraińskiego projektu dziennikarskiego Naszi Hroszi, wyraził swoje obawy dotyczące zastraszania dziennikarzy przez władze w Kijowie. W rozmowie z Politico zaznaczył, że techniki zastraszania są różnorodne, a jednym z przykładów może być groźba wysłania dziennikarza na front.
09.05.2024 00:01
Naszi Hroszi to projekt, który skupia się na śledztwach dotyczących korupcji. Dziennikarze pracujący dla tego medium są zaangażowani w wykrywanie przypadków korupcji, które są nadal powszechne w Ukrainie, "mimo że skala tego procederu zmniejszyła się w ostatnich latach" - zauważa Politico.
Teraz jest jeszcze gorzej
Nikołow, który prowadził śledztwa przez 15 lat przed pełnowymiarową inwazją Rosji na Ukrainę w 2022 roku, przyznał, że praca dziennikarza zawsze była trudna i ryzykowna. - Ale myślę, że teraz dla dziennikarzy jest (jeszcze) gorzej - powiedział Nikołow.
Zespół, którym kieruje Nikołow, doprowadził do ujawnienia afery korupcyjnej dotyczącej zawyżonych cen żywności, którą kupowała armia ukraińska. Projekt Naszi Hroszi ujawnił, że ceny żywności były zawyżone ponad trzykrotnie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Efektem ujawnienia tej afery było podanie się do dymisji ministra obrony Ukrainy Ołeksija Reznikowa we wrześniu 2023 roku. Po ujawnieniu procederu Nikołow był wielokrotnie zastraszany w mediach społecznościowych. Groźby te nie pozostały tylko na poziomie słów - w styczniu tego roku dwóch zamaskowanych mężczyzn próbowało wtargnąć do jego mieszkania, oskarżając go o wrogą postawę wobec Ukrainy.
Tropią skandale korupcyjne w Ukrainie
Naszi Hroszi nie jest jedynym projektem zajmującym się tematem korupcji na Ukrainie i też nie jedynym, który musi mierzyć się z próbami zastraszania dziennikarzy. W styczniu tego roku na platformie Youtube pojawił się film, który ukazuje dziennikarzy z Bihus.Info, innego medium zajmującego się ujawnianiem przypadków korupcji, pijących alkohol i zażywających narkotyki.
Po ujawnieniu tych informacji, redaktor naczelny Bihus.Info, Denys Bihus, zwolnił dziennikarzy, którzy stali się bohaterami skandalu. Jednak największym problemem dla niego stało się to, jak uzyskano te kompromitujące nagrania. Bihus oskarżył Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) o nagrywanie i podsłuchiwanie jego dziennikarzy. Generał Wasyl Maluk, szef tej służby, potwierdził udział tej instytucji w inwigilowaniu przedstawicieli mediów.
Mimo przeprosin ze strony szefa SBU oraz zapewnień prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, że jakiekolwiek formy nacisku na dziennikarzy są nie do zaakceptowania, Nikołow jest zdania, że sytuacja pod tym względem nie uległa zmianie.
- Dziennikarze powinni zrozumieć, że mają pracę do wykonania. Transparentna postawa i porządne dziennikarstwo nie szkodzą Ukrainie - podkreślił Nikołow, tłumacząc, że celem pracy mediów powinno być ujawnianie prawdy niezależnie od wszelkich okoliczności. - Możesz być patriotą. Możesz chcieć, aby Ukraina wygrała tę wojnę (z Rosją) i ciągle być dziennikarzem - dodał.
Nikołow wyraził też swoje oczekiwania dotyczące wydatkowania środków publicznych. - Chcę, abyśmy mieli więcej (systemów) obrony powietrznej oraz więcej broni dla naszych żołnierzy - to na to powinny iść pieniądze, a nie wypychać kieszenie innych ludzi - zaznaczył.